Obserwuj wątek
“Kiedy Stephen Hawking Mówi o Bogu,nie Mylcie go z Naukowcem” dr Ervin Laszlo, filozof systemów nauk jeden z najbardziej uznanych w świecie filozofów systemów nauk (gałęzi nauki będącej autorytetem i przedmiotem odnośnie oceny w kwestii poprawności danej analityki naukowej). Dwukrotnie nominowany do nagrody Nobla, laureat wielu prestiżowych odznaczeń naukowych, 4 tytułów doktora honoriscausa oraz autor ok. 70 książek i licznych publikacji międzynarodowych.
Astrofizyk i kosmolog – Stephen Hawking
Stephen Hawking jest uważany za jednego z najwybitniejszych kosmologów. Stwierdził on ostatnio, zadowalając tym samym ruchy ateistyczne, że niekoniecznie było tak, że to Bóg stworzył Wszechświat, ale powstał on dzięki istniejącym siłom (np. grawitacji itp.).
Czy możemy założyć, że autor w tych wypowiedziach jest obiektywny, a jego tezy słuszne? Co też mogłoby wpływać na takie postrzeganie przez niego rzeczywistości?
Znany amerykański chemik i informatyk, Henry “Fritz” Schaefer III, wypowiadał się w ten sposób o Hawkingu, nawiązując do źródeł biograficznych: “Teorie Hawkinga dotyczące Boga Stwórcy mogą być w dużej części ukształtowane przez przebieg jego życia w latach dziecięcych”. A w innym miejscu: “Pani Isabel Hawking, jego matka, w latach 30. XX wieku należała do Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii”.
Widać więc tu wyraźnie, iż Hawking dorastał w otoczeniu szkodliwych ideologii, które z pewnością wpłynęły na jego psychikę. Ideologii o tyle szkodliwych, że negujących istnienie Boga Stworzyciela Wszechświata.
Łatwo jest więc się domyślić, że wszelkie wpływy zmanipulowanego otoczenia, które kształtują dojrzewającą świadomość młodego chłopaka często będą miały swoje odbicie w dorosłych latach życia, w jego patrzeniu na świat lubniepowstrzymanej chęci do umacniana przekonań w celu pozbycia się konfliktów wewnętrznych. Dokładnie tak, jak mówi przysłowie: “Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.” Dlatego też już w wieku 13 lat Hawking odnalazł swojego mentalnego mentora, którym był Bertrand Russel, ateistyczny filozof i matematyk.
Jeden ze specjalistów w dziedzinie filozofii systemów nauk, nominowanym do nagrody Nobla, autor licznych publikacji, dr Ervin Laszlo, stwierdził w ostatnim czasie rzecz, która może nas utwierdzić w tych przekonaniach. Tak wypowiadał się na temat ostatniej z książek Hawkinga pt. “Wielki Projekt”, w której autor dyskredytuje koncept Boga Stwórcy: “Stephen Hawking wywiera wrażanie raczej spekulującego filozofa niż pragmatycznego naukowca”.
A następnie dodaje: “naukowiec tego pokroju, a zwłaszcza fizyk, nie powinien i nie może wypowiadać się na temat Boga w kontekście tego, czy Go potrzebujemy i czy rzeczywiście stworzył świat, ale może jedynie ocenić i stwierdzić, czy badania naukowe są w stanie przedstawić wyjaśnienie na działanie wszelkich praw natury”- których jak dotąd nie przedstawiono – “dlatego taka teoria wszystkiego musiałaby zawierać w sobie wytłumaczenie dla każdego prawa obecnego w przyrodzie, kosmosie i czasoprzestrzeni”.
W innym miejscy dr E. Laszlo stwierdza, odnosząc się do powyższych słów: “wyglądałoby to zupełnie tak, jak słowa Alberta Einsteina, który mówił o odczytaniu Bożego rozumu. Hawking zaś stara się udowodnić, iż Bóg w całym tym procesie nie bierze udziału. Wszak teorie, iżby Wszechświat miał powstać samoczynnie są od wielu lat powtarzanym złudzeniem. Dlaczego więc Wszechświat w którym żyjemy miałby stworzyć się sam? Czy był to akt spontaniczny, a może szczęśliwy traf lub czysty przypadek?
Czy nie lepszy wyjaśnieniem będzie stwierdzenie, że Wszechświat wraz z istniejącymi w nim prawami zostały zwyczajnie utworzone w taki sposób, by mogły w kolejnych krokach rozbudowywać się do obecnej postaci?
Zresztą stwierdzenie, że Wszechświat uczynił to spontanicznie, bez ingerencji, jest raczej wymówką niż odpowiedzią na pytanie. Podczas gdy S. Hawking stwierdza, że samo stworzenie się wszechświata jest jakoby dowodem na brak ingerencji Stwórcy w ten proces, przestaje mówić jak naukowiec. To nie jest naukowe podejście do sprawy. Tezy te są raczej natury teologicznej, w tym przypadku typowej dla ateistów. Odrzucenie istnienia inteligentnej siły stwórczej jest tak samo aktem wiary, jak zapewnienie w wiarę w Boga Stwórcę.
Naturalnie, możemy dyskutować i dociekać szczegółów odnośnie tego pytania, bo nigdzie nie jest powiedziane, że kres nauki ma być kresem badania człowieka. Jednak nie możemy wykorzystywać faktu, że jesteśmy szanowanymi naukowcami, do spekulowania na niezbadane tematy.”
Możemy być pewni tego, że każdy parametr Wszechświata jest niezwykle dokładnie skalibrowany i precyzyjnie dopasowany do potrzeb żyjących stworzeń oraz podtrzymania życia, że każde nawet najmniejsze odchylenie od nich okazałoby się katastrofą. A taka doskonałość naturalnych praw może być jedynie wyjaśniana charakterem i celowym działaniem Boga Stwórcy. (z wykładu prof. dr Zbigniewa Jacyny-Onyszkiewicza, Wszechświat na Miarę Człowieka”)
Według dra Philipa Claytona to, w jaki sposób świat przyrody oraz możliwości poznawcze człowieka są do siebie dopasowane, jest niepodważalnym dowodem na istnienie Boga, by człowiek mógł go rozpoznawać w swoim stworzeniu. Tak idealne dopasowanie wręcz zmusza nas do zauważania we Wszechświecie celowości i planu.
Z kolei według astrofizyka z Kalifornijskiego Instytutu Technologicznego, dra Hugh Rossa, istnieje 5 kluczowych argumentów, które przemawiają w sposób oczywisty za istnieniem nieskończenie inteligentnego Boga, Stwórcy Wszechświata. Są to argumenty:
- Kosmologiczny – Wszechświat, który jesteśmy w stanie obserwować musiał powstać w celowy sposób.
- Teologiczny – sama tylko budowa Wszechświata skłania nas do odkrycia kierunku i celu w ich istnieniu.
- Racjonalny – istnienie tak uporządkowanej struktury, jaką jest Wszechświat oraz zawarte w nim prawa sugerują działanie jakiejś inteligentnej siły sprawczej.
- Ontologiczny – powstanie u ludzi przekonania i świadomości o istnieniu Boga kieruje nas ku wnioskowi, że istnieje Stwórca, który zaszczepił je w człowieku.
- Moralny – zdolność człowieka do odróżniania dobra i zła zmusza nas do przyjęcia faktu, że tylko Wyższa Istota o głębokim rozumieniu praw i porządku mogła je w człowieku zaszczepić.
Analizując książkę pt. “First scientific proof of God” dowiemy się z niej, że skoro istnieje Wszechświat, który posiada swoje granice, miał swój początek (Big Bang) oraz najpewniej zmierza do swojego końca, to sugeruje nam, że nie mógł powstać, ot tak samoczynnie. Przecież jedynie nieskończona forma bytu jest w stanie stworzyć coś skończonego. A ponieważ byt ów nie ma własnej przyczyny ani początku, to nazywamy go Bogiem i przyczynę wszechrzeczy. Istnienie Boga w tym przypadku jest obligatoryjne.
Matematyczne podejście do badania nieskończoności nie powinno być przeceniane. Jest ono jedynie skuteczne dla badań z zakresu rzeczy skończonych, z tego powodu, że wprawdzie rzeczy skończone, jak i nieskończone identyfikują się i pochodzą od tego samego Stwórcy, jednak na zupełnie inny sposób. Sam Galileusz wieki temu pisał o tym, że każda skończona rzecz zawiera w sobie nieskończoną ilość części niepodzielnych.
Ponieważ naukowcy nie potrafią policzyć cząstek nieskończonych, dlatego mają problem w wyjaśnieniu Wszechświata. Nie mogą oni zrozumieć, że składa się on równocześnie z doskonale razem funkcjonujących – wyższego świata Boga oraz niższego świata dla jego stworzeń.
Dr Jason Lisle, astrofizyk, wchodzi w polemikę z teoriami Hawkinga. Stawia pytanie, dlaczego w ogóle istnieje grawitacja i z jakiego powodu Kosmos miałby się do tej siły dostosowywać? Z jakiego powodu prawo grawitacji działa wszędzie i zawsze? A także dlaczego ma na tyle jasną formułę, że jest w łatwy sposób możliwa do pojęcia przez człowieka? Zdecydowanie Hawking nie przemyślał tych argumentów.
W pewnym miejscu swojej książki Stephen Hawking stwierdza, iż zarówno wszechświat, jak i wspominana książka mają swój projekt, jednak wszechświat z tych dwu nie potrzebuje projektanta. Jak to możliwe, skoro Wszechświat jest o wiele bardziej złożony od zwykłej książki? Dlaczego tak inteligentni ludzie nie dostrzegają takich paradoksów? Odpowiedź możemy znaleźć w 1 Liście do Koryntian: “Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić.” (1 Kor 2,14).
Skoro siła grawitacji jest funkcją masy, to nie może ona narzucać masy materii, tym samym grawitacja nie może być przyczyną powstania materii. Dlatego trudno uznać w tym miejscu “teorię strun” za zasadną. De facto Hawking opiera pośrednio swoje słowa na tzw. teorii M, która nawiązuje do teorii strun, a która przyjmuje, że obok siebie współistnieje miliardy możliwych wszechświatów. I próbuje doprowadzić do uzasadnienia teorii wszystkiego, która staje się ucieczką dla naturalistów z chaosu matematycznego, który sami stworzyli, a który został zanegowany.
Stephen Hawking proponując swoją teorię strun uciekł się do matematycznej sztuczki. Podzielił tę ilość niemożliwych do zaistnienia wszechświatów przez ilość możliwą w założeniu do zaistnienia. W efekcie otrzymał całkiem prawdopodobną wartość. Jednak sposób i metoda pozostawiają wiele niewyjaśnionych pytań i jawią się raczej jako próba ucieczki z tonącego statku jakim jest teoria strun.
W ten sposób postrzegam absurdalność hipotezy “M”, która opiera się na założeniach proponowanych przez Hawkinga.
Jeżeli hipoteza “M” (nazywana niewłaściwie teorią) jest w rzeczywistości jedną z opcji proponowanych wersji “teorii strun”, a każda z nich jest przez swego twórcę uważana za tę właściwą i prawdziwą – a przecież wszystkie naraz nie mogą być prawdziwe – to z logicznego punktu widzenia, w równy stopniu wszystkie te hipotezy mogą być nieprawdziwe, jak wszystkie pozostałe. Więc jeżeli twórcy każdej z tych hipotez mają swoje racje do udowodnienia, a tylko jedna z nich ma szansę być tą prawdziwą, to równie dobrze… żadna może nie być prawdziwa.
Na dodatek wspominana hipoteza Hawkinga napotyka w pewnym miejscu na ciężki do pokonania problem odnoszący się do DNA w organizmach żywych, który w swej książce rozpatruje Anthony S. Layne.
Jak udowadniają S. Hahn i B. Wiker, pomijając już problemy natury fizycznej i chemicznej, przedstawiane argumenty przez zwolenników teorii spontanicznego powstania życia prowadzą do nieco naciąganego założenia, że niesterowane połączenie się cząsteczek DNA jest niczym trafienie na idealne rozdanie kart w brydżu. Raczej bardziej pasowałoby w tej sytuacji porównanie do ułożenia domku z kart podczas silnego wiatru. I w tym miejscu napotykamy kolejny problem nie do przeskoczenia, stawiając naturalistów w kłopotliwym położeniu: Jak dokonać skoku z obfitego zbioru aminokwasów do całej komórki?
Przecież jasne jest, że cząsteczka DNA nie będzie w stanie spełniaj swych skomplikowanych zadań nie będąc jednocześnie w komórce, co prowadzi nas do wniosku, że DNA nie może istnieć bez komórki i odwrotnie. Ten skomplikowany twór zwany komórką zawiera w swych strukturach cały łańcuch kolejnych wyspecjalizowanych fabryk molekularnych, poruszający się bezwładnie, ale mimo wszystko celowo w soku komórkowym. Te procesy są tak zaawansowane, że twierdzenie, iżby komórka miała powstać przez przypadek jest absurdalne, jak również niewystarczające i niestosowne w obliczu nauki. To właśnie brak możliwości dojścia do rozwiązania zagadki powstania komórki zmusił niejednego sceptyka do zaakceptowania faktu, że Bóg istnieje.
Idąc dalej za teorią samoczynnego powstania kosmosu, którą faworyzuje Hawking. Wg niej poprzez wzajemną interakcję pola skalarnego oraz grawitacyjnego powstaje masa. Jednak to założenie jest wielce niespójne odnosząc się do masy i materii a także ich wzajemnych relacji. Teoria wprawdzie stara się wytłumaczyć, w jaki sposób powstają planety i gwiazdy z materii, jednak zapomina całkowicie i ignoruje kwestię źródła materii, a co za tym idzie wszystkie skomplikowane struktury obecne w organizmach żywych.
Emerytowany profesor, ekspert biologii molekularnej, Edgar H. Andrews, tak skomentował książkę Hawkinga:
hipoteza M Stephena Hawkinga jest ledwie niemożliwym do sprawdzenia matematycznym konstruktem, który wobec powagi rzeszy naukowców nie może być uznany za zgodny z rzeczywistością fizyczną. Hawking stwierdza w swym opracowaniu, iż nie wierzy w realną rzeczywistość, a następnie odnosi się ponownie do twierdzenia, iż najlepszymi modelami są takie, które odnoszą się do sposobu, w jaki procesy w rzeczywistym świecie zachodzą. Czy to nie kłóci się ze sobą? Profesor Andrews konkluduje, że teoria M wraz ze swymi równoległymi wszechświatami, jest bardzo mało użytecznym substytutem Boga.
Inny naukowiec z dziedziny fizyki teoretycznej, Lee Smolin, stwierdził, że tak naprawdę wiąż nie wiemy, czym w istocie jest teoria M oraz czy tak naprawdę zasługuje na nazywanie teorią.
Podsumowując ten artykuł, jak już wcześniej stwierdziliśmy, szansa na powstanie Wszechświata w którym żyjemy w raz z rzeszą precyzyjnych i niepowtarzalnych parametrów stałych takich jak masa, siła łącząca nukleony w atomie, ciężar elektronu, istnienie jąder atomowych, stosunek siły elektromagnetyzmu do siły grawitacji, równowaga materii i antymaterii, pole elektromagnetyczne i jego siła, ciężar kwarka itp. itd. są bardzo nikłe. Wszak minimalne tylko odchylenie w tych parametrach uniemożliwiłoby zajście wielu procesów. Na przykład, gdyby tempo rozszerzania się wszechświata było zbyt duże, nie byłoby szansy na powstanie gwiazd i planet.
Zwróćmy uwagę na to, jak ogromny to ułamek szans na przypadkowe skalibrowanie się wszystkich stałych kosmologicznych. Mianownik jest liczbą o wiele większą niż ilość atomów we Wszechświecie (1080). Istnienie tutaj przypadku jest nieprawdopodobne.
Jeżeli prawdopodobieństwo jest tak niewielkie, to jedynym rozwiązaniem tego problemu przez ateistów i zwolenników S. Hawkinga było wymyślenie naprędce teorii strun, czyli założenia, że istnieje wiele równoległych wszechświatów. Wtedy dużo łatwiej o zwiększenie szans. Jednak gdzie jest tu miejsce na uczciwość i rzetelność naukową?
Teorie te wyglądają jak ucieczka w akcie desperacji, jednak zupełnie bezsensowna z punktu widzenia ludzi myślących. Zawsze można postawić pytania – skąd możemy mieć pewność, że teorie te są prawdą, kto niby miałby generować owe równoległe wszechświaty wraz z ich wspaniałymi prawami?
„to, co mówi ten profesor jest dużo bardziej nieprawdopodobne, niż to, w co my biedni Chrześcijanie wierzymy…” Francois Mauriac.
Wiele osób na świecie zachodzi w głowę, dlaczego Stephen Hawking za swoje wybitne osiągnięcia wciąż jeszcze nie otrzymał nagrody Nobla. Otóż trzeba nam wiedzieć, iż Królewska Szwedzka Akademia Nauk stawia ścisłe wymaganie, by każda z nagród była przyznawana tylko i wyłącznie za prace poparte weryfikowalnymi eksperymentami, które przynoszą obserwowalne dowody. Jak już wiemy z niniejszego artykułu, teorie prof. Hawkinga nieprędko przyniosą mu tę nagrodę.
Hawking wciąż balansuje pomiędzy dwiema opcjami dotyczącymi ingerencji Boga w proces stwarzania Wszechświata. Wszak jego małżonka jest osobą wierzącą, dlatego koncept Boga Stwórcy niekoniecznie jest mu obcy. Zresztą wypowiadał się już w tym tonie, w książce „Stephen Hawking: poszukiwania teorii wszystkiego” autorstwa Kitty Ferguson: „Przeciwności, które musiałyby zostać pokonane, aby wszechświat taki jak nasz mógł wyłonić się z czegoś takiego jak Wielki Wybuch są niesamowicie olbrzymie. Uważam, że kiedykolwiek zaczynamy omawiać początki wszechświata dochodzimy do czysto religijnych wniosków.”
Widać tu wyraźnie wahanie Hawkinga pomiędzy dopuszczeniem do istnienia Stwórcy i jego negacją. Postawić można w tym miejscu pytanie, czy przypadkiem jego problemy zdrowotne, cierpienia i ograniczają nie skłaniają go do buntu przeciwko Bogu, który miałby podłoże psychologiczne.
Już nieraz w historii nauki wielkie i perspektywiczne teorie upadały. Np. takie teorie jak stacjonarny model wszechświata Freda Hoyle, czy mechanika kwantowa Alberta Einsteina. Świat naukowy i jego teorie wciąż się zmieniają, a tylko Bóg jest niezmienny i trwa prowokując do wysiłku umysły naukowców. Jedni się buntują, a inni z kolei podejmują to wyzwanie. W gruncie rzeczy nic się nie zmienia od 2000 lat, od kiedy Jezus przyszedł na świat, by „dać świadectwo prawdzie”.
Nurty ateistyczne wciąż starają się odsunąć Boga Stwórcę od odpowiedzialności za powstanie kosmosu. Jednak Bóg stale im się wymyka i zostawia w tyle w argumentacji naukowej i logicznej.
„Iż poznając dziś choćby i wiek Wszechświata jako{ponad} 14 miliardów lat oraz gdyby móc dokopać się do pokładów wiedzy i poznawać jej bezmiar, musimy wciąż pamiętać, że ten Stwórca, {jakkolwiek pojmowany}, zawsze wyprzedzi nas o tą choćby 1/10 sekundy. I dlatego ta, 1/10sekundy jest ważniejsza dla nas od następnych 14 miliardów lat” Autor nieznany.
www.czybogistnieje.pl
Nie powoływałbym się na Einsteina: http://www.fronda.pl/a/list-einsteina-o-bogu-w-ktorym-neguje-fizyk-jego-istnienie-zostanie-sprzedany,22631.html
„Słowo +Bóg+ jest dla mnie niczym więcej niż wyrazem i wytworem ludzkiej słabości a Biblia zbiorem dostojnych, ale jednak prymitywnych, legend, które są ponadto dość dziecinne. Żadna interpretacja, niezależnie od tego jak subtelna, nie może (dla mnie) tego zmienić” – napisał m. in. genialny twórca teorii względności, który w 1921 r. dostał nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki.”