Obserwuj wątek
SZKIC POWSTAŁ POD KĄTEM AUDYCJI W RADIO MARYJA NA TEMAT „CHRZEŚCIJAŃSTWO BEZ KOŚCIOŁA”
Fakty:
1. Należy bardzo wyraźnie rozdzielić dwa nurty reprezentowane w tzw. wolnych Kościołach (mimo że niekiedy same usiłują wchodzić sobie wzajemnie w kompetencje): chrześcijaństwo bezwyznaniowe imiędzywyznaniowe.
2. „Bezwyznaniowi”:
a. Są bardzo agresywni wobec Kościoła katolickiego w szczególności, a w stosunku do wyznań chrześcijańskich w ogóle.
b. Sprawiają wrażenie kompletnie „impregnowanych” na argumenty (właściwie rozmowa z nimi przypomina do złudzenia dyskusję ze świadkami Jehowy). Zwykle zresztą nie odpowiadają na argumenty (nawet biblijne), powtarzając po prostu swoje twierdzenia i od czasu do czasu opatrując je stwierdzeniami, że adwersarz „tego nie rozumie, gdyż nie jest człowiekiem duchowym”.
c. Z jednej strony próbują uzasadniać swoje twierdzenia za pomocą karkołomnej interpretacji Biblii, z drugiej – dezawuują argumenty biblijne, pod pozorem że „Biblią wszystko można udowodnić”.
d. Na wszystkie wyznania patrzą jedynie przez pryzmat pieniędzy.
e. Niektórzy posuwają się do stwierdzenia, że jakiekolwiek nauczanie w ogóle jest zbędne, bo każdy dojrzały chrześcijanin jest nauczycielem dla swojej rodziny, i to wystarczy.
f. Wysuwają ostre oskarżenia wobec istniejących wyznań, ze względu na to, że w przeszłości ich członkowie dopuszczali się złych czynów (im tego nie można zarzucić, bo wówczas… jeszcze nie istnieli! Co więcej, gdyby dziś któryś z nich popełnił jakąkolwiek zbrodnię, też nie zostałby z nimi skojarzony, bo brak jest sprecyzowanych warunków uczestnictwa.
3. „Międzywyznaniowcy”:
a. Z reguły werbalnie deklarują się jako ci, którzy mimo różnic chcą wspólnie głosić Jezusa.
b. Choć znane są ujawnione przypadki wysyłania do Polski (już w latach 80.) osób, które miały pod pozorem współpracy ekumenicznej przeciągać katolików na protestantyzm, jednak w większości intencje międzywyznaniowców wydają się być szczere. Problem w tym, że przyjmują oni formułę redukcjonizmu, a więc przyjmowania najmniejszego wspólnego mianownika w sprawie wiary, co świetnie działa w kontaktach międzyprotestanckich, lecz stanowi rażące naruszenie zasad w kontaktach z katolicyzmem.
Aby rzecz zrozumieć, należy wziąć pod uwagę następujące fakty:
– Protestantyzm jest nie tyle alternatywnym (wobec katolicyzmu) wyznaniem chrześcijaństwa, co po prostu katolicyzmem zredukowanym (żeby podać garść przykładów: z trójki liturgia – Tradycja – Pismo wybrano jedynie Pismo, z Biblii odrzucono księgi deuterokanoniczne, ze środków zbawczych odrzucono sakramenty, wyznanie wiary ogołocono z wielu ważnych elementów itd.
Przyjęcie części wspólnej wyznania wiary jest w praktyce przyjęciem stanowiska protestanckiego, gdyż protestantyzm to właśnie katolicyzm minus to, co protestanci odrzucili.
– Nauka Chrystusa nie składa się z izolowanych twierdzeń, lecz stanowi pewien spójny system. Przyjęcie „wspólnej części” powoduje, że system ten traci spójność, stając się zbiorem akademickich tez lub co najwyżej zbiorem praw czy systemem filozoficznym.
c. Niezależnie od tego, co zostało powiedziane powyżej, w „wyznaniach wiary” organizacji międzywyznaniowych bardzo często obecne są stwierdzenia lansujące naukę stricte protestancką (patrz CHSI, CHSA, RNŻ). Trudno powiedzieć, czy jest to wynikiem niewiedzy, czy też świadome lansowanie pewnych założeń (w rodzaju sola Scriptura, sola gratia czy predestynacja), jednak sądzę, że wyraźnie nie są to stwierdzenia przypadkowe.
d. Niektóre ruchy (np. RNŻ) powołują się na współpracę z ruchem oazowym. To prawda, rzeczywiście taka współpraca istniała. Jednak:
– Miała charakter współpracy pomiędzy uformowanymi partnerami. Ks. Blachnickiemu nie groziło, że jego katolicyzm zostanie zniekształcony nauką protestancką – przeciwnie, materiały protestanckie wykorzystywał jako element konstrukcji pastoralnej, a nie teologicznej. Program oazowy został napełniony treściami liturgicznymi, osadzony w roku liturgicznym i ustawiony w kontekście maryjnym. Inaczej ma się sytuacja wielu katolików werbowanych dziś do Ruchu Nowego Życia – spotykają się tam (mimo werbalnych zapewnień o międzywyznaniowości) z nauką protestancką. Co z tego, że większość ruchu tworzą w Polsce katolicy (najczęściej o znikomej wiedzy na temat wiary), skoro nauczanie, obyczajowość i klimat są protestanckie?
Nic dziwnego, że RNŻ bywa nazywany największą baptystyczną organizacją przeznaczoną dla katolików.
– Należy się poważnie zastanowić nad istotą wpływu RNŻ (dawniej Agape) na ruch oazowy. Mimo bowiem pozytywnej publikacji na ten temat (która to publikacja jest zresztą bez opamiętania wykorzystywana przez RNŻ dla jej legitymizacji w środowiskach katolickich), wiele elementów budzi duże wątpliwości (wystarczy przypomnieć losy tzw. Wielkiej Ewangelizacji, koncepcję tzw. wspólnot kominowych itp. zdarzenia, a także zwrócić uwagę na niejednoznaczne owoce formacji oazowej w niektórych środowiskach. Należy także zauważyć, że Ruch Światło-Życie dostrzegł te zagrożenia, rezygnując z współpracy z RNZ.
e. Należy też zwrócić uwagę, że formuła bezwyznaniowości jest dla protestantów bardzo ważnym sposobem dotarcia do katolików. Powiem więcej – w stosunku do części z nas tylko taka „miękka” formuła umożliwia zaistnienie protestantów w przestrzeni idei. A ponieważ aby móc traktować członków Kościoła katolickiego, największego w Polsce, jako „łowisko” – niezbędne jest w ogóle zaistnienie; wszelkie działania międzywyznaniowe działają de facto na korzyść protestantów.
f. Z powyższego powodu nie dziwmy się, że protestanci są tacy „ekumeniczni” w Polsce – leży to w ich interesie (oczywiście znam całą masę szczerych protestantów – ale nie o nich dziś tu piszę.
g. Wracając do organizacji międzywyznaniowych – wieloletnie doświadczenie rozmów z katolickimi członkami tych organizacji upoważnia mnie do pewnej generalizacji: otóż w olbrzymiej większości są oni „katolikami… ale” – nie uznającymi części nauki Kościoła.
Spotkałem się z organizacją założoną przez katolika, członka etatowego RNŻ, której zasady były protestanckie, teologia protestancka, a jedynymi polecanymi tekstami katolickimi były prace ks. Blachnickiego (oczywiście, te „bezpieczne”). Jest to, niestety, wypadek typowy.
h. Rzeczą bolesną jest autoryzowanie ruchów międzywyznaniowych przez niektórych księży. Przyczyny są różne: źle rozumiana gorliwość, brak wiedzy na ten temat, a niekiedy problemy z własnym miejscem w Kościele. Ten ostatni przypadek jest najbardziej tragiczny, gdyż katolicy, spotykając księdza, spodziewają się jakiegoś oparcia, znajomości wiarygodnej wykładni – zaś „chwiejny publicznie” ksiądz powoduje olbrzymi zamęt, zwłaszcza gdy oczekuje od grupy odpowiedzi na własne wątpliwości. Jeśli jednocześnie w grupie znajdzie się zdecydowany lider protestancki (może nie mieć dużej wiedzy – wystarczy, że będzie zdecydowany) – skutek duszpasterski jest łatwy do przewidzenia.
Czy kapłan nie może mieć wątpliwości? Musi, jeżeli jest człowiekiem. Ale winien je rozwiewać w innym gronie niż ci, dla których ma stanowić oparcie.
4. Nie powinno się, moim zdaniem, podejmować tzw. czynnego ekumenizmu bez dość gruntownej znajomości nauki Kościoła (z Pismem Świętym włącznie) oraz pewnego przygotowania apologetycznego. Jest to konieczne dlatego, że o ile katolicy, idąc na spotkanie ekumeniczne, przeważnie mają na celu faktycznie cele ekumeniczne, o tyle protestanci (w Polsce – innych nie znam) starają się je wykorzystać do argumentacji służącej „przeciąganiu”). Za samo to trudno nawet ich winić: uważają nas za błądzących – ale problemem jest rozbieżność między celami deklarowanymi a wykonywanymi. Nie można więc być naiwnym (a to utrudnia z kolei porozumienie, zmuszając do wyważania pomiędzy konieczną ostrożnością a pożądaną otwartością). OCZYWISCIE nie zawsze i nie wszyscy – ale niestety jest to codzienność tzw. organizacji ponadwyznaniowych.
„Proszę was jeszcze, bracia, strzeżcie się tych, którzy wzniecają spory i zgorszenia przeciw nauce, którą otrzymaliście. Strońcie od nich” (Rz 16,17).
Zapewniam, że dyskusja z osobą, która nie słucha, przynosi więcej szkody niż pożytku, niezależnie jaki jest kierunek jej odstępstwa.
5. Strategią niewielkich grup braci odłączonych jest wywoływanie dyskusji poprzez kontrowersyjne, wywołujące zamęt wypowiedzi, nie wytrzymujące jednak krytyki ani w świetle nauki Kościoła, ani w świetle tzw. zdrowego rozsądku.
„Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia” (2 Tm 1,7).
Dyskusje takie mają stworzyć wrażenie, że mała grupka jest równoważnym partnerem teologicznym, naukowym czy etycznym dla Kościoła katolickiego.