Odpowiedz na zarzuty "Czy ateizm jest światopoglądem naukowym?"

Obserwuj wątek
( 0 Obserwujących )
X

Obserwuj wątek

E-mail : *

 
W serwisie Racjonalista.pl  pojawił się esej Marcina Kwieka, który jest próbą polemiki z moją rozprawką pt. Czy ateizm jest światopoglądem naukowym?, jaka została zamieszczona również w niniejszym dziale. Na samym początku chciałbym podziękować Marcinowi Kwiekowi za uwagę, jaką poświęcił mojemu tekstowi, pisząc z nim polemikę. Jestem miło zaskoczony tym, że mój tekst wywołał dyskusję. Poniżej, aby było łatwiej odróżnić moje wypowiedzi od wypowiedzi M. Kwieka, jego wypowiedzi zaznaczam kursywą, swoje wypowiedzi pozostawiam natomiast bez zmian formatu czcionki. A więc do rzeczy. Na samym początku M. Kwiek pisze:

Na stronie internetowej http://www.trinitarians.info

 
Odpowiedź:
 
Raczej http://www.trinitarians.info . W adresach internetowych nie piszemy „polskich znaków”.
 
w dziale „Polemika z Racjonalistą” znajduje się artykuł pana Jana Lewandowskiego pt. „Czy ateizm jest światopoglądem naukowym?”, w którym to artykule autor próbuje wykazać, że światopogląd ateistyczny jest w takim samym stopniu oparty na wierze, co światopogląd teistyczny. I chociaż w wielu kwestiach nie sposób nie zgodzić się z autorem artykułu, to jednak z tą główną konkluzją zgodzić się nie można.
 
 
Odpowiedź:
 
Spróbujemy więc o tym dalej porozmawiać.
 
Otóż każdy człowiek zajmujący się nauką (a również wielu, którzy z nauką nie mają wiele wspólnego), zdaje sobie sprawę z tego, że założenia współczesnej nauki nie zawsze mają pokrycie w faktach i nie zawsze opierają się na empirycznych dowodach. Autor artykułu ma rację że, „ateiści scjentyczni”, jak ich nazywa, wykazują dużą dozę naiwności twierdząc, jakoby ich światopogląd opierał się wyłącznie na bezspornych faktach potwierdzonych naukowo.
 
 
Odpowiedź:
 
Zatem widocznie Marcin Kwiek jest dojrzalszym ateistą, niż np. „dr” Lech Keller, z którym polemizuję w swym tekście. Mój tekst był polemiką z pewnym powszechnie istniejącym wśród „ateistów naukowych” trendem, zgodnie z którym naukowy=niefideistyczny (lub nawet antyfideistyczny). Keller stał się ofiarą i zarazem ucieleśnieniem tego trendu, co do czego nie pozostawia resztek wątpliwości w swych wypowiedziach. Nie zgodzę się też z tezą M. Kwieka, że wielu ludzi nie parających się nauką wie, że nauka może opierać się na fideizmie, bowiem wśród społeczeństw (a zwłaszcza wśród wielu racjonalistów wciąż hołdujących starym szkołom scjentycznym) wciąż tkwi zabobonny dziewiętnastowieczny mit, zgodnie z którym nauka oznacza tylko wypowiadanie się o bezspornych faktach. Epistemolodzy (wcale nie postmoderniści) już dawno obalili ten mit, jednak minie jeszcze dużo czasu nim nastąpi powszechna recepcja społeczeństw w tym zakresie.
 
 
W swoim artykule próbuje jednak wykazać, że zarówno ateizm jak i teizm w rzeczywistości opierają się głownie na wierze, a cechy tej wiary są tożsame. Z tym już trudno się zgodzić.
 
 
Odpowiedź:
 
Nie pamiętam, żebym formułował taki wniosek w swym tekście. To raczej nadinterpretacja M. Kwieka. Na pewno są to inne fideizmy, ale fakt, że wciąż są to fideizmy skłania nas jednak do poważnych refleksji. Fideizm fideizmowi nierówny, ale konsekwencje tego są takie, że jednak i to i tamto to wciąż fideizm. Raczej tak bym to ujął. Ale dajmy się „rozkręcić” autorowi.
 
 
Prawdą jest niewątpliwie to, że wiele tez naukowych nie znajduje oparcia w materiale dowodowym i że mogą być one w przyszłości odrzucone jako błędne. Nie oznacza to jednak, że „wiara” ateisty (oparta na nauce) jest tym samym co wiara teisty w tzw. prawdę objawioną. Różnica jest bowiem zasadnicza. Polega ona na tym, że ateista zdaje sobie sprawę z tego, że jego światopogląd może być błędny lub nie do końca prawdziwy i nie boi się do tego przyznać; stara się na bieżąco korygować swój obraz świata w oparciu o nowe fakty, teorie i hipotezy, które w przyszłości mogą być zweryfikowane pozytywnie lub negatywnie.
 
 
Odpowiedź:
 
Identycznie może powiedzieć teista. Gdyby było inaczej, wielu gorliwych teistów nie zostawałoby ateistami z jakiegoś powodu, którym najczęściej jest zdobycie pewnej „dodatkowej wiedzy”. Warto też dodać, że teiści też idą za postępem wiedzy, są wierzący ewolucjoniści, wierzący fizycy i biolodzy (Kościół rzymski i mnóstwo teologów akceptuje cały dorobek współczesnych nauk przyrodniczych). Nie sądzę zatem, żeby rzekomy strach przed poszukiwaniem prawdy i zmianą jakiegoś swego poglądu na daną sprawę o świecie różnił teistów od ateistów. Wręcz przeciwnie. Powyższy akapit nie został więc wystarczająco uzasadniony.
 
 
Ateista wie, że nigdy nie pozna całej prawdy o wszechświecie, co jednak nie oznacza że nie powinien próbować poznać choćby jej niewielkiej cząstki. Światopogląd ateisty (w przeciwieństwie do światopoglądu teisty) stale się rozwija. Wie on (ateista), że na wiele pytań nie ma odpowiedzi i zastępuje je naukowymi hipotezami (podkreślam HIPOTEZAMI, czyli tezami co do których wie, że mogą być błędne), ale opartymi przynajmniej na pewnych racjonalnych przesłankach, a nie (jak robią to teiści) bajkami wyssanymi z palca.
 
 
Odpowiedź:
 
Przy czym to, iż są to bajki wyssane z palca, jest tez tylko aksjomatycznym założeniem i wiarą autora. Teista nie musi bowiem swego światopoglądu budować w oparciu o jakieś mity religijne, czy w oparciu np. o Genezis (jak rozumiem to właśnie ma na myśli Kwiek, pisząc o „bajkach”), jak często twierdzą ateiści. Jest to błędne uproszczenie, które jest niestety nagminnie stosowane. Są bowiem tacy, którzy swój teizm budują w oparciu o racjonalne i czysto naukowe przesłanki. Przykładem takiego światopoglądu jest światopogląd Craiga, amerykańskiego apologety teistycznego i doktora filozofii, zbudowany w oparciu o naukową analizę Big Bangu. Nazywa się to Kalam (Craig wydał na ten temat wiele publikacji, w tym co najmniej jedną książkę). Oczywiście można polemizować z tym autorem i się z nim nie zgadzać, nie zmienia to jednak faktu, że teizm wcale nie musi opierać się na „bajkach”, jak zwą ateiści święte pisma. Nie musi. Teizm istniał nim ludzkość w ogóle posiadła zdolność pisania. Mógłby także z powodzeniem istnieć bez instytucjonalnej religii (jest przecież wielu teistów bezwyznaniowych). Wiara teistów w te pisma może wychodzić z zupełnie innych przesłanek (często nawet naukowych) niż same te pisma. Drugim wziętym na wiarę założeniem Kwieka jest też to, że jego przesłanki są akurat bardziej racjonalne niż przesłanki, jakie w swym światopoglądzie przyjmuje teista. A skąd to niby wiadomo? W artykule się tego nie uzasadnia (jest to więc tylko aksjomat). Na to też nic nie wskazuje w tym, co wiadomo o nauce, bowiem „naukowy” nie musi oznaczać „bardziej pewny”, skoro nawet sam Kwiek pisze wyżej, że naukowy też opiera się na wierze, hipotezach, itd. A jeśli już „racjonalny” ma być synonimem „naukowego”, to powyżej wspomniany Craig też jest zaprzeczeniem tezy, zgodnie z którą teizm musi opierać się na „bajkach”. Po prostu są różne teizmy, a dziś chyba nikt poważny nie opiera swej wiary na samej lekturze Genezis (ja na pewno nie). No i wreszcie to, co nazywamy bajkami też jest tylko kwestią interpretacji. Są tacy, dla których to na czym tacy jak Kwiek opierają swój światopogląd, czyli „fakty”, hipotezy i interpretacje naukowe, też są bajkami, na równi z „bajkami” religijnymi. Np. postmodernistyczni autorzy (często są to prawdziwi uczeni, np. Feyerabend sam był fizykiem) uważają, że zarówno nauki przyrodnicze jak i religie (bez różnicy) „opierają się na założeniach nie mniej i nie bardziej pewnych, niż założenia czarnoksięstwa, astrologii, czy pierwotnych kultów”[1]. Jak więc widać, każdy system światopoglądowy (w tym naukowy) można nazwać bajkami. Opinia kogoś o danym systemie wiedzy nie rozstrzyga więc o wiarogodności tego systemu, a jeśli rozstrzyga, to ateiści scjentyczni powinni konsekwentnie zgodzić się z tym, że – zgodnie z powyższą opinią cytowaną za Rosenau – nauka to także bajki.
 
 
W jednym z fragmentów autor omawianego artykułu pisze tak: „nawet gdyby nauka ” tajemnicę natury i pierwotnego tworzywa bytu (co jest priorytetowym celem nauk przyrodniczych), to i tak nadal nie miałoby to nic wspólnego ze sporami ateizm vs. teizm. Rozszyfrowanie mechanizmów rządzących jakimś układem nie musi wyjaśniać automatycznie tego, skąd pochodzi ten układ (a o to właśnie spierają się teiści i ateiści odnośnie Wszechświata). Jeśli znalazłem zegarek na ulicy, to fachowe ustalenie jego marki nie naprowadzi mnie jeszcze na to, kto był jego właścicielem”. To prawda, ale ateiści wcale nie kryją tego, że nie wiedzą skąd pochodzi ten układ, teiści natomiast są święcie przekonani, że układ ten stworzył bóg. Posługując się więc przykładem z zegarkiem, ateista przyznaje się że nie wie kto był właścicielem znalezionego zegarka (i czy zegarek w ogóle miał właściciela), teista twierdzi zaś kategorycznie, że był nim Jan Kowalski (na jakiej podstawie?).
 
 
Odpowiedź:
 
Na podstawie interpretacji pewnych przesłanek, do których to interpretacji teista ma prawo. Skoro ateiści budują swój metafizyczny i naturalistyczny światopogląd w oparciu o różne naukowe hipotezy (np. teoria ewolucji, Big Bang, itd.), obarczając w ten sposób swój światopogląd „brzemieniem” fideizmu, to teiści też mogą tak robić (w sumie jest to nieuniknione). Nie jest też do końca prawdą, że ateiści tylko twierdzą, że „nie wiedzą” kto jest „właścicielem” Wszechświata. Taka postawa to zbyt mało aby zanegować teizm, jest ona bowiem zbyt obojętna wobec teizmu. Dlatego ateiści idą więc dalej i formułują wniosek metafizyczny w oparciu o swoją interpretację nauki, która neguje teizm a tym samym potwierdza ateizm. Skoro więc ateiści mogą budować swój metafizyczny i negujący teizm światopogląd, opary na nauce, to teiści też mają w takim razie prawo budować swój światopogląd w oparciu o interpretację nauki (vide wyżej wspomniany Craig, ale nie tylko on).
 
Dalej pan Jan Lewandowski pisze tak: „Żadna jednostka nie będzie w stanie umotywować nawet podstawowych elementów swego przekonania czy światopoglądu w pełni racjonalnie, pozbywając się ostatecznie elementów fideizmu (wiary). Jest to niemożliwe i niewykonalne. Większość ludzi na świecie jest bowiem tak naprawdę skazana tylko na wiarę w zakresie kształtowania swego światopoglądu. Rodzimy się i dorastamy w nastroju zaufania, najpierw do rodziców, że są naszymi biologicznymi rodzicami – nie sprawdzamy tego (choć ktoś może być uczestnikiem adopcji), potem do partnera małżeńskiego, że kocha nas (nie da się sprawdzić, czy ktoś np. tego nie udaje z powodu określonych celów)”. W tym przypadku pomylono ze sobą dwa pojęcia: wiary w coś co wiemy że jest możliwe i wiary w coś, co do czego nie mamy podstaw przypuszczać że jest możliwe. Moi rodzice wcale nie muszą być moimi rodzicami biologicznymi, ale jest możliwe, że nimi są ponieważ jakichś rodziców biologicznych mieć muszę;
 
 
Odpowiedź:
 
Tutaj autor subtelnie, choć w sposób znaczący przeinacza istotę rzeczy. Problem w tym, że ja nie pisałem o wierze w pochodzenie człowieka od innego człowieka, tylko w to, że ktoś jest akurat dzieckiem właśnie tych a nie innych rodziców. Tego akurat nie sprawdzamy, wierzymy w to (nawet jeśli jesteśmy jakoś tak np. bardziej podobni do naszego listonosza czy kolegi swej mamy, niż do naszego taty).
 
 
nie mogę być pewny tego, że moja żona mnie kocha, ale istnieje możliwość, że mnie kocha, ponieważ istnieje miłość (wiem to, ponieważ sam kocham).
 
 
Odpowiedź:
 
Znów, jak wyżej, nie pisałem o wierze w istnienie samej miłości, tylko o wierze w konkretną miłość konkretnej osoby. W to można tylko wierzyć, samo doświadczenie miłości u osoby kochanej to za mało, aby postulować, że akurat ktoś inny mnie kocha tak samo.
 
 
Nie mam natomiast jakichkolwiek przesłanek, by chociaż domniemywać że istnieje bóg, więc tym bardziej nie mogę przypuszczać, że stworzył świat.
 
 
Odpowiedź:
 
Takie przesłanki ma jednak teista. Muszą one być dość mocne, skoro jest kilka miliardów wierzących teistów. Nie widzenie jakichś przesłanek przez ateistów też nie jest argumentem samym w sobie przeciw teizmowi. Gdyby tak było, że czyjeś niedowidzenie w zakresie jakichś przesłanek rozstrzygałoby o bezzasadności jakiegoś systemu światopoglądowego, to musielibyśmy odrzucić naukę, bowiem np. postmodernistów (ale nie tylko bo często samych naukowców, którzy negują wiarygodność swej dziedziny) nie przekonują przesłanki zawarte w jej aparacie epistemologicznym. Musielibyśmy też odrzucić tezę o realności odbieranego przez nas świata, bowiem np. solipsyści podważają zasadność danych pochodzących od naszych zmysłów. Redukując w ten sposób naszą epistemologię doszlibyśmy do zera wiedzy, tylko dlatego, że kogoś nieprzekonują jakieś przesłanki. Malkontenci zawsze się znajdą. Oczywiście scjentyczny ateista zawsze może powiedzieć, że postmodernista albo solipsysta jest beeee i jest „głupi”. Ale teista też tak może powiedzieć o ateiście. Błędne koło więc tu zamyka się. Aby więc uniknąć takiego błędnego koła i takiej katastrofy epistemologicznej musimy uznać, że samo czyjeś nieprzekonanie się do czegoś nie rozstrzyga o bezzasadności jakiegoś systemu przekonań. Tym samym samo nieprzekonanie się ateisty do przesłanek teizmu też o niczym nie rozstrzyga. Decydować i w jakimś stopniu rozstrzygać możemy więc tylko w oparciu o jakieś własne argumenty, nie zaś natomiast w oparciu o własne wybrzydzanie (to za mało).
 
 
W jeszcze innym fragmencie autor pisze: „Ufamy bez sprawdzania nauczycielom, encyklopediom, słownikom, nie sprawdzając namacalnie tego co się nam podaje – często bowiem z braku miejsca referuje się nam jedynie krótko same wyniki badań. Nawet gdyby podało się nam często przebieg tychże badań, nie bylibyśmy w stanie go zweryfikować. Po pierwsze dlatego, że każda dziedzina jest już dziś zbyt specjalistyczna aby laik mógł opanować ją w krótkim czasie, i po drugie dlatego, że nawet gdybyśmy opanowali teoretyczną część zagadnienia, to i tak zabrakłoby nam drogiego laboratoryjnego wyposażenia aby to wszystko ostatecznie zweryfikować.” To prawda, ale na świecie istnieje wiele zespołów badawczych, które wzajemnie sprawdzają wyniki i poprawność swoich badań, więc jeśli wszystkie te zespoły zweryfikują przebieg tych badań pozytywnie to mamy uzasadnione prawo przypuszczać, że wyniki są prawdziwe.
 
 
Odpowiedź:
 
Wcale nie wiemy, czy one „wzajemnie sprawdzają wyniki”. Autor nie podał żadnego uzasadnienia w swym tekście, które potwierdzałoby taki pogląd. Jedynie w to wierzy (i chce abyśmy my uwierzyli mu). Nie ma nawet jak w to wierzyć, bo jest to zresztą po prostu niewykonalne. Sam Kwiek to intuicyjnie rozumie, bo pisze dalej:
 
 
Autor artykułu twierdzi, że nie zawsze można zweryfikować wyniki badań. No cóż, jeżeli nie można, to nie można również przyjąć ich wyników za prawdziwe. To chyba oczywiste.
 
 
Odpowiedź:
 
Tym gorzej dla scjentycznych ateistów.
 
 
Pan Lewandowski pisze wprawdzie, że „Na przykład w przypadku badań nad słynnym całunem turyńskim wybuchła afera gdy się okazało, że trzy laboratoria jakie miały pracować nad tym niezależnie, w rzeczywistości jednak kontaktowały się ze sobą i wspólnie ustalały wyniki badań tak, aby się one zgadzały”. Jednak, jak autor sam zauważył, „wybuchła afera”, więc proces weryfikacji jakoś zadziałał,
 
 
Odpowiedź:
 
Tym razem tak, jednak nic nie wskazuje na to, że takie weryfikacje jednych laboratoriów przez drugie są czymś przyjętym z zasady. Wyżej wspomniana sprawa całunu to była raczej wyjątkowa kontrolna nadgorliwość pewnego laboratorium względem innego laboratorium. W tym wypadku, skoro ten mój przykład ukazywał, że w pewnych laboratoriach fałszuje się wyniki badań, innych laboratoriów zaś nikt nie jest w stanie sprawdzić na każdym kroku, to tym bardziej nie wiemy, czy nauka jest pewna. Możemy tylko w to wierzyć.
 
 
a poza tym przypadki tego typu nie zdarzają się chyba zbyt często (w końcu autor sam twierdzi, że jest „sceptyczny wobec wszelkiego rodzaju spiskowych teorii dziejów”). Trudno przecież sądzić, że wszyscy uczeni celowo wprowadzają nas w błąd.
 
 
Odpowiedź:
 
Owszem, wierzę, że wszyscy uczeni nie wprowadzają nas w błąd. Ale ja w to wierzę, bo mi wolno. A spór trwa właśnie o to, czy ateiści w przeciwieństwie do teistów w coś wierzą. Zatem moja wiara nie pomaga w żadnym wypadku Kwiekowi w uzasadnianiu jego wywodów.
 
 
Dalej autor stwierdza: „A więc jedyne co pozostaje ateistom scjentystom to bezkrytycznie w coś wierzyć, choć przecież taki sam zarzut stawiają teistom” i dalej „Wszystko co więc ateista scjentyczny w danej sytuacji mówi jest więc tylko bezkrytyczną wiarą w to co powiedzieli mu inni. Czym się to różni od wiary teisty w prawdomówność autorów jakiegoś boskiego objawienia?” To nie prawda, że ateista wierzy w coś bezkrytycznie, ateista jeśli już nawet w coś wierzy, to robi to warunkowo.
 
 
Odpowiedź:
 
Tak samo teista. Ja na przykład warunkowo wierzę w wiarygodność tekstu Biblii. Moja wiara opiera się warunkowo na metodzie krytyki tekstu, która potwierdziła, iż przekaz ten jest dość wiarygodny w najważniejszych punktach (ujawnione różnice miedzy rękopisami nie są tak istotne, żeby zmieniały w sposób znaczący sens wersetów). Wyżej wspomniany Craig też wierzy warunkowo, bo uznaje iż teoria Big Bangu jest prawdziwa. Każdy wierzy warunkowo, nie tylko ateista, ale też teista. Warunkowość wiary ateisty nie jest więc argumentem przeciw wierze teisty, bo on też wierzy warunkowo.
 
 
Wie, że to co dzisiaj przyjmuje za prawdę, jutro może okazać się nieprawdą.
 
 
Odpowiedź:
 
Tak samo teista. Gdybyś dziś znaleziono np. dokument chrześcijański z I wieku, gdzie stwierdzano by, że Jezus miał rodzeństwo, wielu katolików straciłoby swą wiarę. Inni teiści, którzy np. opierają swą wiarę na istnieniu materii ożywionej, straciliby swą wiarę wtedy, gdyby wykazano, iż gdzieś w przyrodzie życie powstaje samorzutnie z materii nieożywionej. Wiara teisty też jest więc warunkowa.
 
 
Ateista w przeciwieństwie do teisty nie stara się umacniać w swojej „wierze”, wręcz przeciwnie, bezustannie poddaje ją próbie, a jeżeli „wiara” ta w konfrontacji z nowymi faktami nie wytrzymuje tej próby, odrzuca ją.
 
 
Odpowiedź:
 
Znów tak samo można powiedzieć o teistach. Wyżej podawałem przykłady w związku z tym.
 
 
Teista natomiast to człowiek, który boi się spojrzeć prawdzie w oczy, wierzy w pewne tezy i nie próbuje nawet sprawdzić czy są one prawdziwe. Ateista stara się dowiedzieć czy to, co uznaje za prawdę, w rzeczywistości tą prawdą jest.
 
 
Odpowiedź:
 
To jest raczej stereotyp. Po pierwsze, nie zawsze da się sprawdzić, czy coś w co wierzę jest prawdą. Dlatego teista może tego nie sprawdzać, i dlatego ateista może nie być w stanie tego sprawdzić.
 
 
Rozumie, że współczesne koncepcje wyglądu, powstania i funkcjonowania wszechświata są raczej teoretycznymi modelami (mniej lub bardziej poprawnie opisującymi przedmiot badań) niż rzeczywistością. Te modele są jednak przynajmniej w jakimś stopniu oparte na materiale dowodowym i są bardziej wyjściem do kolejnych badań niż ich końcowym efektem.
 
 
Odpowiedź:
 
Znów o niczym to nie przesądza, bowiem teista może budować swój światopogląd na dokładnie takim samym materiale dowodowym (vide wyżej Craig i katoliccy teolodzy, wierzący w Boga np. na podstawie teorii ewolucji).
 
 
„Wiara” ateisty nie jest więc wiarą w dosłownym (czy powszechnie przyjętym) znaczeniu tego słowa. Ateista nie jest przekonany, że jego obraz świata w pełni odpowiada prawdzie. Światopogląd ateisty jest „światopoglądem warunkowym”, który pod wpływem nowych odkryć naukowych może (i powinien) ulegać zmianie.
 
 
Odpowiedź:
 
I tak samo światopogląd teisty, jak ukazywałem wyżej, więc w czym problem? I czy różnice między tymi fideizmami są aż tak istotne? Nie sadzę. W końcu końców zawsze dochodzimy do punktów, w których musimy uznać na wiarę jakieś przesłanki. Owszem, możemy nawet te przesłanki nazywać naukowymi, nie zmienia to jednak nic epistemologicznie, bowiem są one jednak wciąż przyjmowane na wiarę. Fideizm naukowy fideizmowi teistycznemu nierówny, ale jeden i drugi to w końcu fideizm. Naklejanie etykietek mających wyróżnić (oczywiście na korzyść) jeden fideizm względem drugiego przypomina trochę naklejanie na syrenkę lub trabanta etykietki z napisem mercedes, tylko po to, żeby w taki oto sposób jeden samochód wywyższyć ponad drugi.
 
 
 
To, że (jak twierdzi cytowany przez autora artykułu P. K. Feyerabend) „(…) nauka współczesna jest o wiele mniej klarowna i znacznie bardziej zwodnicza niż kiedykolwiek były jej XVI i XVII- wieczne poprzedniczki” nie znaczy, że powinniśmy od niej odejść w kierunku religii, której założenia są zupełnie niedorzeczne i sprzeczne z najbardziej nawet podstawowymi prawami nauki.
 
 
Odpowiedź:
 
Przy czym to jest jedynie przyjęte na wiarę i podane bez żadnego uzasadnienia założenie M. Kwieka. Z epistemologicznego punktu widzenia nie uwiarygodnia ono bowiem nic w żaden sposób. Jest jedynie subiektywną opinią. Taką samą, jak np. powyżej cytowane za Rosenau stwierdzenie, że nauka jest bezwartościowa epistemologicznie dokładnie w taki sam sposób, jak czarnoksięstwo. Tak więc sama opinia kogoś o czymś o niczym nie przesądza. Wciąż  bowiem obracamy się w zakresie czysto filozoficznych i subiektywnych założeń. Poza tym nie rozumiem, czemu założenia teisty mają być niedorzeczne i sprzeczne z nauką, skoro niektórzy opierają swą wiarę na nauce (patrz wyżej przykłady). Nie rozumiem też, czemu nagle Kwiek zaczyna twierdzić, że nie powinniśmy odchodzić od nauki, skoro w zasadzie cały czas wyżej przyznawał, że nauka też jest oparta na wierze a mimo to odrzuca on teizm właśnie na podstawie przyjmowania w nim pewnych założeń na wiarę. Kwiek nie potrafił ukazać, że ta naukowa wiara jest pewna. Nie mówię, że nawet pewniejsza niż założenia teizmu, bo tego nie da się tak naprawdę rozstrzygnąć (skoro nie mamy dostępu do wzorca w postaci prawdy o rzeczywistości). Nie musimy jednak tego rozstrzygać, bo wiara teisty może się opierać też na założeniach i hipotezach naukowych (jak wyżej ukazywałem). Mamy więc tu nagłe przejście autora od trzeźwych analiz, do zupełnie nie uzasadnionego wniosku, że nagle syrenka nie jest już syrenką, bo nagle stała się mercedesem, który jest lepszy od trabanta.
 
 
Podsumowując powiem tak: nauka próbuje znaleźć (z większym bądź mniejszym skutkiem, często potykając się i błądząc) odpowiedzi na zagadki wszechświata, natomiast religia te odpowiedzi wymyśla, nie zadając sobie nawet trudu naukowej weryfikacji tego co wymyśliła. Oto jest podstawowa różnica między wiarą teisty, a „wiarą” ateisty.
 
 
Odpowiedź:
 
Kolejny stereotyp powielany przez autora bez podania wyczerpującego uzasadnienia. Powyżej ukazałem, że teza ta jest błędna i w dodatku nieuzasadniona. Pomijając już fakt, że same próby nauki w wyjaśnianiu wszechświata nie będą lepsze od żadnych wymysłów dotąd, dopóki same będą tylko próbami (nawet jeśli będą to próby naukowe) i dokąd nie staną się same w sobie pewnymi wyjaśnieniami, to jak pisałem wyżej, wiara teisty może się opierać na tym samym co wiara ateisty (na nauce). Ale to już temat na inną rozprawkę, meritum jest tutaj: z epistemologicznego punktu widzenia (a ten jest tu najistotniejszy) same próby nauki w wyjaśnianiu wszechświata nie będą lepsze od żadnych wymysłów dotąd, dopóki same będą tylko próbami (nawet jeśli będą to próby naukowe) wyjaśnień, i dokąd nie staną się same w sobie pewnymi wyjaśnieniami. Reasumując zaś, M. Kwiek przyznając, że nauka jest fideistycznym koktajlem raczej potwierdził główną tezę mojego artykułu, z którą polemizował, niż ja obalił. Resztę zaś powyższych kontrargumentów M. Kwieka traktuję jako albo nieuzasadnione, albo obarczone błędem znanym jako petitio principii. Uzasadnianie swego przekonania za pomocą swego innego przekonania (lub za pomocą tego samego przekonania) nie jest bowiem żadnym argumentem.
 
Jan Lewandowski, sierpień 2004.
 
[1] Rosenau, cyt. za J. McDowell, Przewodnik Apologetyczny, Warszawa 2002, str. 596.
 

Przeczytaj jeszcze:   Polemika z tekstem Mariusza Agnosiewicza "Metoda poznawcza racjonalizmu"
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x