Kluczowy argument Dawkinsa przeciw istnieniu Boga

Obserwuj wątek
( 0 Obserwujących )
X

Obserwuj wątek

E-mail : *

W swej dość popularnej już książce pt. Bóg urojony Richard Dawkins prezentuje pewne dość specyficzne rozumowanie mające świadczyć przeciw istnieniu Boga. Fred Hoyle w swym słynnym już dziś argumencie postulował, że prawdopodobieństwo przypadkowego powstania życia na Ziemi jest tak małe jak prawdopodobieństwo przypadkowego złożenia się Boeinga 747 wskutek huraganu jaki przeszedł po złomowisku. W oparciu o ten argument Dawkins konstruuje swój dwuczłonowy kontrargument, który uważa za niemalże dowodzący nieistnienia Boga1:
1) Skoro prawdopodobieństwo przypadkowego powstania znanego nam życia jest znikome, z powodu złożoności i niezwykłej komplikacji biologicznej owego życia, to jeszcze bardziej znikome jest istnienie twórcy tego życia, bowiem musi on być przynajmniej tak samo lub nawet jeszcze bardziej skomplikowany niż jego dzieło2.
2) Jeśli złożoność i stopień komplikacji biologicznej życia na Ziemi wyjaśniamy istnieniem jakiegoś kreatora, to musimy przywołać do istnienia jeszcze bardziej złożonego kreatora, który wyjaśniłby nam skąd wzięła się złożoność tego pierwszego kreatora. A to jest regres ad infinitum, więc należy odrzucić istnienie jakiegokolwiek kreatora3.
W rozumowaniu tym wyczuwa się echo słynnego argumentu Betranda Russella, który w swej popularnej broszurce pt. Dlaczego nie jestem chrześcijaninem? twierdził, że skoro ktoś mówi, iż istnienie świata tłumaczymy za pomocą istnienia takiej jego przyczyny jak Bóg, to musimy też znaleźć przyczynę dla owej przyczyny. Powyższe rozumowanie Dawkinsa jest jednak nie tylko nieudolnym klonem myśli Russella, ale w rzeczywistości ma ono dużo więcej słabych punktów, co czyni je dużo łatwiejszym do podważenia, niż zręczniej obmyślany argument Russella.
Po pierwsze, argument Hoyle’a tyczył się raczej procesu formowania życia, nie samej złożoności życia. Ta ostatnia była tylko finalną cegiełką rozumowania dołożoną do jego argumentu, która doprowadziła go do takiego a nie innego wniosku. Rzecz w tym, że Hoyle wcale nie uważał, że sama złożoność życia implikuje tu problem. Uważał natomiast, że to właśnie stopniowy, przypadkowy i chaotyczny proces formacji życia, w taki sposób w jaki pojmują go naturaliści neodarwinowscy, powołał do istnienia jego argument. Dlaczego Hoyle użył przykładu huraganu, czegoś tak przypadkowego i chaotycznego? Dlatego właśnie, że przypadkowe powstanie życia było dla niego czymś tak chaotycznym i bezładnym jak wspomniany huragan na złomowisku. Nie wchodząc już w skomplikowane rozważania o tym, czy życie powstając przypadkowo musiało formować się akurat za pomocą takich właśnie procesów, faktem pozostaje, że Hoyle mniej więcej tak to widział. A więc ustaliliśmy, że sednem jego wniosków był przede wszystkim proces powstania życia, nie sama jego złożoność. Natomiast Bóg, jako teistyczny kreator życia, nie ma w sobie żadnego powiązania pomiędzy procesem powstawania a złożonością, ponieważ po prostu z definicji, jako byt konieczny (a nie przygodny) nie powstał, nawet jeśli w ogóle jest w jakikolwiek sposób złożony (co też jest dyskusyjne, ale o tym niżej). Już choćby z tej przyczyny porównanie Dawkinsa jest błędną analogią.
Czy złożoność może zostać wytworzona tylko przez większą złożoność?
Jak widzieliśmy, Dawkins zakłada, że skoro proces życia jest bardzo złożony, to jego kreator „musi” być jeszcze bardziej złożony. Innymi słowy Dawkins zakłada, że istnienie obiektu o danej komplikacji wymaga istnienia obiektu o jeszcze większej komplikacji, który powołałby go do istnienia w takiej czy innej formie. Jednakże to założenie również jest błędne lub co najmniej bezpodstawne i dyskusyjne. Nawet najprostsze procesy lub mechanizmy mogą tworzyć dużo bardziej złożone procesy od siebie, i odwrotnie. Na przykład jakakolwiek prosta do bólu metoda szyfrowania może tak zagmatwać jakąkolwiek informację, że potrzeba niezwykle złożonych maszyn deszyfrujących, które złamią ów skomplikowany szyfr, jeśli w ogóle go złamią. Człowiek jest w stanie skonstruować nawet stosunkowo prosto działające maszyny liczące (nawet zwykłe ręczne liczydła), których poziom komplikacji w zakresie zdolności rachowania przekracza dużo bardziej jego własne zdolności rachowania. Jednym prostym ruchem można wykreować niemal dowolny chaos o dużym stopniu skomplikowania. Niezwykle proste równomierne podmuchy wiatru mogą układać chmury, lub cokolwiek innego, w skomplikowane wzory lub złożone i trudne do uporządkowania ciągi. Zwykły prosty do bólu spadek temperatury może tworzyć niezwykle złożone i regularne wzory skrystalizowanej wody na szkle. Można wyobrazić sobie wiele innych prostych mechanizmów, powstałych nawet na drodze przypadku, które tworzą dużo bardziej złożone procesy od siebie. Dawkins sam zresztą zakłada jako naturalista darwinowski, że proste i jednostajne procesy ewolucyjne przypadkowo formowały życie od czegoś prostszego ku coraz większym formom złożoności4. Tutaj odwrócenie tego porządku już mu jakoś nie przeszkadza.
A zatem, jeśli chodzi o stopień komplikacji ontologicznej to wcale nie musi tu istnieć zależność między jakimś procesem coś kreującym, a tym czymś, co jest wynikiem owej kreacji. Bóg wcale nie musi mieć w sobie skomplikowanych ciągów DNA, aby tworzyć je same. Może być wręcz ekstremalnie prosty, składający się wręcz z jedności, przeciwieństwa jakiejkolwiek złożoności, jak uczył Tomasz z Akwinu (i nie tylko). Jak niezwykle trafnie zauważył William Lane Craig, komentujący ten błąd w rozumowaniu Dawkinsa w jednym z poświęconych mu esejów, „Dawkins ewidentnie pomieszał idee umysłu, które istotnie mogą być złożone, z samym umysłem [boskim – przyp. aut.], który jest niewiarygodnie prostą rzeczywistością”. Umysł Boga, ani nawet sam Bóg nie składa się ze skomplikowanych kombinacji elementów materii, stąd nie jest złożony jak świat, który został przez ten umysł stworzony. Tym samym złożoność dzieła stworzenia nie pociąga za sobą złożoności jego twórcy i w tym właśnie subtelnym punkcie tkwi zasadniczy błąd we wnioskowaniu Dawkinsa. Warto też zauważyć, że jest też odwrotnie – nawet bardzo złożone procesy mogą generować mało złożone procesy, co ponownie dobrze ukazuje błąd w łączeniu przez Dawkinsa w jedną całość kwestii złożoności projektanta i projektu.
Tym samym, rozumowanie Dawkinsa postulujące wprost proporcjonalną zależność między nieprawdopodobieństwem istnienia czegoś a stopniem złożoności i skomplikowania struktury ontycznej tego czegoś jest błędne po odniesieniu tego do Boga, ponieważ nie ma w Nim żadnej złożoności ani komplikacji ontycznej. Ale nawet gdyby Bóg był jeszcze bardziej złożony i skomplikowany ontycznie niż świat i życie na nim to nawet to nie oznacza jeszcze, że Jego istnienie jest mało prawdopodobne. Po pierwsze z powodów omówionych wyżej – ponieważ to sam czysto przypadkowy proces tworzenia się skomplikowanego życia jest dla Hoyle’a i teistów mało prawdopodobny, nie zaś sam fakt jego istnienia. Po drugie zaś dlatego, że – no właśnie – samo istnienie niezwykle złożonego życia nie jest niczym nieprawdopodobnym, wszakże istnieje ono przecież, czego dowodem jesteśmy choćby my sami prowadzący ten spór. Mało tego, nawet sama nauka wnikając stopniowo w naturę bytu odkrywa coraz bardziej złożoną rzeczywistość, która jak najbardziej istnieje. Ostatnio bowiem przeszliśmy do wyjątkowo złożonych wyjaśnień kwantowych i nikt nie postuluje na tej podstawie, że nasze wyjaśnienia są coraz mniej realne, bowiem odkrywają coraz bardziej złożoną rzeczywistość. Nie widzę zatem przeszkód ku temu, żeby istniał Bóg, nawet jeśli jest jeszcze bardziej złożony to Jego istnienie tak samo nie będzie niczym nieprawdopodobnym. Niechcąco potwierdza to zresztą sam Dawkins, który jedną ze swych książek opisujących niezwykłą złożoność życia zatytułował: Wspinaczka na szczyt nieprawdopodobieństwa5. Skoro zatem świat ożywiony jest zgodnie z tym tytułem „szczytem nieprawdopodobieństwa”, a mimo to istnieje, to czemu nie może istnieć „nieprawdopodobny” Bóg? Pomijam już fakt, że inne często z różnych powodów postulowane przez ateistów ewentualne „nieprawdopodobieństwo” istnienia Boga jest kolejnym niesprawdzalnym założeniem metafizycznym. No bo w oparciu o co to sprawdzić lub udowodnić? Nie ma takiej możliwości.
Czy dane wyjaśnienie zawsze wymaga innego wyjaśnienia?
Inne dyskusyjne założenie Dawkinsa to kwestia, czy Bóg jako kreator złożonego życia w ogóle wymaga wyjaśnienia w zakresie swej własnej złożoności ontycznej. Tutaj po raz kolejny wychodzi ignorancja Dawkinsa w kwestiach z pogranicza filozofii i nauki. Jak było wiadomo wśród filozofów już na długo przed Dawkinsem, nieustanne cofanie się w ciągach wyjaśnień przestaje obowiązywać wtedy, gdy wchodzimy na obszar filozofii. Mądre spostrzeżenie, kończyłoby się to bowiem po prostu regresem ad infinitum. Innymi słowy, jeśli jesteśmy właśnie na terenie filozofii, a niewątpliwie teologia jest już takim właśnie obszarem, i uznamy, że jakieś wyjaśnienie (na przykład Bóg, który służy nam za wyjaśnienie złożoności i organizacji świata ożywionego) jest wystarczające w zakresie eksplanacji posiadanych danych, i przy okazji spełnia na przykład warunek prostoty, możemy uznać je za satysfakcjonujące (choćby w zakresie swego światopoglądu). Aby jeszcze bardziej unaocznić to tym, którzy być może są ślepo zapatrzeni w to co jednak powiedział w tej kwestii Dawkins, wyobraźmy sobie, że zawsze musimy podać wyjaśnienie do jakiegoś wyjaśnienia. Wtedy nawet wszystkie wyjaśnienia Dawkinsa też obowiązuje zasada, że musimy podać do nich kolejne wyjaśnienia. A jeśli tak, to oznacza to zatem, że i do tych wyjaśnień musimy podać kolejne wyjaśnienia i tak dalej, w nieskończoność. W takim wypadku musimy (a raczej Dawkins musi) też wyjaśnić to, czemu jakikolwiek kreator życia ziemskiego, nawet niezwykle złożony, sam potrzebuje wyjaśnienia. A jeśli nawet i to jakoś wyjaśnimy, na przykład za pomocą spostrzeżenia, że wymaga tego postulowany przez nas wysoki stopień jego ogromnej komplikacji ontycznej, to również i to wyjaśnienie wymaga wyjaśnienia i tak w nieskończoność. Regres ad infinitum. Zasada postulowana przez Dawkinsa jest więc nie tylko nie do uzasadnienia na jakimkolwiek gruncie, nie tylko naukowym, czy nawet filozoficznym, ale jest wręcz samoobalalna, ponieważ po przyłożeniu jej samej do niej samej wywołuje regres ad infinitum.
Jak wspomniałem wyżej, szukanie wyjaśnień do danego wyjaśnienia kończy się gdy wejdziemy na teren filozofii. Ale z powodów związanych z regresem ad infinitum nawet w naukach przyrodniczych ogromna maszyneria eksplanacyjna musi w końcu gdzieś wyhamować. Jeśli tak się nie stanie, to zniszczymy moc nauki w kwestii jej zdolności do wyjaśniania czegokolwiek, ponieważ zawsze będzie tak, że każde wyjaśnienie nie będzie wystarczające i będzie wymagało następnego wyjaśnienia, włącznie z samą tezą, że nauka w ogóle może wyjaśniać cokolwiek, i tak w nieskończoność. W zasadzie gdyby Dawkins miał rację, gdybyśmy zawsze musieli podać jakieś wyjaśnienie do danego wyjaśnienia, to istnienie nauki w ogóle nie miałoby sensu i byłoby jednym wielkim nieporozumieniem już od początku jej istnienia. Nie można by było bowiem nic nigdy wyjaśnić, ponieważ wszystko musiałoby zostać później i tak wyjaśnione przez coś innego, włącznie z tym czymś innym. Dlatego w nauce mówi się nie tyle o wyjaśnieniach, ale również o cechach tych wyjaśnień. Kiedy społeczność uczonych rozważa kwestię recepcji danego wyjaśnienia, bierze się pod uwagę na przykład również prostotę tego wyjaśnienia, przy stosowaniu brzytwy Ockhama. Jednakże nikt wtedy nie szuka już dalszych wyjaśnień do danego wyjaśnienia, nikt też nie szuka wyjaśnienia zasady brzytwy Ockhama. Proces szukania dalszych wyjaśnień gdzieś się kończy, ponieważ po prostu zwyczajnie musi się gdzieś skończyć. A zatem znów okazuje się, że nie można szukać w nieskończoność wyjaśnień dla każdego konkretnego wyjaśnienia. Zdają sobie z tego sprawę również twórcy tzw. teorii ostatecznej w nauce, która ma być ostatnim wyjaśnieniem wszystkiego, sama więc nie będzie potrzebowała żadnego innego wyjaśnienia6. A jeśli będzie potrzebowała, to nie będzie teorią ostateczną wszystkiego.
Nie tylko w nauce i filozofii musimy gdzieś w końcu przerwać regres wyjaśnień dla innych wyjaśnień, ale nawet w samym światopoglądzie ateistycznym musi to gdzieś w końcu nastąpić. Weźmy takie oto pytania, na które zarówno teiści jak i ateiści odpowiadają odmiennie: „dlaczego jest coś a nie nic?”, albo: „skąd się wziął świat?”. Na pierwsze z tych pytań ateiści odpowiadają: „bo po prostu jest”, zaś na drugie: „po prostu był od zawsze”. I obie te odpowiedzi zdaniem ateistów nie wymagają dalszego wyjaśniania. Dlaczego więc teiści mają podawać jakieś dalsze wyjaśnienia, gdy po udzieleniu typowo teistycznej odpowiedzi na oba z tych pytań tak samo odpowiadają na następne zadane w związku z tym pytanie: „skąd wziął się Bóg”? Nie ma tu za grosz konsekwencji.
A zatem musimy gdzieś w końcu zatrzymać się w wyjaśnieniach i tak naprawdę nikt nie może wyrokować, że musi to nastąpić akurat w tym czy innym miejscu. Dawkins nie przedstawia żadnego argumentu przemawiającego za tym, że ktoś nie może się zatrzymać w swym wyjaśnianiu procesu złożoności świata ożywionego akurat na jego postulowanym kreatorze. No chyba, że jakiś ateista chcący bronić w tym miejscu Dawkinsa wykrzyknie: ale przecież Dawkins wcale nie twierdzi, że wszystko wymaga wyjaśnienia! Odpowiadam w razie jakby co na taką ewentualną ripostę: dziękuję, skoro nie wszystko wymaga wyjaśnienia, to i Bóg w takim razie nie wymaga wyjaśnienia.
Multiświaty Dawkinsa obalone przez jego własny argument
Zamiast Boga Dawkins proponuje w pewnym momencie tzw. światy równoległe, które mogą jego zdaniem posłużyć jako dobre alternatywne wyjaśnienie tego, skąd wziął się nasz świat7. Jeśli nasz świat pojawił się nagle w obecnej czasoprzestrzeni, to mogło to nastąpić jakby w wyniku „zrodzenia” go przez jakiś inny świat równoległy. Nie trudno zauważyć, że taka opcja może zostać łatwo obalona przez samo rozumowanie Dawkinsa odniesione przez niego do kreatora: istnienie każdego kolejnego świata równoległego jest w zasadzie nieprawdopodobne, ponieważ musiałby on być jeszcze bardziej złożony niż nasz obecny świat wraz z jego parametrami fizycznymi i niezwykle złożonym życiem, nie mówiąc o niezwykle zagadkowej zdolności takiego świata do tworzenia kolejnych światów.
Zresztą istnienie takich światów równoległych jest z całą pewnością obalone przez fakt, że dla każdego z takich światów równoległych, powołujących do istnienia kolejne światy, należałoby podawać wciąż nową przyczynę ich istnienia. A jak już wiemy, nie może istnieć regres ad infinitum, stąd koncepcja ta upada z powodów czysto logicznych. No chyba, że Dawkins stwierdziłby, że taka jest już po prostu zagadkowa natura rzeczy, że w odwiecznym procesie jedne światy bezustannie powołują do istnienia kolejne światy, i ta okoliczność nie wymaga już dalszych wyjaśnień. Dawkins mógłby też stwierdzić, że możemy przerwać regres ad infinitum na jakimś kolejnym z multiświatów, w trakcie opisu zradzania jednych światów przez drugie. Lecz takie postawienie sprawy sprawiłoby, że również i teizm można by było wtedy uznać za satysfakcjonujące wyjaśnienie, ponieważ teista też mógłby powiedzieć, że Bóg po prostu istnieje w odwiecznym procesie i nie wymaga to wyjaśnienia. Teista mógłby też dodać, że skoro Dawkins zatrzymuje się na jakimś wybranym multiświecie i nie widzi potrzeby wyjaśniania jego istnienia za pomocą kolejnych multiświatów, to tak samo może zrobić teista i zatrzymać się na Bogu, którego istnienia nie musi wyjaśniać za pomocą innego Boga. W dodatku rzecznik takiej tezy mógłby też dodać, że nie musi wyjaśniać zagadkowego i tak nieprawdopodobnego dla ateistów procesu boskiej kreacji świata z niczego, ponieważ proces zradzania jednych światów przez drugie jest co najmniej tak samo tajemniczy, zagadkowy, nieprawdopodobny i niewyjaśniony (nie mówiąc już o tym, że zupełnie niesprawdzalny empirycznie, jak i sam świat równoległy zresztą). Teista mógłby w tym wypadku nawet powiedzieć, że po prostu istnieje proces odwiecznej kreacji bogów przez innych bogów, co prowadziłoby go do politeizmu, nie obalałoby jednak samego teizmu.
Ponadto, koncepcja światów równoległych, powołana do istnienia w celu wyjaśnienia genezy naszego świata, straciłaby w tym wypadku swój cel do jakiego została powołana. Skoro bowiem istnieje jednak coś, czego nie trzeba wyjaśniać, czyli nieskończony regres światów równoległych, który zrodziłby nasz świat, to w tej sytuacji znów nie wszystko musi być wyjaśnione. A jeśli nie wszystko, to również to skąd wziął się nasz świat też nie musi być wyjaśnione. A zatem w tej sytuacji wcale nie trzeba by powoływać do istnienia światów równoległych, które byłyby ewentualnie odpowiedzialne za pojawienie się naszego obecnego świata, w którym się znajdujemy.
Konkluzja
Wydaje się, że nie sposób uciec przed wnioskiem, zgodnie z którym wyżej omówiony argument Dawkinsa, który uważa on za najbardziej przekonujący i najważniejszy argument swej książki Bóg urojony, jest wyjątkowo nietrafionym i kulawym rozumowaniem z powodów, które omówiłem wyżej.
Jan Lewandowski, sierpień 2007
1 “The argument from improbability is the big one. In the traditional guise of the argument from design, it is easily today’s most popular argument offered in favour of the existence of God and it is seen, by an amazingly large number of theists, as completely and utterly convincing. It is indeed a very strong and, I suspect, unanswerable argument — but in precisely the opposite direction from the theist’s intention. The argument from improbability, properly deployed, comes close to proving that God does not exist. My name for the statistical demonstration that God almost certainly does not exist is the Ultimate Boeing 747 gambit” (Richard Dawkins, God Delusion, s. 113). “I left the conference stimulated and invigorated, and reinforced in my conviction that the argument from improbability — the 'Ultimate 747′ gambit — is a very serious argument against the existence of God, and one to which I have yet to hear a theologian give a convincing answer despite numerous opportunities and invitations to do so. Dan Dennett rightly describes it as 'an un-rebuttable refutation, as devastating today as when Philo used it to trounce Cleanthes in Hume’s Dialogues two centuries earlier’” (tamże, s. 157).
2 “However statistically improbable the entity you seek to explain by invoking a designer, the designer himself has got to be at least as improbable. God is the Ultimate Boeing 747” (tamże, s. 114). “Intelligent design suffers from exactly the same objection as chance. It is simply not a plausible solution to the riddle of statistical improbability. And the higher the improbability, the more implausible intelligent design becomes. Seen clearly, intelligent design will turn out to be a redoubling of the problem. Once again, this is because the designer himself (/herself/itself) immediately raises the bigger problem of his own origin. Any entity capable of intelligently designing something as improbable as a Dutchman’s Pipe (or a universe) would have to be even more improbable than a Dutchman’s Pipe [a complex plant]. Far from terminating the vicious regress, God aggravates it with a vengeance” (tamże, s. 120). “In any case, even though genuinely irreducible complexity would wreck Darwin’s theory if it were ever found, who is to say that it wouldn’t wreck the intelligent design theory as well? Indeed, it already has wrecked the intelligent design theory, for, as I keep saying and will say again, however little we know about God, the one thing we can be sure of is that he would have to be very very complex and presumably irreducibly so!” (tamże, s. 125). “A God capable of continuously monitoring and controlling the individual status of every particle in the universe cannot be simple. His existence is going to need a mammoth explanation in its own right” (tamże, s. 149).
3 “The natural temptation is to attribute the appearance of design to actual design itself. In the case of a man-made artefact such as a watch, the designer really was an intelligent engineer. It is tempting to apply the same logic to an eye or a wing, a spider or a person. […] The temptation is a false one, because the designer hypothesis immediately raises the larger problem of who designed the designer. The whole problem we started out with was the problem of explaining statistical improbability. It is obviously no solution to postulate something even more improbable” (tamże, s. 157-158). “Jakikolwiek bowiem Bóg zdolny do zaprojektowania czegokolwiek musiałby sam być wystarczająco złożonym bytem, by jego istnienie wymagało analogicznego wyjaśnienia. Mielibyśmy więc klasyczny nieskończony regres, od którego nie ma ucieczki” (tenże, Bóg urojony, Warszawa 2007, s. 160).
4 “[Natural selection – przyp. J.L.], as far as we know, is the only process ultimately capable of generating complexity out of simplicity” (tamże, s. 151).
5 Wydanie polskie: Warszawa 1998.
6 Ten skądinąd interesujący i godny uwagi kontrargument przeciw argumentacji Dawkinsa wysuwa Alister McGrath i Joanna McGrath, w: Bóg nie jest urojeniemZłudzenie Dawkinsa, Kraków 2007, s. 29.
7 W swej książce God Delusion Dawkins wielokrotnie nawraca do koncepcji multiświatów, jako zgrabnego wyjaśnienia genezy naszego Wszechświata (na przykład w rozdziale 8, 10, przy omawianiu tzw. zasady antropicznej, czy w posłowiu). Jego zdaniem takie rzeczywistości są dużo mniej nieprawdopodobne niż Bóg. Oto jeden ze znamiennych przykładów takiego zapatrywania wyrażonego na łamach wspomnianej książki: “It is tempting to think (and many have succumbed) that to postulate a plethora of universes is a profligate luxury which should not be allowed. If we are going to permit the extravagance of a multiverse, so the argument runs, we might as well be hung for sheep as a lamb and allow a God. Aren’t they both equally unparsimonious ad hoc hypotheses, and equally unsatisfactory? People who think that have not had their consciousness raised by natural selection. The key difference between the genuinely extravagant God hypothesis and the apparently extravagant multiverse hypothesis is one of statistical improbability. The multiverse, for all that it is extravagant, is simple. God, or any intelligent, decision-taking, calculating agent, would have to be highly improbable in the very same statistical sense as the entities he is supposed to explain. The multiverse may seem extravagant in sheer number of universes. But if each one of those universes is simple in its fundamental laws, we are still not postulating anything highly improbable. The very opposite has to be said of any kind of intelligence.
 
Jan Lewandowski, wrzesień 2007



Przeczytaj jeszcze:   Dziury w ateizmie rozmowa z prof. Johnem Lennoxem
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x