Czy Jezus istniał? Źródła pozabiblijne o Chrystusie. Metodologia badań.

Obserwuj wątek
( 0 Obserwujących )
X

Obserwuj wątek

E-mail : *
Jak się przedstawia kwestia historyczności Chrystusa? Wiadomo przecież, że swojego czasu istniały różne teorie o mityczności osoby Chrystusa (Paul-Louis Couchoud czy Bruno Bauer). Mamy więc prawo pytać, czy Chrystus istniał rzeczywiście, czy mamy na to jakieś dowody, czy też może Chrystus rzeczywiście jest tylko postacią mityczną.
Niezależne od siebie doniesienia wskazują na to, że w czasach starożytnych nawet przeciwnicy chrystianizmu nigdy nie powątpiewali w historyczność Jezusa, którą po raz pierwszy, i to bez dostatecznych podstaw, kilku autorów zakwestionowało dopiero pod koniec XVIII wieku, a potem w wieku XIX i na początku XX stulecia.
The New Encyclopadia Britannica (1976), Macropadia
Przed przystąpieniem do właściwych argumentów warto zastanowić się chwilę nad naturą mitu. Czym charakteryzuje się mit? Otóż mit:
•odnosi się do jakichś odległych, ściśle niesprecyzowanych czasów (można tu porównać choćby np. mity greckie);
•charakteryzuje się długim na ogół procesem powstawania; niekiedy trzeba aż kilku pokoleń, żeby mit się ostatecznie uformował;
•przedstawia swego bohatera w sposób bardzo ogólny, a poszczególne relacje o tym bohaterze nierzadko są między sobą sprzeczne;
•mało się przejmuje prawdopodobieństwem historycznym.
A jak jest w wypadku Pana Jezusa? Św. Łukasz zaczynając relacje o jego publicznej działalności, poprzedzonej przez wystąpienie Jana Chrzciciela, notuje znamienne słowa:
„Roku piętnastego panowania Tyberiusza cesarza, gdy Piłat Poncjusz zarządzał Judeą i Herod był tetrarchą Galilei, a Filip, brat jego, tetrarchą Iturei i krainy Trachonickiej, gdy Lizaniasz był tetrarchą Abileny, za najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza…” (Łk 3,1-2).
Stojąc przed tego rodzaju aparaturą historyczną, można by się zapytać już nie o ilość mitów, ale o ilość dzieł historycznych, które by z taką skrupulatną dokładnością notowały czas opisywanych przez siebie wydarzeń. A trzeba dodać, że dane – wymienione w cytowanym tekście Łukasza – zostały potwierdzone przez badania historyczne.
Ale chodzi tu nie tylko o to dokładne, typowo „niemityczne” określenie czasu działalności Pana Jezusa. Jeszcze ciekawsze jest to, że Ewangelie były napisane i rozpowszechniane w czasie tak bardzo bliskim od opisywanych wydarzeń. Czy w takiej sytuacji w ogóle istniała możliwość powstania mitu? Tutaj nie trzeba wielkich argumentów, odpowiedź wskazuje sam zdrowy rozsądek, zwłaszcza gdy weźmie pod uwagę, że 1) chodziłoby tutaj o stworzenie mitycznej postaci przez to samo pokolenie, do którego miałaby należeć owa nie istniejąca osoba, 2) przy tym ów absurdalny mit miałby się stać nie tylko pustym wierzeniem, ale w ogóle całym sensem życia wielu ludzi. Ludzie ci nierzadko za ten mit mieliby oddawać życie.
Hipoteza mityczności Chrystusa zawiera w sobie zbyt wiele sprzeczności, by ją poważnie traktować – w tego rodzaju okolicznościach mit nie miałby żadnych szans przetrwania.
### C.S. Lewis (nawrócony autor “Opowieści z Narnii” i krytyk literacki) : Jako historyk literatury jestem święcie przekonany, że Ewangelie na pewno nie są legendami. Odznaczają się zbyt małym artyzmem. (…) Większa część życia Jezusa pozostaje nieznana, a twórcy legendy by na to nie pozwolili.
* * *

Weźmy inny fakt: Czy można wytłumaczyć czymś innym niż historycznym istnieniem Pana Jezusa ten nagły „wybuch” kultu Jego osoby, który miał miejsce w trzydziestych i czterdziestych latach I w.? Chodzi tu o „wybuch” w prawie dosłownym znaczeniu. Bo z jednej strony wówczas po raz pierwszy pojawiło się w historii ludzkości imię Jezusa Chrystusa – do tej pory nikt nigdy o człowieku tego imienia ani nie mówił, ani nawet nie słyszał. A z drugiej strony imię to od razu zdobyło sobie szeroką popularność: w ciągu niewielu lat potworzyły się liczne grupy wyznawców Jezusa Chrystusa nie tylko w Palestynie, ale też w Azji Mniejszej, w Rzymie, na Bałkanach, w Egipcie, Etiopii.
Grupy te były tak liczne, że już w latach 43-44 doszło do ich prześladowania za czasów Heroda Agryppy, a w dwadzieścia lat później do wielkiego prześladowania za czasów Nerona.
To, że problem Jezusa Chrystusa powstał w zupełnie określonym czasie, prawie nagle, i że od razu nabrał szerokiej popularności jest następnym argumentem za historycznością tej Jedynej w dziejach świata Osoby. Bo przecież mity powstają zupełnie inaczej.
——————————-

europe-development-of-christianity-to-1300-1956-map-66774-p

Rozwój chrześcijaństwa do 1300r.

Weźmy pod uwagę inną okoliczność: Jakkolwiek dzisiaj wszystkie pisma Nowego Testamentu są wydawane często razem, to jednak są to dzieła zupełnie odrębne – różne osoby są ich autorami, powstawały w różnych miejscowościach i w różnych okolicznościach. Jedno jest w tym wszystkim najbardziej zadziwiające: w swoich relacjach o osobie Jezusa Chrystusa są one całkowicie zgodne.
Zgodnie przedstawiają życie Pana Jezusa wszystkie cztery Ewangelie. Zgodnie z Ewangeliami przedstawiają Chrystusa również pozostałe pisma Nowego Testamentu, co jest tym ciekawsze, że ich celem nie jest opis życia Chrystusa, i jedynie ubocznie zawierają o tym pewne wzmianki. Zgodność ta jest tak daleka, że nawet gdyby nie było Ewangelii, bylibyśmy w stanie odtworzyć życie Pana Jezusa, przynajmniej w głównych zarysach.
Te pozaewangelijne dane Nowego Testamentu o Chrystusie zebrał Józef Ricciotti w swoim dziele „Życie Jezusa Chrystusa”. Dlatego pozwolę sobie przytoczyć go tutaj dosłownie wraz z odpowiednimi odnośnikami: Jezus nie był bynajmniej niebieskim eonem, ale „człowiekiem” (Rz 5,15), „powstałym z niewiasty” (Ga 4,4) jako potomek Abrahama (por. Ga 3,16), z pokolenia Judy (por. Hbr 7,14), z domu Dawida (por. Rz 1,3).
Matka Jego miała imię Maryja (Dz 1,14), nazywano Go Nazarejczykiem (Dz 2,22) lub mówiono o nim „ten z Nazaretu” (Dz 10,38).
Miał „braci” (Dz 1,14), z których jeden nosił imię Jakub (Ga 1,19). Był ubogi (2 Kor 8,9), cichy i łaskawy (2 Kor 10,1). Został ochrzczony przez Jana Chrzciciela (Dz 1,22).
Zebrał uczniów, z którymi żył w stałej łączności (Dz 1,21-22); dwunastu z nich nosiło miano „apostołów” i do tej grupy należeli m.in. Kefas, tj. Piotr i Jan (1 Kor 9,5; 15,5-7; Dz 1,13,26).
W swym życiu dokonał wielu cudów (Dz 2,22) i przeszedł dobrze czyniąc (Dz 10,38). Raz ukazał się swym uczniom chwalebnie przemieniony (2 P 1,16-18).
Został zdradzony przez Judasza (Dz 1,16-19). W nocy, w której został wydany, ustanowił Eucharystię (1 Kor 11,23-25), umierał modląc się (Hbr 5,7). Urągano Mu (Rz 15,3), i był mniej ceniony niż zbrodniarz (Dz 3,14); umarł za Heroda i Poncjusza Piłata (1 Tm 6,13; Dz 3,13; 4,27; 13,28).
Był ukrzyżowany (Ga 3,1; 1 Kor 1,13,23; 2,2; Dz 2,36; 4,10) poza bramą miasta (Hbr 13,12). Został pogrzebany (1 Kor 15,4; Dz 2,29; 13,29). Zmartwychwstał trzeciego dnia (1 Kor 15,4; Dz 10,40). Potem ukazał się wielu (1 Kor 15,5-8; Dz 1,3; 10,41; 13,31) i wstąpił do nieba (Rz 8,34; Dz 1,9-10; 2,33-34).
Również i ten fakt całkowitej zgodności w relacjach o osobie Pana Jezusa wyklucza wątpliwości co do jej historyczności, zwłaszcza że pozaewangelijne relacje Pisma św. o Panu Jezusie zostały wypowiedziane zupełnie mimochodem, tzn. w innym celu niż dla podania szczegółów biograficznych.
————————–

200px-Tiberius_bust

Cesarz Tyberiusz (42 p.n.e. – 37 n.e.)

Powiedzieliśmy na wstępie tego rozdziału, że mit mało się przejmuje prawdopodobieństwem historycznym. Jak problem ten wygląda w wypadku Chrystusa Pana? Cesarz August, cesarz Tyberiusz, namiestnik Piłat, najwyżsi kapłani Annasz i Kajfasz, jeden i drugi król Herod – to tylko najważniejsze znane nam skądinąd historyczne osoby, których imiona się przewijają w przekazanych nam przez Ewangelie danych biograficznych o Chrystusie. Dane te są podane przy tym zupełnie prawidłowo, bez błędów chronologicznych.
A dalej – nie tylko dla biblistów, ale również dla znających Palestynę niefachowców, jest rzeczą oczywistą, jak bardzo prawdziwe są ewangelijne opisy różnych miejscowości, związanych z życiem i działalnością Pana Jezusa. Chodzi tu nie tylko o położenie geograficzne, ale również o krajobrazy, o odległości i o różne specyficzne właściwości, po których jeszcze dziś można rozpoznać prawdziwość zawartych w Ewangeliach opisów.
Archeologowie i historycy stwierdzają prawdziwość ewangelijnych opisów świątyni jerozolimskiej, samego miasta i innych jego zabytków i osobliwości. Ta prawdziwość opisów nawet w szczegółach nie jest czymś bagatelnym – jak wiadomo w r. 70 Jerozolima została zdobyta przez rzymskie legiony i prawie zrównana z ziemią, a cały kraj został splądrowany. Fakt ten czyni jeszcze bardziej nieprawdopodobnym przypuszczenie, aby historia życia Jezusa Chrystusa była zwykłym zmyśleniem. – Jak na zmyślenie jest to historia zbyt szczegółowa i zbyt wrośnięta we wszystkie ówczesne warunki; u jeszcze dziwniejszy byłby brak w niej niekonsekwencji i „potknięć”, od których powinnaby się roić, zwłaszcza jeżeli się zważy na wydarzenia z r. 70.
—————————–

Warto jeszcze zwrócić uwagę na inny szczegół, przedtem jednak małe porównanie. Wyobraźmy sobie, że w naszym polskim Krakowie pojawia się grupa osób, która bardzo propaguje, czy to słowem, czy to pismem, już nawet nie kult, ale zwykłą ludzką wielkość (czy jak by to nazwać?) jakiegoś człowieka. Dziwni ci ludzie twierdzą przy tym, że człowiek ów, przed rokiem czy, powiedzmy sobie, choćby nawet przed dziesięciu laty, był w Krakowie powszechnie znany, że znane były jego wielkie czyny, a jego tragiczna śmierć była dużym przeżyciem dla całego miasta.
Wyobraźmy przy tym sobie, że człowiek ów w ogóle nie istniał. Pomijając nawet kwestię, czy jest psychologicznie możliwe stać się w takich warunkach propagatorem podobnego ruchu, można by zapytać, czy ruch ten miałby w Krakowie jakiekolwiek szanse powodzenia, czy miałby choć minimalne szanse na to, by nie zostać rozpoznanym jako zwykle oszustwo, a w następstwie wyśmianym i skazanym na zapomnienie.
A przecież w takiej sytuacji znajdowaliby się pierwsi głosiciele religii Chrystusowej w stosunku do mieszkańców Jerozolimy, gdyby nie było prawdą historyczne istnienie Pana Jezusa. Przecież oni bardzo często ułatwiali sobie pracę ewangelizacyjną w Jerozolimie nawiązywaniem do osoby Chrystusa i przypominaniem, że Chrystus zupełnie niedawno działał i umarł w Jerozolimie, który to fakt przypominali Jerozolimczykom jako powszechnie znany.

Talmud – święta księga wyznawców Judaizmu, pomimo wrogości do chrześcijan potwierdza istnienie Chrystusa.

Weźmy pod uwagę inny fakt: Wiadomo, z jaką niechęcią, a nieraz i nienawiścią odnosili się do pierwotnego chrześcijaństwa starozakonni Żydzi. Mówią o tym nie tylko pierwsi pisarze chrześcijańscy, ale wskazują na to również Talmud i Midrasz – księgi zawierające tradycję żydowską. Otóż proszę sobie wyobrazić fakt, że owi zdecydowani przeciwnicy chrześcijaństwa jakoś nie wpadli na ten niezwykle prosty koncept, aby swą walkę oprzeć na tak świetnym argumencie, że chrześcijanie są mitomanami, bo wierzą w człowieka, którego nigdy nie było.
Zwolennicy Starego Prawa wysuwali różne, często sprzeczne ze sobą argumenty, mające na celu zniesławienie pochodzenia Jezusa i całej Jego osoby (o czym można się dowiedzieć choćby z pisanych przez ówczesnych chrześcijan apologii), nigdy jednak nie zaprzeczają Jego historycznego istnienia. Sytuacja paradoksalna.
Skąd ten paradoks? Bo fakt istnienia Chrystusa był wówczas dla wszystkich – zarówno dla Jego przyjaciół, jak i dla wrogów – niewątpliwy, dla wielu zaś był znany nawet z autopsji: widzieli Chrystusa własnymi oczami.
o. Jacek Salij

 
 
Rzecz znamienna, że do końca XVIII wieku nikt nie podważał historyczności osoby Jezusa Chrystusa. A przecież najłatwiej było to uczynić przeciwnikom chrześcijaństwa w I i II stuleciu. Gdyby zarzuty takie były zasadne, chrześcijanie nie byliby w stanie ich odeprzeć. Różni poganie kwestionowali Bóstwo Chrystusa, ale nikt nie zaprzeczał, że Jezus naprawdę istniał.
„Niezależne od siebie doniesienia wskazują na to, że w czasach starożytnych nawet przeciwnicy chrystianizmu nigdy nie powątpiewali w historyczność Jezusa, którą po raz pierwszy, i to bez dostatecznych podstaw, kilku autorów zakwestionowało dopiero pod koniec XVIII wieku, a potem w wieku XIX i na początku XX stulecia”. – Encyklopedia Britannica
Dopiero skrajny racjonalizm oświecenia z końca XVIII wieku — z przesłanek filozoficzno-światopoglądowych, a nie historycznych — zaczął głosić, że postać Chrystusa należy do rzędu bajek. Cóż można przeciwstawić wszystkim zwolennikom mityczności postaci Jezusa? Po prostu należy rzetelnie poznać źródła historyczne tyczące osoby Chrystusa. Okaże się, osoba Chrystusa jest bardziej historycznie udokumentowana niż wiele innych postaci starożytności, jak filozof Sokrates, poeta Wergiliusz, Aleksander Macedoński czy rzymscy cesarze.
ŹRÓDŁA ŻYDOWSKIE
Warto zacząć od analizy świadectw żydowskich o historyczności Chrystusa. I tak Józef Flawiusz (ur. ok. 37 po Chr.), żydowski kapłan jerozolimski, jest jednym z dowódców w galilejskim powstaniu przeciw Rzymianom w roku 66 po Chr. W tajemniczych okolicznościach przechodzi na stronę nieprzyjaciół rzymskich pod wodzą Wespazjana i bierze udział w kampanii przeciw Jerozolimie burzonej na jego oczach. Po zwycięstwie Tytusa nad Jerozolimą Józef wiernie służy rodzinie Flawiuszów, jako ich nadworny pisarz i bierze od nich przydomek „Flawiusz”. Najbardziej znane są dwa fragmenty z pism Flawiusza o Jezusie. Jeden powszechnie uznawany za w pełni autentyczny, a drugi za zmodyfikowany.

„Zwołał posiedzenie Sanhedrynu i stawił przed nim człowieka imieniem Jakub, brata Jezusa, zwanego także Chrystusem, i kilku innych. Oskarżył ich o łamanie prawa i wydał ich na ukamieniowanie”.

Poza powyższym fragmentem, który jest powszechnie uznawany za wiarygodny także wśród niewierzących historyków jak Keller, istnieje także drugi (Testimonium Flavianum), który jest przez część historyków częściowo podważany.

„Istniał także w owym czasie Jezus, mąż mądry, czy jednak godzi się nazwać Go mężem, był On bowiem wykonawcą cudownych dzieł, nauczycielem ludzi, którzy prawdę chętnie przyjmują. Wielu Żydów, wielu też pogan przyciągnął do siebie. Był On Chrystusem. Kiedy Go Piłat oskarżonego przez naszych przełożonych ludzi skazał na śmierć krzyżową, nie przestali Go kochać ci, co Go najpierwsi umiłowali. Objawił im się im bowiem trzeciego dnia jako zmartwychwstały, jak to i wiele innych cudownych rzeczy przepowiedzieli o Nim boscy prorocy. Plemię, które wzięło od Niego nazwę przetrwało aż do naszych czasów”.

Dzisiaj istnieje interesująca zgodność wśród uczonych żydowskich i chrześcijańskich, że fragment ten jest autentyczny jako całość, chociaż mogą się w nim zawierać interpolacje. Np:
„W owym czasie żył Jezus człowiek mądry”. Takie określenie nie było zazwyczaj używane przez chrześcijan wobec Jezusa więc wydaje się, że jest autentyczne i pochodzi od Józefa. Ale następna fraza: „czy jednak godzi się nazwać Go mężem”, oznacza, że Jezus był kimś więcej niż człowiekiem, co wygląda na interpolację.
Następnie czytamy: „Był On bowiem wykonawcą cudownych dzieł, nauczycielem ludzi, którzy prawdę chętnie przyjmują. Wielu Żydów, wielu też pogan przyciągnął do siebie”. Ten fragment wydaje się być zgodny ze słownictwem Józefa stosowanym w innych miejscach, jest więc powszechnie uznawany za autentyczny. Następnie mamy jednoznaczne stwierdzenie: „Był on Chrystusem”. To wydaje się interpolacją, ponieważ w pierwszym fragmencie o Jakubie napisał, że Jezus był „nazywany Chrystusem”. Następna część fragmentu, opisująca proces Jezusa, jego ukrzyżowanie i miłość wyznawców, jest uznawana za autentyczną. Kolejna fraza: „Objawił im się bowiem trzeciego dnia jako zmartwychwstały” jest wyraźną deklaracją wiary w zmartwychwstanie, dlatego mało prawdopodobne jest by napisał to Flawiusz. Wydaje się więc, że te trzy frazy to interpolacje.
Fragment ten został prawdopodobnie napisany na temat Jezusa, choć bez tych trzech fraz. Nawet w takiej postaci jest jednak potwierdzeniem ważnych informacji o Jezusie: że był przywódcą kościoła w Jerozolimie, zginął męczeńską śmiercią, że był mądrym nauczycielem, który pozyskał licznych i wiernych zwolenników, pomimo faktu, że został ukrzyżowany za Poncjusza Piłata na podstawie oskarżenia przedstawionego przez żydowskich przywódców.
W miejscu  tym należy także wspomnieć o arabskiej wersji Testimonium Flavianum, która przez wielu historyków uznawana jest za najbliższą oryginałowi. Została ona odnaleziona w 1971 roku i pochodzi z X wieku.

„W tym czasie był mądry człowiek zwany Jezusem. Jego postępowanie było dobre i znany był jako cnotliwy. I wielu ludzi tak spośród Żydów jak i innych narodów zostało jego uczniami. Piłat skazał go na śmierć krzyżową. A ci, którzy zostali uczniami nie opuścili swego uczniostwa. Rozgłosili, że ukazał im się po swym ukrzyżowaniu i że żyje i że był mesjaszem o którym prorocy opowiadali cuda”.

Z. Ziółkowski komentował w związku z tym: „Naturalnie, że urywek Flawiusza został spreparowany, najwybitniejsi jednak historycy są zdania, że w tym miejscu znajdowała się wzmianka o Jezusie, czego dowodem może być cytowany wyżej rękopis arabski”.
Józef Flawiusz jest powszechnie uznawany za wiarygodnego historyka. Przykładowo jego opisy wojny żydowskiej zostały potwierdzone przez wykopaliska archeologiczne w Masadzie i przez historyków, na przykład Tacyta. Józef pisał także o tym, że port w Cezarei był porównywalny do portu w Pireusie, co było kwestionowane. Archeologia potwierdziła jednak i to poprzez badania podwodne.
O Jezusie wspomina także w pewnym miejscu Talmud, w materiale datowanym na I wiek (z czasów Eliezera ben Hirkana i Akiby), o czym donosił (i z czym zgadzał się) nawet jeden z ojców racjonalizmu europejskiego, A. Robertson. Żydzi zasadniczo nie pisali o heretykach. Pomimo tego istnieje kilka fragmentów Talmudu, które wymieniają Jezusa jako fałszywego mesjasza, który praktykował magię i został sprawiedliwie skazany na śmierć. Powtarzają także pogłoskę, że Jezus był dzieckiem rzymskiego żołnierza i Marii. W takim razie na zasadzie negatywu wzmianki te  potwierdzają pewne fakty o Jezusie.
Profesor M. Wilcox wyraził to w swoim artykule w taki sposób: „Tradycyjna literatura żydowska, chociaż wymienia Jezusa stosunkowo dość rzadko (i musi być wykorzystywana z ostrożnością), potwierdza słowa ewangelii, według których Jezus uzdrawiał i dokonywał cudów, choć przypisuje te wydarzenia czarom. Poza tym zawiera wspomnienie o tym, że był nauczycielem i  że miał uczniów (podaje 5 z nich), a także stwierdza, że przynajmniej we wczesnych okresie rabinistycznym nie wszyscy mędrcy byli przekonani, że jest „heretykiem” i oszustem „”
*
ŹRÓDŁA RZYMSKIE
Poza źródłami żydowskimi istnieją także źródła rzymskie wspominające o Jezusie jak Tacyt (najważniejszy historyk rzymski I wieku) czy Pliniusz Młodszy. Tacyt zapisał prawdopodobnie najważniejszą wzmiankę o Jezusie poza Nowym Testamentem. W roku 115 po Chrystusie wyraźnie stwierdza, że Neron prześladował chrześcijan, których obarczył winą za podpalenie Rzymu w roku 64 po Chrystusie, aby oddalić podejrzenia od siebie samego.

„Neron podstawił winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi kaźniami tych, których znienawidzono dla ich sromot, a których gmin chrześcijanami nazywał. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany był na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata, a przytłumiony na razie zgubny zabobon znowu wybuchnął, nie tylko w Judei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy, dokąd wszystko co potworne albo sromotne zewsząd napływa i licznych znajduje zwolenników. Schwytano więc naprzód tych, którzy tę wiarę publicznie wyznawali, potem na podstawie ich zeznań ogromne mnóstwo innych i udowodniono im nie tyle zbrodnię podpalenia, ile nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu”.

U Tacyta nie ma takich sprzeczności jak u Józefa. Tacyt mówi bowiem o chrześcijanach z pogardą, uważa ich za wrogów państwa, za grupę zabobonną i szkodliwą. Takiej oceny nie mógł dodać do tekstu żaden chrześcijański kopista. Negatywny, wrogi i pogardliwy stosunek Tacyta do chrześcijaństwa przemawia za autentycznością tego fragmentu.
Obok Tacyta zwykło się wymieniać świadectwo Pliniusza Młodszego (żył w latach 62-114 n.e), który pełnił obowiązki pretora Bitynii za Trajana w latach 111-113. W jego liście do cesarza (prawdopodobnie z 112 roku) nie ma mowy o Jezusie, lecz o chrześcijanach. W obszernych relacjach Pliniusz donosi cesarzowi o swych wątpliwościach, jak postępować z chrześcijanami:

“Dla mnie było zupełnie jasne – pisał – że do czegokolwiek by się przyznali, karać ich należało za upór i zaciętość. Pewnych spośród tych, którzy ulegli temu szaleństwu, jako obywateli rzymskich, wysłałem do stolicy. Wkrótce, w toku samej rozprawy, jak to zwykle bywa, lista przestępców zaczęła się, coraz bardziej powiększać. ( … ) Twierdzili, że ich wina,lub błędy polegają tylko na tym, że w ustalone dni zbierali się razem przed wschodem słońca, śpiewali kolejno hymny pochwalne na cześć Chrystusa jako Boga ( … ) W związku z tym wszystkim uznałem za jeszcze bardziej konieczne przesłuchać z zastosowaniem tortur tych, którzy byli ich kapłanami. Nie dowiedziałem się jednak niczego nowego prócz tego, że jest to jakiś dziwny i doprowadzony do krańcowości zabobon…”

Niektórzy krytycy zarzucają, że Pliniusz pisze głównie o chrześcijanach, a o Jezusie jest tylko krótka wzmianka, że był obiektem kultu. Czy to jednak mało. Jeśli jednak Pliniusz urodził się 30 lat po śmierci Chrystusa, to nie mógł mieć o Nim wiele do powiedzenia, skoro nie miał osobistego kontaktu z wydarzeniami z Nim związanymi. Zrobił więc to, co mógł zrobić najlepszego (i najbardziej obiektywnego), i potwierdził, że już w roku 112 chrześcijanie wierzyli w Jezusa jako Boga. To bardzo doniosłe świadectwo.
Tacyt i Pliniusz Młodszy to dwa najważniejsze źródła rzymskie mówiące o Jezusie i chrześcijanach. Nie oznacza to jednak, że są to jedyne źródła. Obok tych dwóch historyków, wspomnieć należy min. Swetoniusza czy Celsusa.
Dla przykładu wyżej wspomniany Celsus,  jeden z pierwszych krytyków chrześcijaństwa i filozof z II wieku, opierając się zapewne na relacjach współczesnych mu Żydów, oskarżył Jezusa o to, że kłamał za życia mówiąc że narodził się z dziewicy, podczas gdy naprawdę pochodził z pewnej wioski żydowskiej i był synem wieśniaczki zarabiającej na życie jako tkaczka. Jej mąż, z zawodu cieśla, opuścił ją ponieważ była mu niewierna. Porzucona i zniesławiona kobieta – według tych relacji – potajemnie urodziła Jezusa, którego ojcem był żołnierz rzymski o imieniu Pantera. Lata wczesnej młodości Jezus spędził w Galilei, a potem udał się do Egiptu gdzie pracował jako najemny robotnik. W Egipcie nauczył się popularnej wśród Egipcjan sztuki magii. Następnie powrócił do Palestyny z nadzieją, że dzięki temu stanie się kimś wielkim, i zaczął mówić o sobie, że jest bogiem.
To oczywiście jest polemiczna wersja, jaka powstała w środowisku żydowskim. Jest ona o tyle cenna, że pośrednio potwierdza relacje Ewangeliczne o Jezusie jako cieśli (Mt 13,55; Mk 6,3), cudach i zarzutach faryzeuszów, że Jezus czynił to za pomocą nieczystych sztuczek (Mt 12,24; Mk 3,22), a także potwierdza ona ideę boskości Jezusa (J 1,1; 20,28; Dz 20,28; 1 J 5,18).
Zarzut dotyczący Swetoniusza:
Swetoniusz, rzymski historyk i biograf pisał w 120 roku n.e. w książce ‚Żywoty cesarzy’, że ‚cesarz Klaudiusz wypędził z Rzymu Żydów, którzy nieustannie sieli niepokój w tym mieście za namową niejakiego Chrestusa – buntownika i agitatora’. Ale ów Chrestus – wynikałoby z tego – żył kilkanaście lub kilkadziesiąt lat po śmierci biblijnego Jezusa.
Odpowiedź:
Niekoniecznie. Tekst Swetoniusza wcale nie podaje, że owe namowy odbywały się w tym czasie i na bieżąco. Można to zrozumieć w ten sposób, że owi Żydzi byli podburzeni wcześniej przez Chrestosa, np. jakimiś jego naukami. Inni tłumaczą ten tekst tak: „Klaudiusz wypędził Żydów z Rzymu, którzy podżegani przez Chrestosa wywoływali częste zamieszki”. Słowo „podżegani” czy „podburzeni”, jak tłumaczą to słowo w tym tekście również trzej inni niewierzący badacze historii chrześcijaństwa, można z powodzeniem zrozumieć w ten sposób, że Chrestos nie podburzał ich osobiście, tylko że spowodowały to jakieś jego idee lub nauki. Korespondowałoby to doskonale z tym, co podają Dzieje Apostolskie, w których czytamy, że „Klaudiusz wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów” (Dz 18,2). Żydzi nieraz wszczynali w Rzymie zamieszki z powodu nauczania Jezusa, co ukazuje choćby przykład opisany w Dz 22. Warto też dodać, że w przypadku dzieł Swetoniusza znów jest tak, iż posiadamy tylko fragmenty, nie możemy więc stanowczo orzekać, jak dużo napisał on w rzeczywistości o Chrystusie
*
DLACZEGO JEST TAK „MAŁO” ŹRÓDEŁ MÓWIĄCYCH O CHRYSTUSIE?
Pomimo pewnej liczby tekstów pozabiblijnych dowodzących istnienia Jezusa,  czasami możemy spytać siebie samego, czy tych tekstów nie powinno być jednak więcej. Przecież Jezus jest obecnie uważany za najbardziej wpływową postać historii. Żaden człowiek nie miał tak dużego wpływu na to jak wygląda obecny świat.
Edwin Yamauchi (Uniwersytet Miami) – jeden z najlepszych specjalistów w dziedzinie historii starożytności: „Gdy zaczyna się jakiś nowy ruch religijny, często dopiero wiele pokoleń później ludzie zaczynają spisywać związane z im informacje. Faktem jest jednak, że posiadamy lepszą dokumentację historyczną dla Jezusa niż dla założyciela jakiejkolwiek innej starożytnej religii (…) Na przykład Gaty Zaratusztry, około 1000 lat przed Chrystusem, uważa się za autentyczne, większość z nich została spisana dopiero po trzecim wieku po Chrystusie. Nauki Buddy, który żył w szóstym wieku przed Chrystusem, zostały spisane dopiero w epoce chrześcijaństwa. Chociaż posiadamy słowa Mahometa (570-632 n.e.) w Koranie, jego biografia została napisana dopiero w roku 767, ponad wiek po jego śmierci. Dlatego sytuacja z Jezusem jest tak wyjątkowa, powiedziałbym  uderzająca, gdy weźmiemy pod uwagę jak wiele dowiadujemy się o nim z NT”.
Z kolei Józefa Flawiusza interesowały sprawy polityczne i walka przeciwko Rzymowi, dlatego np. Jan Chrzciciel, o którym wspomina w swoich tekstach był dla niego ważniejszy, ponieważ był traktowany jako większe zagrożenie polityczne niż Jezus. Gdyby Jezus był zelotą, to napisałby więcej. Chrystus jednak nie sprzeciwiał się płacenia podatków dla cezara. Jezus i jego uczniowie nie stanowili większego zagrożenia politycznego, dlatego Józef więcej interesował się zelotami (zeloci stawiali sobie za cel walkę z rzymianami).
Jak zauważał jeden z niewierzących badaczy, Tacyt „nie wspomina nawet o bardziej znacznych, stojących nad prokuratorem legatach, namiestnikach Syrii, w skład której wchodziła Judea”. A więc widać, że główny cel redakcyjny historyków tego czasu był inny: pisać głównie o konkretnych politykach i możnych tamtego świata, a o innych rzeczach wspominać o tyle, o ile się one jakoś z tym zjawiskiem wiązały. Biorąc pod uwagę fakt, że Jezus i pierwsi chrześcijanie mieli z początku znikomy wpływ na główne wydarzenia polityczne i społeczne tamtych czasów, staje się zupełnie zrozumiałe, dlaczego ówcześni historycy ignorowali to zjawisko i poświęcali mu tak niewiele miejsca.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że np. esseńczycy niewątpliwie istnieli w czasach Jezusa, nie znajdujemy jednak o nich nawet najmniejszej wzmianki w Nowym Testamencie. Czy to więc oznacza, że esseńczycy tak naprawdę nie istnieli? Oczywiście, że nie, to oznacza tylko tyle, że mamy tu kolejne potwierdzenie faktu, iż nie pisano ani nie wzmiankowano o czymś, co nie należało do przedmiotu zainteresowań danego autora.
Nawet Zenon Kosidowski, guru polskich racjonalistów, zwraca uwagę na fakt, że skoro w pożarze Rzymu za Nerona spłonęły archiwa państwowe i to samo spotkało archiwa Sanhedrynu w Jerozolimie za Tytusa, to tym samym dysponujemy tylko szczątkowymi dokumentami z pierwszego wieku. W świetle tego faktu co najmniej nie na miejscu jest wyrzucanie chrześcijanom, że nie posiadamy zbyt obszernych relacji świeckich z I wieku naszej ery na temat chrześcijaństwa.
I argument ostateczny: historycy czasów Jezusa zgodnie nie wspominali ani jednym słowem o istnieniu pewnych postaci historycznych, takich jak prokonsul Cypru czy tytuł namiestnika rzymskiego na Malcie. O istnieniu tych postaci wiemy jednak z pewnych odkryć archeologicznych (i z Biblii – por. Dz 13,7; 28,7). To ostatecznie przesądza o tym, że milczenie źródeł „świeckich” na temat konkretnych postaci historycznych o niczym nie świadczy. Niniejszym, nawet gdyby żadne źródło niebiblijne z I wieku naszej ery nie wspominało o Jezusie (a tak nie jest), to nie byłoby to żadnym argumentem przeciw historycznemu istnieniu Jezusa Chrystusa. Warto też dodać w tym miejscu, że argumentowanie ex silentio jest uważane za błąd logiczny, dlatego ci, którzy argumentują na podstawie milczenia źródeł świeckich o Jezusie, popełniają ten właśnie błąd.
Inne powody:
– Palestyna to była tylko prowincja Rzymu, jedna z ogromnej ilości, dodatkowo bardzo mała
– w tamtych czasach oczekiwania mesjańskie były największe w historii Izraela; było wielu ludzi podających się za mesjasza
– pisma z I wieku najzwyczajniej w świecie przepadły w ogromnej większości
– poważni historycy pisali głównie o władcach, wojnach, polityce itp.
Załóżmy teraz , że nie mamy NT i żadnych pism chrześcijańskich. Czego wówczas moglibyśmy się dowiedzieć o Jezusie ze starożytnych źródeł niechrześcijańskich, takich jak Józef Flawiusz, Tacyt, Pliniusz i innych? Pisał o tym min. wyżej wspomniany Yamauchi:
„Nawet gdybyśmy nie posiadali chrześcijańskich ksiąg Nowego Testamentu, to na podstawie takich pozachrześcijańskich pism, jak Józefa Flawiusza, Tacyta czy Pliniusza Młodszego i Talmudu, moglibyśmy ustalić, że: (1) Jezus był żydowskim nauczycielem; (2) wielu wierzyło, że dokonuje On uzdrowień i egzorcyzmów; (3) został odrzucony przez przywódców żydowskich; (4) został ukrzyżowany za Poncjusza Piłata w czasie panowania Tyberiusza; (5) pomimo tak haniebnej śmierci jego zwolennicy, wierzący, że On wciąż żyje, rozproszyli się poza Palestynę, tak iż do 64 roku wielu z nich znalazło się w Rzymie; (6) na początku II wieku cześć jako Bogu oddawali Mu ludzie z najrozmaitszych warstw, z miast i wsi – mężczyźni i kobiety, niewolnicy i wolni”
Opracowano min. na podstawie książki Lee Strobela „Sprawa Chrystusa”.
ARGUMENTY ZA WIARĄ#7 Jezus Chrystus był postacią historyczną.
Zadanie teologii fundamentalnej sprowadza się dziś do pytania: Jak wykazać, że Chrystus ukazywany w wierze Kościoła jest tym samym Jezusem, który wędrował po palestyńskich ścieżkach, aczkolwiek poznanym znacznie głębiej dzięki światłu zmartwychwstania?
Zasadniczy zarzut stawiany chrześcijaństwu mówi, że Jezus z Nazaretu był inny, niż przedstawia Go wiara Kościoła. Od czasów oświecenia zarzut ten pojawia się w kuszącym opakowaniu metodologicznym: Sapere aude! („Miej odwagę myśleć!”), co zdaje się sugerować, że ujęcie życia Jezusa musi być godne człowieka jako istoty myślącej.
Dziś, bez wątpienia, żyjemy na etapie „drugiego oświecenia”.
Człowiek współczesny jest nieco „schizofreniczny”, rozdarty między racjonalizmem i fideizmem. Teologia, zajmująca się Jezusem Chrystusem – czyli Logosem, który stał się człowiekiem – jest powołana do tego, by naświetlić wewnętrzny związek między wiarą i rozumem, doświadczeniem religijnym i badaniem historycznym. Jak bowiem w swoim „wykładzie ratyzbońskim” (12 IX 2006) mówił Benedykt XVI:
Nowożytny rozum naukowy (…) nosi w sobie (…) pytanie, które przerasta jego samego i jego możliwości metodologiczne. (…) Dla filozofii, a w odmienny sposób także dla teologii, wsłuchiwanie się w wielkie doświadczenia i przekonania tradycji religijnych ludzkości, zwłaszcza wiary chrześcijańskiej, jest źródłem poznania (…). Otwierać się odważnie na cały zakres możliwości rozumu, nie odrzucać jego wielkości – oto program, z jakim teologia, prowadząca refleksję nad wiarą biblijną, włącza się we współczesną debatę („L’Osservatore Romano”, wyd. pol., nr 11/2006).
W niniejszym opracowaniu pragnę naszkicować metodologię apologii Jezusa historycznego w kontekście niezwykle dynamicznego dzisiaj nurtu Third Quest (tzw. trzecie poszukiwanie). Scharakteryzuję zatem najpierw ten nurt wraz z jego korzeniami, a następnie wyłożę zasady wspomnianej apologii.
Poszukiwanie Jezusa historycznego
W latach 1774–1778 Gotthold E. Lessing wydał kilka fragmentów rękopisów, które pozostawił po sobie Hermann Samuel Reimarus, profesor języków orientalnych z Hamburga (Fragmente eines Ungenannten). W jednym z nich („O celu Jezusa i Jego uczniów”) Reimarus opowiedział się za odseparowaniem prawdziwego Jezusa historycznego od zafałszowanego, jego zdaniem, Chrystusa przepowiadanego przez Kościół. „Znajduję wielki powód – pisał – aby odseparować całkowicie to, co Apostołowie mówią w swoich pismach, od tego, co sam Jezus faktycznie mówił i czego nauczał”[1]. Czym był ten „wielki powód”, skoro Lessing zaczął nawet mówić o „okropnej, szerokiej czeluści”, oddzielającej „Jezusa historii” od „Chrystusa wiary Kościoła”? Otóż Jezus miał uczyć jedynie o sprawach moralnych i nadejściu ziemskiego królestwa Bożego. Dopiero gdy w Jerozolimie skrytykował żydowskie autorytety za to, że swym postępowaniem opóźniają przyjście tego królestwa, został aresztowany i skazany na śmierć. Jego okrzyk na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”, dobitnie świadczy o doznanej klęsce, bowiem zapowiadane przezeń królestwo nie nadeszło[2].
Jednak uczniowie Jezusa, wykorzystując istniejące w apokaliptyce żydowskiej przekonanie o podwójnym przyjściu Mesjasza (raz w upokorzeniu, a raz w chwale), wykradli Jego ciało i je ukryli. Potem, w dzień Pięćdziesiątnicy, poczęli głosić, że On zmartwychwstał, duchowo odkupił ludzkość i wkrótce przyjdzie ponownie[3].
Te prowokacyjne idee uruchomiły lawinę. W tworzonych z ogromną intensywnością racjonalistycznych żywotach Jezusa ich autorom nie chodziło wprost o atak na Nazarejczyka, ale o takie Jego przedstawienie, aby mógł zostać zaakceptowany przez ludzi oświeconych. Najsłynniejszy literacko-imaginacyjny wizerunek Jezusa stworzy Ernest Renan w książce Żywot Jezusa (1863). Rozbudzona fantazja tego pisarza koncentrowała się bardziej na życiu wewnętrznym Jezusa niż na Jego historycznej biografii. W konsekwencji, książka ukazuje dwa obrazy. W części pierwszej dominuje „słodka teologia miłości”:
Jezus jako twórca prawdziwego królestwa Bożego, królestwa cichych i maluczkich, to Jezus owych pierwszych, niczym nie zmąconych dni, kiedy głos Ojca rozbrzmiewał w jego duszy. Wtedy rzeczywiście przez kilka miesięcy, a może przez rok Bóg zamieszkał na ziemi. Głos młodego cieśli odezwał się nagle z niesłychaną słodyczą. Nieopisany urok bił z całej jego postaci, a najbliżsi poznać go nie mogli[4].
Gdy natomiast na święto Paschy Jezus poszedł do Jerozolimy i nie potrafił w ten sam sposób podbić serc ludzi z kół rządzących, przekształcił się w zdeterminowanego rewolucjonistę – tak rozpoczyna się jak gdyby druga część książki Renana[5]. Jezus, zdając sobie sprawę z tego, że wszedł na bardzo niebezpieczną ścieżkę, świadomie podjął decyzję, aby w Jerozolimie umrzeć za swoje przekonania:
Gdyby Jezusowi nie stawiano przeszkód, byłby się wyczerpał w walce z utopią. Bezwzględna nienawiść przeciwników zapewniła powodzenie jego dziełu i wycisnęła na nim pieczęć jego boskości. (…)
Mógł jeszcze uniknąć śmierci, ale nie chciał. Miłość, którą odczuwał dla swej misji, odniosła zwycięstwo. Zdecydował się wypić kielich aż do dna[6].
Dzięki temu po śmierci stał się „bardziej żywy niż za życia, (…) bardziej kochany niż w czasie ziemskiej pielgrzymki”[7].
Inną drogą poszedł David F. Strauss, który dostrzegł syntezę tego, co boskie, z tym, co ludzkie, nie w Jezusie jako jednostce, ale w całej ludzkości, w gatunku ludzkim. W dwutomowym dziele Das Leben Jesu kritisch bearbeitet (1835–1836), pragnął on obronić istotę chrześcijańskiej wiary za pomocą historyczno-krytycznego badania Biblii. Według niego ewangeliści nie byli ani dogmatykami, ani „oświeconymi” historykami, lecz żyli w „świecie mitycznym” i wyjątkową tożsamość Jezusa wyrazili za pomocą mitycznych terminów i obrazów. Mit nowotestamentalny to, zdaniem Straussa, przedstawienie w pojęciach historycznych ideału religijnego pierwszych chrześcijan czy w ogóle wszystkich ludzi:
Oto klucz całej chrystologii, iż wszystkie tytuły, które Kościół nadaje Chrystusowi, zamiast do indywiduum odnieść należy do idei, przy tym idei realnej (…). Zakładane dla indywiduum, dla Boga-człowieka, właściwości i funkcje, przypisywane przez naukę kościelną Chrystusowi, przeczą sobie, podczas gdy w Idei gatunku są ze sobą zgodne. Ludzkość jest zjednoczeniem obydwu natur, jest Bogiem, który stał się człowiekiem, duchem nieskończonym i ogołoconym ku skończoności, a zarazem skończonym i pamiętającym o swej nieskończoności. Jest dzieckiem widzialnej matki i niewidzialnego ojca: ducha i natury. Jest cudotwórcą, gdy w dziejach ludzkości duch coraz pełniej włada naturą, a ta sprowadzona zostaje do bezwolnego materiału jego działania. Jest bezgrzeszny, gdy bieg jej rozwoju jest właściwy, jako że nieczystość dotyka tylko jednostki, podczas gdy w gatunku i jego dziejach zostaje zniesiona. To właśnie ludzkość umiera, zmartwychwstaje i wstępuje do nieba, gdy wynik negacji jej naturalności stanowi coraz wyższe życie duchowe, a rezultat jej skończoności, rozumianej jako duch osobowy, narodowy bądź światowy, oznacza jej jedność z nieskończonym duchem nieba[8].
Wszystkie te teorie otwierały drogę do zanegowania historycznej egzystencji Jezusa. Wprawdzie teza taka została zgłoszona już przed Straussem, ale przedłożona w sposób nienaukowy nie wywołała w świecie większego echa. Poruszenie wzbudził dopiero Bruno Bauer, który stwierdził, że Jezus nigdy nie istniał, a chrześcijaństwo zawdzięcza swój początek Markowi ewangeliście[9]. Nic więc dziwnego, że w konsekwencji wzrósł sceptycyzm uczonych w odniesieniu do możliwości rekonstrukcji historii Jezusa niezależnie od wiary Kościoła.
Od końca XIX wieku zaczyna się w biblistyce rozróżniać między Jezusem historii a Chrystusem wiary. Rozróżnienie to, stanowiące tytuł jednego z dzieł Straussa (1865), szczególnie popularne stało się po publikacji przez Martina Kählera wykładu Der sogenannte historische Jesus und der geschichtlische, biblische Christus (został on wygłoszony w 1892 roku, a opublikowany cztery lata później). Zdaniem autora tego wystąpienia, „tak zwany historyczny Jezus” skrywa „prawdziwego Chrystusa wiary i historii”: „Wyznać Go jako Chrystusa, oznacza wyznać Jego wyjątkowe, supra-historyczne znaczenie dla całej ludzkości”[10].
Wpływ Rudolfa Bultmanna sprawił, że na pewien czas zaprzestano poszukiwań Jezusa historycznego. Uczony ten twierdził bowiem, że Ewangelie dotyczą przede wszystkim sytuacji pierwotnego Kościoła, a nie okoliczności życia Jezusa[11]. W związku z tym o Jezusie historycznym wiemy jedynie, że istniał[12]: „To, co napisano (…) o życiu Jezusa, o Jego osobowości, wewnętrznym rozwoju itp., jest – o ile nie są to krytyczne badania – fantastyczne i powieściowe”[13].
Przekonanie: nie wobec Jezusa (historycznego), tak wobec Chrystusa (wiary), wywołało opozycję, zarówno wśród katolików, jak i protestantów. Jednak największa reakcja na sceptycyzm Bultmanna przyszła ze strony jego uczniów, którzy ponownie podnieśli kwestie historyczne związane z Ewangeliami. Rozpoczęło się nowe, drugie poszukiwanie Jezusa historycznego (die neue Frage; the New Quest).
W październiku 1953 roku Ernst Käsemann wygłosił w Marburgu wykład Das Problem des historischen Jesus[14], w którym wskazał zarówno na konieczność, jak i możliwość poznania Jezusa historycznego. Inni uczniowie Bultmanna również nie podzielali sceptycyzmu swego mistrza. I tak Günther Bornkamm opublikował pierwszą postbultmannowską chrystologię w ujęciu całościowym: Jesus von Nazareth (Stuttgart 1956). Rozpoczyna ją zdanie: „Nikt nie jest już w stanie odtworzyć biografii Jezusa”[15]. Jednakże – dodawał Bornkamm – można bez wątpienia ustalić „dość dużo” faktów Go dotyczących: „Pierwotna tradycja o Jezusie jest przepełniona historią aż po brzegi”[16]. Amerykański reprezentant nurtu postbultmannowskiego James M. Robinson, wydając książkę A New Quest of the Historical Jesus (1959), mógł zatem stwierdzić, że „nowe poszukiwanie” stało się faktem; jest ono historycznie możliwe i teologicznie uzasadnione[17].
Third Quest
Z biegiem czasu okazało się jednak, że dotychczasowa procedura badawcza, zakładająca w samym punkcie wyjścia kościelny obraz Jezusa, „wyrywała” Założyciela chrześcijaństwa z Jego właściwego żydowskiego środowiska. W konsekwencji, przede wszystkim w krajach anglojęzycznych, zrodziła się kolejna, trzecia faza poszukiwania Jezusa historycznego – Third Quest. Jej twórcy i zwolennicy badają Jezusa z czysto historycznej perspektywy oraz, akcentując żydowskość Jezusa, określają Jego relację do judaizmu. I z pełnym optymizmem twierdzą, że dostęp do Jezusa historycznego możliwy jest na drodze „historii Palestyny, na tyle, na ile stanowi ona miejsce posługiwania Jezusa”[18]. Historyczne źródła są kryterium decydującym: „Wszystko musi być mierzone przez te źródła i każda myśl im poddana”[19]. Zdają się oni także ze zdwojoną siłą powtarzać słynną tezę Juliusa Wellhausena: „Jesus war kein Christ, sondern Jude” („Jezus nie był chrześcijaninem, lecz Żydem”)[20].
Jakie są wyniki tych poszukiwań? Nietrudno zauważyć, że z początku wizerunki Nazarejczyka znacznie odbiegały od chrystologicznej wiary Kościoła, później jednak niektórzy uczeni doszli do obrazu Jezusa bliższego ujęciu tradycyjnemu. Zdaniem Johna D. Crossana, Jezus przypominał cyników ze środowiska hellenistycznego.
Nie zachęcał do rewolucji politycznej, lecz ry­sował wizję rewolucji społecznej sięgającej najgłębszych i najbardziej niebez­piecznych warstw wyobraźni. Nie przywiązywał żadnej wagi do podziału na pogan i żydów, kobiety i mężczyzn, niewolników i wolnych, biednych i bogatych. Trudno nawet powiedzieć, aby atakował je w teorii; po prostu nie uznawał tych podziałów w praktyce. (…)
Wydaje się pewne, iż Jezus, stając prawdopodobnie pierwszy i jedyny raz w życiu wobec wspaniałości świątyni, dokonał symbolicznego aktu jej destrukcji, przekreślił jej uznaną funkcję pośredniczącą w imię królestwa Bożego, które nie wymaga pośrednictwa. Taki czyn, dokonany w wybuchowej atmosferze Święta Paschy, święta upamiętniającego wyzwolenie z egipskiego jarzma, wystarczyłby, aby władze religijne i polityczne skazały Go na ukrzyżowanie[21].
Według Crossana, żaden z uczniów nie wiedział, co stało się z ciałem Ukrzyżowanego. Narodziny chrześcijaństwa stanowią więc interakcję pomiędzy Jezusem historycznym i Jego zwolennikami. W najwcześniejszym etapie po ukrzyżowaniu Jezusa zaistniały dwie tradycje: Tradycja Życia [Jezusa] (galilejska) i Tradycja [Jego] Śmierci (jerozolimska). Ta pierwsza podkreślała Jego program społeczny, ta druga starała się zrozumieć ukrzyżowanie. W kontekście lamentu po stracie Jezusa wyrafinowani literaci posłużyli się proroctwami Starego Testamentu oraz modelem „ocalonej niewinności” i „wywyższonego męczeństwa”, aby pokazać, że Jezus ostatecznie zwyciężył. Św. Marek rozumie to zwycięstwo jako powtórne przyjście Jezusa, paruzję. W konsekwencji zmartwychwstanie należy pojmować w kategoriach trwałej obecności Jezusa w Jego absolutnie odmiennym trybie egzystencji. Natomiast w stworzonych przez św. Mateusza chrystofaniach chodzi jedynie o wskazanie przywódców w Kościele, mających pokierować sprawą Jezusa pomimo Jego śmierci[22].
Geza Vermes prezentuje Jezusa jako galilejskiego charyzmatyka: „Osobę Jezusa należy włączyć w nurt charyzmatycznego judaizmu pierwszego stulecia i uznać za najwyraźniejszy przykład dawnego chasydejczyka czy pobożnego”[23]. Reprezentował On w sposób niezwykle wzniosły „świętych mężów”, którzy swą nadprzyrodzoną moc czerpali z bezpośredniej, bardzo bliskiej relacji z Bogiem. „Religia Jezusa Żyda stanowiła rzadką, być może unikalną, manifestację skondensowanego eschatologicznego entuzjazmu”[24]. Magnetyzm charyzmatycznego Jezusa zainicjował po Jego śmierci „złożony proces spekulacji teologicznej, który w ciągu trzech stuleci zakończył się wyniesieniem cieśli z Nazaretu do rangi drugiej osoby Trójjedynego Boga, Trójcy Świętej”[25].
Ed P. Sanders prezentuje Jezusa jako proroka zaangażowanego w proces odnowy Izraela, której faktycznie dokonać miał niebawem sam Bóg. Uczony ten jest – jak sam twierdzi – „liberalnym  protestantem”, który chce „wyzwolić historię i egzegezę spod kontroli teologii”[26]. Jako jeden z pierwszych podjął się on w sposób metodyczny zadania określenia intencji i relacji Jezusa wobec judaizmu (Jesus and Judaism, 1985), a potem całościowo zajął się postacią Jezusa (The Historical Figure of Jesus, 1993). Jego zdaniem, Jezus uważał siebie „za mającego pełny autorytet, aby mówić i działać w imieniu Boga”[27].
Moim ulubionym terminem, który wyraża samorozumienie Jezusa, jest określenie „wicekról”. Bóg był królem, a Jezus reprezentował Go i miał reprezentować w przyszłym królestwie[28].
Tym, co w sposób niekwestionowany wyznacza wyjątkowość Jezusa, jest rezultat Jego życia i dzieła. (…) Osiągnęło [ono] swój punkt kulminacyjny w zmartwychwstaniu i powstaniu trwałego ruchu[29].

Sanders podkreśla jednak, że zmartwychwstanie nie stanowi fragmentu opowiadania o Jezusie historycznym, lecz należy do tego, co nastąpiło po Jego życiu. Zatem konsekwencji historyk nie dysponuje odpowiednimi narzędziami badawczymi, aby zrekonstruować, co się faktycznie zdarzyło w poranek wielkanocny i zostało odzwierciedlone w teologicznych narracjach paschalnych: „To, że uczniowie (a później Paweł) mieli doświadczenia zmartwychwstania, stanowi – wedle mego osądu – fakt. Natomiast, jaka rzeczywistość zrodziła te doświadczenia – tego nie wiem”[30].

W drugim okresie Third Quest – czyli właśnie teraz – zaczęto z większą uwagą przyglądać się nie tylko życiu i śmierci Jezusa, ale także Jego powstaniu z martwych[31], i od razu pojawiły się wizerunki Jezusa w decydującym stopniu zgodne z wiarą Kościoła[32]. Okazało się, że poprawna procedura badawcza musi utrzymywać owocne napięcie między Jezusem oddziałującym na wiarę pierwszych chrześcijan a Jezusem umieszczonym w odpowiednim kontekście judaistycznym. Im lepiej wykaże się zarówno Jego osadzenie w judaizmie, jak i oddziaływanie na pierwotne chrześcijaństwo, tym wiarygodniej odtworzy się wizerunek Jezusa historycznego.
Wpływ Jezusa na wiarę pierwszych uczniów nie skończył się wraz z Jego śmiercią, lecz znalazł swą intensyfikację w wydarzeniach paschalnych, przede wszystkim w zmartwychwstaniu owocującym zesłaniem Ducha Świętego. Tu znajduje się punkt wyjścia chrystologii fundamentalnej; wtedy właśnie z judaizmu zrodziło się chrześcijaństwo.
„Elipsa hermeneutyczna”
Hans-Georg Gadamer w Prawdzie i metodzie wskazuje na „krąg hermeneutyczny” jako „ontologiczny moment struktury rozumienia”[33]. Modyfikując nieco tę intuicję, w odniesieniu do poznania Jezusa należy mówić o „elipsie hermeneutycznej”, czyli kręgu o dwóch punktach ogniskowych: historii i wiary. Zapamiętana historia odsyła do doświadczenia wiary paschalnej, a wiara znów do historii; między obydwoma punktami istnieje nieusuwalne napięcie. W autentycznej chrystologii fundamentalnej wiara pierwszych chrześcijan musi odsyłać do ich wspomnień o Jezusie, a wspomnienia te powinny znajdować ostateczne wyjaśnienie w wierze zrodzonej po zmartwychwstaniu. Wiara paschalna, że Jezus jest Synem Bożym i Zbawicielem świata, pozwala dokonać ontycznego pogłębienia wspomnień o słowach i czynach Jezusa ziemskiego, kiedy stawiał się On na równi z Bogiem i zbawienie ludzi wiązał ściśle ze swoją osobą.
Zadanie teologii fundamentalnej sprowadza się dziś do pytania: Jak wykazać, że Chrystus ukazywany w wierze Kościoła jest tym samym Jezusem, który wędrował po palestyńskich ścieżkach, aczkolwiek poznanym znacznie głębiej dzięki światłu zmartwychwstania?
Pierwszy problem dotyczy źródeł. Za życia Jezusa napisano o Nim jedynie tabliczkę umocowaną do krzyża: „Król żydowski”. Jak mówi Hans Waldenfels:
Pisma Nowego Testamentu zostały sporządzone przez uczniów Jezusa i wierzących w Chrystusa po Zmartwychwstaniu. (…) Wraz z lekturą Pisma Świętego, zwłaszcza Nowego Testamentu, poddajemy się świadomie lub nieświadomie wpływowi ludzi, którzy uwierzyli w Jezusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Inaczej mówiąc: dostajemy się w obszar wpływu Kościoła (…). Ktokolwiek czyta Nowy Testament, nie może zasadniczo uwolnić się od jego paschalnej perspektywy – niezależnie od tego, w jakiej pozostaje do niej relacji, czy przyjmuje ją, czy też stara się uniezależnić od niej, czy po prostu treściowo zaprzecza. (…) Jeśli ktoś szuka w Piśmie Świętym Jezusa, spotyka Jezusa Chrystusa, to znaczy Jezusa jako Chrystusa, Jezusa z Nazaretu, tak jak był On w popaschalnej wspólnocie chrześcijańskiej widziany, rozumiany i uznawany[34].
Pierwsi uczniowie „spaschalizowali” w pewnym sensie życie Jezusa. Wskutek tego – zauważa Avery Dulles – Ewangelie nie są „fotografiami” Jezusa, lecz Jego „portretami”[35]. W Ewangeliach – dopowiada Adolphe Gesché – „Jezus jest przysłonięty, ale rozpoznawalny pod palimpsestem chrystologicznego wyznania”[36]. Popaschalne wspominanie Jezusa przez Jego uczniów kierowane jest mocą Ducha Świętego. Przez takie wspominanie pierwsi wierzący wkraczają w głębszy wymiar wydarzeń i dostrzegają to, czego na początku, patrząc na zewnętrzny fakt, nie mogli jeszcze dostrzec. Takie poznanie – podkreśla Benedykt XVI – „nie oddala jednak od rzeczywistości, lecz osiąga głębsze jej poznanie”[37].
Drugi z kolei problem dotyczy procedury dotarcia do Jezusa historycznego. Tym razem chodzi o proces „depaschalizacji” źródeł – ale taki, który nie traci z oczu późniejszej wiary paschalnej, stanowiącej klucz interpretacyjny życia Jezusa. Popaschalny i przed-Pawłowy hymn (Flp 2, 6–11) nie tylko ukazuje wiarę w bóstwo Jezusa, ale również podkreśla kenozę Jego ziemskiej egzystencji. Nie wolno zatem sądzić, że Jezus został w pełni rozpoznany już za życia; zresztą w momencie Jego aresztowania „opuścili Go wszyscy i uciekli” (Mk 14, 50). Wiara jest skutkiem Paschy, rodzi się w mocy Ducha Świętego, będącego pierwszym darem zmartwychwstałego Chrystusa, ale jednocześnie bazuje na historycznym wspomnieniu o Nim. Konieczne było „odejście” Chrystusa (śmierć), abyśmy mogli poznać Go głębiej: „Jeżeli nie odejdę, Paraklet nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, to poślę Go do was” (J 16, 7). Apologię Jezusa należy rozpoczynać od zaprezentowania Jego zmartwychwstania, owocującego powstaniem chrześcijaństwa, a dopiero potem starać się odtworzyć obraz Jezusa historycznego. Gerd Theissen sugeruje, aby w procesie tej rekonstrukcji rozpoznać odrębność Jezusa w samym wnętrzu żydowskiego kontekstu i uchwycić Jego wpływ na powstanie wiary pierwszych chrześcijan[38]. Nicholas T. Wright określa tego typu procedurę mianem kryterium podwójnego podobieństwa i podwójnej różnicy (dotyczą one zarówno judaizmu, jak i chrześcijaństwa I wieku): dane źródłowe o Jezusie są historycznie wiarygodne, gdy pasują do obu kontekstów (judaizmu i chrześcijaństwa) i jednocześnie są względem nich specyficzne[39].
Wiarygodność zmartwychwstania
Nie ma żadnego naocznego świadka Chrystusowego powstania z martwych. Fakt ten został poznany na bazie dwóch znaków: odkrycia pustego grobu i chrystofanii. Jaka jest ich historyczna wiarygodność?
Poszukując historycznego jądra narracji o odkryciu pustego grobu, należy zwrócić uwagę na to, że żaden z ewangelistów na podstawie tego znaku nie próbuje argumentować o zmartwychwstaniu Jezusa. Św. Łukasz zaznacza wręcz, że słowa kobiet, które odkryły pusty grób, „wydały się Apostołom czczą gadaniną” (Łk 24, 11). Dopiero ukazywania się Zmartwychwstałego zrodzą faktycznie wiarę paschalną.

Jednak przeciwko próbie potraktowania relacji o odkryciu pustego grobu jako tworów czysto literackich przemawia przede wszystkim to, że głównymi postaciami są w nich kobiety, których świadectwo w kulturze żydowskiej tamtych czasów nie miało żadnej wartości prawnej. Gdyby zatem św. Marek wymyślił wydarzenia przez siebie opisane (por. 16, 1–8), nie uczyniłby kobiet głównymi świadkami odkrycia pustego grobu. „Od kobiet – pisał Józef Flawiusz – nie wolno przyjmować żadnych zeznań, ze względu na lekkomyślność właściwą ich płci”[40]. A jak zauważa Walter Kasper,

Najważniejszym argumentem, jaki przemawia za tym, że w relacji tej tkwi określone jądro historyczne, jest to, że takstary, zakorzeniony w samej Jerozolimie przekaz, nie utrzymałby się tam nawet dzień, gdyby pusty grób nie był dla wszystkich uczestników czymś pewnym[41].
Nietrudno zatem skonstatować, że pierwsi chrześcijanie byli pewni, iż grób, w którym złożono Jezusa, jest pusty. Należy tylko postawić pytanie: dlaczego jest on pusty? Przeciwnicy twierdzili: gdyż ciało Jezusa wykradli uczniowie (por. Mt 28, 13), a ci, którzy weń uwierzyli, mówili: gdyż On zmartwychwstał. Ci pierwsi opierali się na perfidnie skonstruowanej plotce, ci drudzy – na darze Objawienia, czyli orędziu anioła (por. Mk 16, 6).
Św. Piotr, analizując Psalm 16 (a więc na płaszczyźnie nie historycznej, lecz teologicznej), argumentował, że ciało Jezusa nie uległo rozkładowi (por. Dz 2, 24–31). Zaś Hans Kessler wystarczająco dobrze wykazał, że ani z perspektywy ówczesnego judaizmu, ani tym bardziej z perspektywy dzisiejszej, zmartwychwstałe ciało nie wiąże się z biochemiczną substancją ziemskiego ciała; (…) zresztą w czasie naszego ziemskiego życia ta materialna substancja co siedem lat zmienia się prawie całkowicie, przez co nie gwarantuje ciągłości i tożsamości nawet doczesnemu ciału[42].
Prawda o pustym grobie nie stanowiła zatem koniecznego warunku zmartwychwstania, ale skoro została objawiona, wskazuje wierzącym, że zmartwychwstanie oznacza „wyjście” z grobu.
W Kościele pierwotnym kluczową rolę odgrywało nie tyle opowiadanie o odkryciu pustego grobu, ile świadectwa o chrystofaniach. Karl Rahner, umieszczając chrystofanie na płaszczyźnie historycznej recepcji Objawienia, stwierdza, że nie wolno ich zbyt mocno upodabniać ani do mistycznych wizji z czasów późniejszych, ani do doświadczeń czysto zmysłowych[43].
Analiza tekstów o zmartwychwstaniu (…) wykazuje, że są one świadome szczególnego charakteru doświadczenia paschalnego: jest ono dane „z zewnątrz”, nie jest wytworem człowieka; (…) wiąże się ściśle z Ukrzyżowanym wraz z Jego całą określoną indywidualnością i Jego losem, tak że ten właśnie los (a nie tylko pewna istniejąca osoba, której wcześniej przydarzyło się to czy tamto) jest doświadczany jako ważny i zbawiony; jest dane tylko w wierze, ale jednocześnie nadaje tej wierze jej podstawę i uzasadnia ją; nie można oczekiwać, że będzie się ono wciąż na nowo powtarzało, ale jest ono przypisane do określonego etapu historii zbawienia, i dlatego musi być z konieczności wciąż na nowo poświadczane wobec innych, tak że owym świadkom powierzone jest jedyne w swoim rodzaju zadanie. To zatem, co jest przez nich poświadczone, jest doświadczeniem sui generis, które różni się od doświadczeń religijnego entuzjazmu czy od doświadczenia zmysłowego, które mogą być pobudzone i powtórzone. (…) Można by powiedzieć, że „historycznie” [historisch] zmartwychwstanie Jezusa jest dla nas nieosiągalne i że jest dla nas dostępne tylko przekonanie Jego uczniów, że On żyje[44].
Choć w relacjach wielkanocnych dominuje język oddający widzenie, to jednak autorzy relacji biblijnych wyraźnie sygnalizują, że chrystofanie miały „charakter totalnie personalny”[45]. Odsłaniały eschatologiczne i chrystologiczne znaczenie Jezusa oraz wzywały odbiorców do szczególnej misji w historii zbawienia. Przed świadkami w jakiś sposób otwierał się przekraczający granice czasu i przestrzeni eschatologiczny wymiar rzeczywistości, w którym trwał zmartwychwstały i uwielbiony Chrystus. Chrystofanie oznaczają więc zetknięcie się transcendencji Boga z uwikłanym w czas i przestrzeń człowiekiem – i dlatego widzenie Zmartwychwstałego jest darem Bożej łaski.

Tylko tam można Go widzieć, gdzie On na to pozwala; tylko tam, gdzie otwiera oczy i gdzie serce godzi się na to otwarcie, tam tylko można rozpoznać w naszym śmiertelnym świecie oblicze wiecznej miłości, która przezwyciężyła śmierć, a w niej rozpoznać nowy, odmienny świat (…). Dlatego tak trudno ewangelistom – a nawet jest to wprost niemożliwe – opisać spotkania ze Zmartwychwstałym, dlatego tylko jąkają się, gdy o tym mówią. Wydaje się, że sobie samym przeczą, gdy chcą je przedstawić. W rzeczywistości są zadziwiająco zgodni w dialektyce swych wypowiedzi, w równoczesnym dotykaniu i niedotykaniu, w poznawaniu i niepoznawaniu, w całkowitej tożsamości Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, w całkowitej Jego przemianie. Poznaje się Pana i nie poznaje się Go; można Go dotknąć, a przecież jest niedotykalny; jest ten sam, a przecież całkiem inny[46].

Trzeba zatem mówić o „tajemniczej naturze wielkanocnych ukazywań”, która – zdaniem Geralda O`Collinsa – „nie jest niczym innym jak tylko zwierciadłem unikalnej tajemnicy znajdującej się poza nimi, mianowicie chwalebnego zmartwychwstania ukrzyżowanego Jezusa”[47].
Zmartwychwstanie a judaizm
Czy zmartwychwstanie Chrystusa ma jakąś paralelę w judaizmie? W ramach Third Quest pozytywną odpowiedź na to pytanie próbuje dać Pinchas Lapide, autor książki Auferstehung. Ein jüdisches Glaubenserlebnis(1977). Judaizm zna „zniknięcie” Henocha i „wstąpienie do niebios” Eliasza; ponadto Biblia hebrajska relacjonuje kilka wskrzeszeń (mówi o nich także literatura rabiniczna) oraz poświadcza wiarę w powszechne wskrzeszenie umarłych[48]. W czasach Jezusa nauczały jej faryzejskie szkoły Hillela i Szammaja (por. Genesis Rabbah XIV i Leviticus Rabbah XIV). Pobożny Żyd wyznawał tę wiarę w codziennej modlitwie Osiemnastu Błogosławieństw, a stwierdzenie uczniów Jezusa, że ludzie uważają Go za „Jana Chrzciciela, Eliasza, Jeremiasza czy za jednego z proroków” (Mt 16, 14), dowodzi szeroko rozpowszechnionego przekonania o zmartwychwstaniu niektórych jednostek już teraz[49].
Lapide rekonstruuje następnie sytuację uczniów Jezusa po Wielkim Piątku. Pascha żydowska dostarczyła im przekonania, że nastąpiło wyzwolenie pod wodzą Mesjasza, który – według popularnych przekonań – miał się objawić właśnie w środku tej nocy. Tylko pobożni Żydzi mogli uwierzyć, że sprawa Jezusa nie skończyła się tragedią krzyża. Kiedy pod koniec I wieku ginął z rąk Rzymian mesjański pretendent rabbi Akiba, jego uczniowie usłyszeli głos z nieba: „Jesteś przeznaczony do życia w świecie przyszłym” (Berakhot 61b). Uczniowie Jezusa również „musieli” tego doświadczyć. Ich doświadczenie paschalne, możliwe jedynie w obrębie żydowskiej tradycji, oznacza, że Jezus żyje. Wizje uczniów mają więc autentyczny charakter, są faktycznymi doświadczeniami wiary[50].
Pinchas Lapide przyznaje, że był dotąd faryzeuszem w odniesieniu do wiary w powszechne zmartwychwstanie umarłych i saduceuszem w stosunku do zmartwychwstania Jezusa; teraz, po głębszej analizie, wyrzeka się swego saducejskiego przekonania[51]. Orędzie o zmartwychwstaniu Jezusa – mówi – „jest zasadniczo midraszem mesjanicznym pierwotnej wspólnoty Jezusa, który zrodził się z wierności wobec miłującej sprawiedliwości Boga i wiary w Jezusa jako posłanego przez Boga głosiciela zbawienia”[52].
Jak odpowiedzieć Lapidemu? Nie wnikając w niuanse samej koncepcji zmartwychwstania, wystarczy wskazać, że pierwsi uczniowie w świetle wydarzeń paschalnych wyznają przede wszystkim bóstwo Jezusa Chrystusa, a nie tylko wywyższenie męczennika – i to jest różnica jakościowa.
Nietrudno zauważyć, że ewangeliści opisują wydarzenia wielkanocne jako „teofanię trynitarną”: „wskrzeszenie umarłego Syna zostaje przypisane bezpośrednio działaniu Ojcu, a w najściślejszym związku z tym wskrzeszeniem znajduje się wylanie Boskiego Ducha”[53]. W narracjach wielkanocnych pojawiają się wyraźne komponenty teofanijne: anioł i trzęsienie ziemi, grób i odwalony kamień, światłość i ciemność, bojaźń i radość, poznanie i nieuchwytność. W mroku pustego grobu, w świetle chrystofanii i mocy Ducha Świętego pierwsi chrześcijanie dostrzegają oczyma wiary boski blask Jezusa. To jest ten sam Mistrz, z którym wędrowali razem po palestyńskich ścieżkach i ich wspomnienia z tego okresu są w nich wciąż żywe. Teraz naśladowanie Jezusa staje się Jego boskim uwielbianiem.
„Depaschalizacja” źródeł
Dokonując „depaschalizacji” świadectw biblijnych w celu odnalezienia Jezusa historycznego, należy pamiętać o „elipsie hermeneutycznej”. Uczniowie Jezusa zapamiętali Jego życie i dlatego mogli rozpoznać Go jako Zmartwychwstałego; jednocześnie jednak wiara paschalna pozwalała im głębiej zrozumieć Jego życie. W życiu Jezusa najbardziej pewne jest to, że głosił On orędzie o królestwie Bożym (por. Mk 1, 15). Zwrot „królestwo Boże” (gr. basileia tou theou) wraz z treściowymi ekwiwalentami (np. „królestwo niebieskie”) występuje  w Ewangeliach 122 razy, z czego 90 razy w wypowiedziach Jezusa[54]. On nie tylko uważał, że przychodzące królestwo jest nierozerwalnie związane z Jego osobą, ale również twierdził, iż to, jak ludzie się do Niego odnoszą, zadecyduje o ich ostatecznej relacji z Bogiem (por. Łk 12, 8). Punktem kulminacyjnym autoprezentacji Jezusa jest Jego odnoszenie się do Boga.

Dla zrozumienia Jezusa zasadnicze znaczenie mają powtarzające się wzmianki, że udawał się On „na górę” i tam całymi nocami modlił się, pozostając „sam” z Ojcem. Te lakoniczne wzmianki uchylają rąbka tajemnicy i pozwalają wniknąć w synowską egzystencję Jezusa, w istotne źródło Jego działania, nauczania i cierpień[55].

W kontekście relacji z Bogiem Jezus oddziela się wyraźnie od innych osób, stosując rozróżnienie „Ojciec mój”i „wasz” (por. J 20, 17: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego”. Wskazuje ono na inne (ontyczne) synostwo Boże Jezusa i inne (przybrane) synostwo uczniów (por. Ga 4, 6; Rz 8, 15). Jezus sytuuje się na równi z Bogiem. Jego słowa i czyny znajdują swe ostateczne wyjaśnienie w tej unikalnej relacji z Ojcem (Abba).
Konkluzja
Syn Boży, który stał się człowiekiem, musi być „paralelny” w stosunku do ludzi. Jednakże Jego zasadnicza „nowość” – relacja do Ojca i do zbawienia ludzi – nie ma już żadnej paraleli. Ta „nowość” może być wykazana przy zastosowaniu procedury naukowej, która uwzględnia zarówno badanie historycznie, jak i doświadczenie wiary paschalnej („elipsa hermeneutyczna”), nigdy zaś za pomocą samych dociekań historycznych. Ostatecznie tylko ten jest w stanie uprawiać apologię Jezusa, kto uznaje się za Jego przyjaciela: Nemo nisi per amicitiam cognoscitur. Trzeba być przyjacielem osoby, którą chce się naprawdę poznać; trzeba być przyjacielem Jezusa, aby Go poznać i skutecznie bronić. Ewangeliści, którzy przez wiarę stali się przyjaciółmi Jezusa, chcieli z jednej strony nie naruszyć przekazu naocznych świadków Jego życia, z drugiej zaś – podzielić się z innymi tą wiarą, którą otrzymali w darze od Ojca, zmartwychwstałego Syna i Ducha Świętego.
KS. MAREK SKIERKOWSKI, dr hab., teolog fundamentalny, pracownik Wydziału Teologii UKSW.
Bibliografia pod poniższym linkiem:
http://www.miesiecznik.znak.com.pl/10499/calosc/apologia-jezusa-historycznego-kilka-uwag-metodologicznych

Przeczytaj jeszcze:   Czy brak rodzajnika w J 1,1 przeczy boskości Jezusa?
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x