Obserwuj wątek
Przekonujemy się co dzień naocznie, iż wszystko, co wokoło nas istnieje, nie powstało samo z siebie, ale każde jestestwo zawdzięcza swój byt drugiemu. Lecz nie tylko powstanie każdej istoty, także dalsze jej trwanie, a tym bardziej utrzymanie jej przy życiu zależy od istot drugich i jest skutkiem działania niezliczonych przyczyn dalszych, jak ciążenia do środka ziemi, ciśnienia atmosfery, światła i ciepła słonecznego, odżywiania się. W ten sposób każda istota na świecie zależy w swojej przeszłości i teraźniejszości od innej istoty, a cały wszechświat przedstawia się nam jako długi szereg różnych skutków, z których każdy następny zależy od poprzedniego, jako od swej przyczyny.
Otóż, jeżeli każda rzecz na świecie musi mieć swoją przyczynę, tym bardziej niezliczona ilość jestestw, z których się cały wszechświat składa, zawdzięcza swoje istnienie jakiejś przyczynie. Nie pomoże uciekanie się do nieskończenie wielkiego mnóstwa przyczyn i skutków, które by się jakoś nawzajem w swoim istnieniu utrzymywały, gdyż każde zwiększenie takiego szeregu, poza którym nie ma przyczyny niezależnej, nie rozwiązuje trudności, aleją zwiększa. Im więcej bowiem jest istot na świecie, tym potężniejszej potrzeba przyczyny sprawczej, która by je powołała do bytu i w nim utrzymywała.
Gdyby kulę ziemską, nie posiadającą własnego światła, oświetlał księżyc, także ciemny sam przez się – a ten księżyc byłby oświetlany przez inny księżyc, równie ciemny, nikt by nie powiedział, że nieskończone mnóstwo takich ciemnych księżyców wystarczy do oświetlenia ziemi, jeżeliby ostatni z nich nie otrzymał światła od jakiegoś innego ciała, świecącego własnym światłem, i jeżeliby pośrednie księżyce nie odbijały jego promieni i nie przesyłały ich ku ziemi.
Zresztą nieskończony szereg skutków jest istotnie jednym zbiorowym skutkiem, który musi mieć także swoją przyczynę i to taką, która znajduje się poza całym szeregiem i nie zależy od żadnej innej przyczyny – inaczej skutek ten istniałby bez przyczyny, albo – istniałby łańcuch przyczyn, którego pierwsze ogniwo zawisło w powietrzu, nie mając swego punktu oparcia, co jest niedorzecznością – albo byłby przyczyną sprawczą samego siebie, a w tym razie jeszcze przed swoim istnieniem zacząłby działać, co również jest niedorzecznością.
Więc chociaż byśmy wyobrazili sobie wszechświat jako szereg przyczyn i skutków najdłuższy, a nawet nieskończony, zawsze musimy dojść do takiej przyczyny, która swego bytu nie zawdzięcza innej przyczynie, ani też nie zależy od żadnej, ale sama z siebie istnieje i jest źródłem wszelkiego działania.
Tę właśnie ostateczną przyczynę wszechrzeczy, która sama z siebie istnieje, nazywamy Bogiem.
ODPOWIEDŹ NA ZARZUT
Zarzut. – Materia nie mogła zostać stworzona, bo z niczego nic nie powstaje.
Odpowiedź. – Jeżeli zasada „z niczego nic nie powstaje” oznacza, że każdy skutek musi mieć dostateczną przyczynę, to jasne, że jest ona zupełnie słuszna. Z niej też wynika i to, że także cały świat widzialny musi mieć swoją (dostateczną) wystarczającą przyczynę, której swój byt zawdzięcza, tj. wszechmocnego Stwórcę. Jeżeli zaś „z niczego nic nie powstanie” znaczy, że żaden człowiek, ani żadna istota, mająca ograniczone siły, nie może wytworzyć: jakiejś istoty materialnej, jeśli nie ma pod ręką jakiejś materii – to i w tym wypadku powyższa zasada jest słuszna, bo tylko powiada, że ten który pierwszą materię utworzył, musi posiadać moc nieograniczoną, czyli musi być wszechmocny.
Ale jeśli słowa „z niczego nic nie powstaje” miałyby oznaczać, że nawet Istota wszechmocna nie może uczynić innej istoty bez pomocy jakiejś materii – twierdzenie to nie jest słuszne, jest tylko bezsilnym słowem niewiary, bo Istota wszechmocna może uczynić wszystko, co tylko zechce; na tym właśnie polega Jej wszechmoc.
Poniższy tekst stanowi fragment książki ks. Stanisława Bartynowskiego „Apologetyka podręczna”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Księży Jezuitów w Warszawie.
(aktualnie w domenie publicznej)