Obserwuj wątek
|
Z drugiej jednak strony, ile wdzięku ma w sobie niewidzialność różnych zjawisk w naszym życiu! Na przykład: jadę samochodem. To jednak różnica jechać samochodem, którego motor wszystkimi możliwymi sposobami przypomina o swoim istnieniu — huczy, parska, trzęsie, roznosi po całym wozie zapach benzyny, męczy się przy zwiększaniu szybkości; a jechać samochodem szybko i gładko, tak że niemal nie zauważa się pracy motoru, a nawet samego jego istnienia. Zapewne świadczy to o moim braku spostrzegawczości: Zdarzyło mi się kiedyś, że dopiero za którymś z kolei pobytem w pewnej sali zacząłem się zastanawiać nad tym, gdzie umieszczono źródła światła. Przedtem nie zauważyłem nawet, że w sali nie widać ani jednej żarówki i lampy, i że właśnie ta dyskrecja źródeł światła dodaje wiele ciepła oświetleniu tego pomieszczenia. Inny przykład: Pokreślony maszynopis jest dowodem, ile autor musi się napracować nad słowem, zanim je przekaże czytelnikowi. Ale do czytelnika dochodzi już tekst przepisany na czysto, praca autora właściwie przestaje być widoczna. Jeśli jest to dobry pisarz, ludzie będą podziwiać jego umiejętność posługiwania się słowem, rzadko kto zauważy jednak, ile pracy włożył on w swój tekst. Każdy, kto nieco interesuje się sztuką, wie o tym, jak istotnym elementem znawstwa w tej dziedzinie jest umiejętność rozpoznawania zastosowanych technik, nowatorskich pomysłów, włożonej pracy — rzeczy, które w dużym stopniu uchodzą uwagi przeciętnego widza. Niewidzialność niektórych wartości jest szczególnie cenna w stosunkach międzyosobowych. Miłość małżeńska przeważnie tylko na początku obwieszcza wszem wobec swoje istnienie, co naraża ją zresztą na odrobinę śmieszności w oczach postronnych widzów. W miarę jak się pogłębia i dojrzewa coraz mniej rzuca się w oczy, a zarazem coraz więcej przenika sobą wszystko. To samo można powiedzieć o wdzięczności czy miłosierdziu: uciążliwa to wdzięczność, która wyraża się nadskakiwaniem swojemu dobroczyńcy; niedobre to miłosierdzie, które nadaje o sobie głośne komunikaty. Dobry promotor tak kieruje pracą magisterską, że student ma poczucie całkowitej samodzielności swojej pracy. Po tym poznać dobrego wychowawcę, że podopieczni w ogóle nie czują się wychowywani, a przecież to właśnie on wtajemnicza ich w umiejętność życia. Zbyt dużo jednak już tych przykładów, przejdźmy wreszcie do Pańskiego pytania. Sądzę, że znaleźliśmy już dwie wstępne odpowiedzi na pytanie, dlaczego Pan Bóg jest niewidzialny, dlaczego ukrywa się jakby przed nami. On jest Stwórcą ludzi i rzeczy, On obdarzył nas i otaczający nas świat wielkim wewnętrznym bogactwem. Toteż Pan Bóg nie chce być obecny w świecie w taki sposób, żeby Jego nieskończona wspaniałość zasłaniała bogactwo Jego stworzeń. Jego wszechobecność jest dyskretna, bo — po pierwsze — On jest wierny sobie: stworzył nas osobami, a więc chce być promotorem naszej osobowej samodzielności i nigdy nie będzie jej ograniczał. Po drugie, Pan Bóg stworzył również byty nieosobowe, naiwne są więc nasze pretensje, że Jego obecność nie zagłusza krzykliwie tego wszystkiego, co przecież On sam powołał do istnienia. Zarazem jednak niewidzialność Boga wcale nie oznacza, jakobyśmy nie mogli rozpoznać Jego obecności. Człowiek otrzymał od swojego Stwórcy wystarczająco dużo wrażliwości duchowej, żeby „z wielkości i piękna stworzeń poznać ich Stwórcę” (Mdr 13,5). Jeśli zaś komuś trudno rozpoznać Bożą obecność w sobie i w świecie, nie będzie rzeczą nierozsądną postawić sobie dwa pytania. Po pierwsze: Może wynika to z mojego gapiostwa? Mogę nie poznać się na dziele sztuki, jedząc dobry obiad, mogę nie zauważyć kulinarnego mistrzostwa gospodyni — dlaczego więc z góry wykluczać możliwość analogicznego gapiostwa w stosunku do całego świata jako do dzieła Stwórcy? Po wtóre: A może jestem duchowo niedojrzały i zbyt leniwy, może właśnie to jest przyczyną, że nie dostrzegam tej chwały, którą cały świat śpiewa swemu Stwórcy? Samo postawienie sobie tego pytania obraża moją miłość własną — zwłaszcza jeśli jestem na przykład profesorem uniwersytetu albo uważam się za człowieka nieskazitelnie uczciwego — ale przecież nie wolno mi z góry zakładać, jakoby liczni moi bliźni, którzy twierdzą, że świat całym sobą i nieustannie świadczy o swojej stworzoności, byli ofiarami łatwowierności lub mitomaństwa. Powinienem wziąć pod uwagę — przynajmniej jako jedną z hipotez — że może to raczej ja jestem nie dość duchowo wrażliwy: może tak bardzo skoncentrowałem się na sprawach stosunkowo powierzchownych, że nie dostrzegam już tego, co najgłębsze? To, co powiedzieliśmy dotychczas, jest zaledwie wstępem do odpowiedzi na pytanie, dlaczego Bóg jest niewidzialny. Wskazaliśmy dopiero kierunek poszukiwań, jak spostrzec Boga, jak zauważyć samo Jego istnienie. A przecież Bóg ma swe osobowe wnętrze, jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Otóż spostrzegawczość jest prawie zupełnie nieprzydatna, jeśli chcę poznać wnętrze drugiej osoby. Nawet wnętrze bliźniego — a więc podobnego mi człowieka — jest przede mną ukryte, a cóż dopiero wnętrze Przedwiecznego i Nieskończonego Boga! Jedynym sposobem, aby druga osoba otworzyła się przed nami, jest zyskanie jej zaufania, szacunku, miłości. Otóż Pan Bóg z całą pewnością chce się przed nami otworzyć. On pierwszy nas ukochał; dał i nieustannie daje wystarczające dowody, że Mu na nas zależy. Ale oczekuje od nas miłości, nie wystarczy Mu, że się łaskawie zgodzimy na to, żeby nas kochał. Dlatego chce, abyśmy się o Jego miłość ubiegali, żeby również nam na Nim zależało. I to jest chyba główna przyczyna, dlaczego się częściowo przed nami ukrywa: bo chce być przez nas szukany. Przecież podobnie jest w miłości między ludźmi. Choćby nie wiem jak mi na kimś zależało, nie wolno mi być wobec niego natrętnym, powinienem zachować pewien dystans, bo inaczej uniemożliwię mojemu ukochanemu prawdziwą miłość, zabraknie mu bowiem przestrzeni, aby wyjść aktywnie naprzeciw mojej miłości. Panu Bogu zbyt na nas zależy, aby być wobec nas natrętnym. On szuka nas nieustannie, ale zawsze w taki sposób, żeby nas pobudzić do szukania Go. Po prostu jeśli Bóg wzywa do miłości, jest to wezwanie do miłości prawdziwej: ma to być również z naszej strony miłość aktywna. Przypomnijmy sobie, że właśnie w ten sposób postępował Pan Jezus. Zstąpił On na ziemię, aby szukać nas, swoich zagubionych owiec. A jednak czasem jakby ukrywał się przed ludźmi; Ten, który przyszedł szukać, sam chciał być szukanym: „A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także Jego uczniów wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa” (J 6,24). Te ciemności, w których kochający Bóg pozostawia tych, co Go szukają, wnikliwie opisuje św. Jan od Krzyża, zwłaszcza w swoim dziełku pt. Noc ciemna. Trudno mi się oprzeć pokusie zacytowania większego fragmentu z wiersza pod tym samym tytułem, napisanego przez tego wielkiego mistyka:
Analogiczne ciemności ogarniają od czasu do czasu również miłość małżeńską, jeśli jest dojrzała i rozwija się prawidłowo. Jeśli nie rozpoznam ich natury, ciemności takie mogą wprawić w panikę i zamiast oczyszczać i pogłębiać miłość — spowodować wiele zamieszania i szkody. Nieznajomość pewnych elementarnych praw, które rządzą miłością, może wiele zaszkodzić nie tylko życiu religijnemu, ale w ogóle wszelkiej ludzkiej miłości. |