Obserwuj wątek
Najpopularniejsze wydania ateizmu zdają się aspirować do roli światopoglądu empirycznego, opartego wyłącznie na faktach weryfikowalnych za pomocą niezawodnej metodologii naukowej. Twierdzi się, iż wiara jest z założenia ciałem obcym w każdej poprawnej strukturze myślowej, zatem odpowiedzialne życie intelektualne wymaga wyzbycia się wszystkich przyjętych na wiarę przedzałożeń. Przyjęcie takiej perspektywy jednoznacznie skazuje wierzących na żywot w religijnym skansenie ludowych opowieści, tuż obok rozkwitającego imperium weryfikowalnych twierdzeń ateizmu.
O (braku?) adekwatności metodologii naukowej
Czy rzeczywiście chrześcijanie powinni zazdrościć ateistom intelektualnej odwagi i odporności na wszystko czego umysł nie jest w stanie dowieść za pomocą metodologii naukowej? Wiele przesłanek wskazuje na to, że nie. Ateizm, stojąc przed trybunałem ludzkich sumień, uzasadnia swoje antyreligijne twierdzenia argumentacją z zakresu metodologii naukowej, jednak sęk w tym, że nigdy nie uzasadnił adekwatności wybranej przez siebie metodologii, ani też nie przedstawił dowodów na jej epistemologiczną nadrzędność. Ateistyczne przekonanie o nieistnieniu Boga oparte jest na dwóch przesłankach:
1) naukowa metoda badania świata pozostaje adekwatna dla wszystkich obszarów rzeczywistości,
2) twierdzenia “Bóg istnieje” nie da się za sfalsyfikować za pomocą metody naukowej.
Problem w tym, że ateiści – wbrew żywionemu przez siebie przekonaniu – nie potrafią uzasadnić już pierwszej z wymienionych wyżej przesłanek, traktując ją mimo to jako niewzruszalny fundament.
Istnieje szereg akceptowanych powszechnie prawd wiary światopoglądu naukowego, zawartych w twierdzeniach, których poprawności nie sposób dowieść za pomocą metodologii naukowej. Wielu współczesnych ateistów ulega pokusie zapominania o dogmatycznych założeniach niewiary w Boga, przedstawiając ją jako alternatywę dla wszelkich systemów wierzeń. Jednak ateizm nie jest twierdzą opierającą się bohatersko hordom nieweryfikowalnych twierdzeń, wręcz przeciwnie – leżą one u samych podstaw scjentologicznej niewiary w istnienie Boga. Kiedy ateista mówi do chrześcijanina – “ty korzystasz z przedzałożeń, których nie potrafisz dowieść, a ja buduję swój światopogląd wyłącznie na weryfikowalnych twierdzeniach” – całkowicie się myli. Spójrzmy na trzy obszary nieweryfikowalnych, przyjmowanych na wiarę dogmatów ateizmu.
Wiara w kompatybilność aparatu poznawczego i rzeczywistości
Metodologia naukowa – wokół której zorientowany jest ateizm – zakłada, iż ludzki aparat poznawczy umożliwia obiektywne uchwycenie złożonej struktury rzeczywistości. Przyjmuje się, iż konstrukcja ludzkiego mózgu pozostaje kompatybilna względem struktury obserwowalnego wszechświata, wiedząc jednocześnie, że – jak często wskazuje M. Heller – wszechświat nie ma obowiązku poddawać się naszym wysiłkom poznawczym. Otóż nie sposób dowieść za pomocą metodologii naukowej, że ludzki aparat poznawczy umożliwia symetryczne odbicie struktury rzeczywistości w świadomości badającego podmiotu. Nie można wszak legitymizować epistemologicznego potencjału ludzkich instrumentów poznawczych za pomocą ich samych – mielibyśmy wtedy do czynienia z klasycznym błędem logicznym circulus vitiosus, polegającym na wywodzeniu wniosku na podstawie przesłanki uzasadnianej tymże wnioskiem. Co więcej, zasygnalizowane problemy poznawcze determinują konieczność przyjęcia nieweryfikowalnej tezy już w tak podstawowym zakresie jak rzeczywiste istnienie wszechświata. Ateiści często zarzucają wierzącym, iż nigdy nie udowodnili za pomocą metody naukowej, że Bóg istnieje w obiektywny sposób poza ludzką świadomością. To dość ciekawy zarzut, zważywszy na fakt, że za pomocą metodologii naukowej nigdy nie wykazano obiektywnego – niezależnego od ludzkiej świadomości – istnienia czegokolwiek. Krótko mówiąc, u podstaw światopoglądu naukowego leży nieweryfikowalny aksjomat epistemologiczny, nie poddający się w żaden sposób reżimowi empirycznego dowodzenia. Ateista musi uwierzyć, że naukowe twierdzenia opisujące rzeczywistość nie są zafałszowaną przez właściwości podmiotu ułomną percepcją lub wykreowaną iluzją, lecz wiernym i symetrycznym uchwyceniem rzeczywistości samej w sobie.
Wiara w wszechstronny zasięg metodologii naukowej
Kiedy ateista twierdzi- “brak dowodów na istnienie Boga, a więc Bóg nie istnieje”, konstruuje wniosek oparty o dwie przesłanki, z których co najmniej jedna domaga się głębokiej wiary:
1) za pomocą metodologii naukowej nie sposób uzasadnić twierdzenia o istnieniu Boga,
2) metodologia naukowa pozwala na uzasadnienie każdego twierdzenia zgodnego z rzeczywistością.
Abstrahując od wątpliwości związanych z prawdziwością pierwszej przesłanki, nie sposób nie zauważyć, iż druga pozostaje zupełnie nieweryfikowalna w świetle… metodologii naukowej. Jej poprawność może zostać przyjęta dla celów konstrukcji logicznej wyłącznie przez wiarę.
Aby uzasadnić powyższe twierdzenie, zacząć należy od tego, iż metodologia naukowa aspiruje dziś do roli nadrzędnej metody dochodzenia do obiektywnej prawdy, przypisując sobie kompleksowość i elastyczność zdolną objąć cały zakres ludzkiego doświadczenia rzeczywistości. Scjentyzm zawłaszcza przy tym pojęcie racjonalizmu, twierdząc, iż poza empiryczną weryfikacją brak jest równoważnej metody konstruowania poprawnych twierdzeń na temat rzeczywistości. Czy słusznie? Nawet jeśli założenie to stanowi warunek sine qua non uprawiania nauki, to podkreślić należy, że brak mu naukowego uzasadnienia. Twierdzenia w zakresie wszechstronnej kompleksowości instrumentarium metodologii naukowej muszą stać się przedmiotem wiary, nie poddają się bowiem empirycznej weryfikacji. Ateista musi uwierzyć, że obszar badań naukowych pokrywa się w sposób zupełny z obszarem rzeczywistości, nawet pomimo tego, że istnieje szereg przesłanek wskazujących na istnienie nieprzekraczalnych granic metodologii naukowej. Przykładowo, instrumenty metodologii naukowej pozwalają konstruować twierdzenia dotyczące tego jak jest, nie dysponują jednak potencjałem wartościowania – nie mówią nam nic na temat tego jak być powinno. Tak istotne obszary życia jak moralność i etyka znajdują się poza granicami metodologii naukowej, która w sposób niezbywalny i trwale ograniczający przypisana jest wyłącznie do zjawisk materialnych.
Przedstawiciele ateizmu entuzjastycznie aprobują jednak zaborczy totalitaryzm metodologii naukowej, twierdząc na przykład:
Nie ma żadnych bogów, żadnych celowo działających sił. Żadnego życia po śmierci – gdy umrę, to jestem zupełnie pewien, że będę absolutnie martwy! To będzie mój koniec. Nie ma żadnej ostatecznej podstawy dla etyki, żadnego ostatecznego sensu życia ani także ludzkiej wolnej woli. [William B. Provine]
Trudno uniknąć wrażenia, że przywołany autor próbuje jeść zupę moralności widelcem metodologii naukowej, a kiedy okazuje się to niemożliwe twierdzi po prostu: jedzenie zupy moralności jest niemożliwe – nie ma ostatecznej podstawy dla etyki. Wszystko to jest o tyle zabawne, że nauka nie znajdując ostatecznej podstawy dla etyki, proponuje jednocześnie własny, jednozbawczy model nadrzędnych wartości.
Wiara w wyższość arbitralnie wybranego systemu wartości
Ateista musi uwierzyć w wyższość proponowanego przez siebie systemu aksjologicznego, nie sposób bowiem nie zauważyć, że nauka arbitralnie akceptuje wybrane wartości, uznając je za nadrzędne i ostateczne. Racjonalność w swojej najprostszej formie postuluje przyznawanie statusu prawdziwości wyłącznie tym tezom, które znajdują swoje uzasadnienie w istniejącej rzeczywistości. Wobec powyższego, właściwie samoistnie rodzi się swoiste meta-pytanie: czy idea racjonalności jest racjonalna? W jaki sposób uzasadnić jej nadrzędność i metodologiczną wyższość? Tak postawione pytania przynależą do obszaru filozofii nauki, nie poddają się bowiem instrumentom metodologii naukowej. Ateista musi uwierzyć w racjonalność racjonalizmu.
Ateiści często powołują się na ideę intelektualnej uczciwości, wskazując na wyższość bohaterskiego odrzucenia życzeniowego myślenia i pocieszającej iluzji pośmiertnego życia. Twierdzą przy tym bez wahania, iż lepsza jest najgorsza prawda (człowiek jest wynikiem pozbawionego celu przyrodniczego procesu, który nie miał go na myśli) od najlepszego kłamstwa (człowiek jest wynikiem zaplanowanego aktu twórczego, zrealizowanego zgodnie z zamysłem Bożym). Konstatacje te nie poddają się jednak naukowej weryfikacji i tym samym ateiści powinni uznać je za… nieracjonalne. Metodologia naukowa nie pozwala przecież uzasadnić kluczowego twierdzenia, tj. najgorsza prawda jest lepsza od najlepszego kłamstwa. Ba, jeśli tak jak chce W. B. Provine nie istnieje ostateczna podstawa etyki, to nie istnieją również obiektywne przyczyny, dla których racjonalnie myślący człowiek powinien zostać ateistą. Nawet jeśli nauka dowiodłaby, że Boga nie ma, to nie potrafi uzasadnić przyczyn, dla których ludzie nie powinni w niego wierzyć. Dlaczego budowanie światopoglądu w oparciu o prawdę miałoby być bardziej pożądane od budowania światopoglądu opartego o kłamstwo? Wierność prawdzie jest przecież określoną wartością moralną, a obszar adekwatności metodologii naukowej nie obejmuje świata wartości. Głośne piętnowanie przez ateistów postaw hamujących postęp cywilizacyjny również uznać należy za zachowanie nacechowane wartościami określonego systemu etycznego, w sposób arbitralny określającego granice dobra i zła. Trudno zrozumieć święte oburzenie wylewające się zza antyklerykalnych ambon przeciwko instytucjonalnym przewinieniom kościołów, brak ostatecznej podstawy etyki nie pozwala przecież na dokonywanie ostatecznych ocen moralnych.
Wszelkie oceny wartościujące postawy człowieka pozostają poza zakresem instrumentów poznawczych metodologii naukowej, zatem i sam naukowy ateizm w rażący wręcz sposób pozbawiony jest meta-uzasadnienia. Współcześni ateiści chętnie postulują konieczność odmitologizowania świata, jednak nie potrafią uzasadnić w ramach jedynej akceptowanej przez siebie epistemologii wyższości świata odmitologizowanego nad zmitologizowanym. Dlaczego mielibyśmy przyjmować, że prawda jest wartością ostateczną, skoro brak jest ostatecznego, absolutnego i niewzruszalnego fundamentu etyki?
Krótką mówiąc, totalitarne aspiracje metodologii naukowej załamują się już wobec podstawowego dualizmu ludzkiej świadomości – rozróżnienia pomiędzy jest i powinno być. Ateista musi uwierzyć, iż wybór prawdziwego ateizmu jest dla niego lepszy niż trwanie przy nieprawdziwej religii. Jakiekolwiek racje skłaniają ateistę do aprobowania ateizmu, z pewnością nie przynależą one do weryfikowalnego obszaru metodologii naukowej, pozostając tym samym przedmiotem arbitralnego wyboru wiary. Wiary kształtowanej przez niefalsyfikowalny, pozbawiony ostatecznego wymiaru, względny i… nieracjonalny(!) system etyczny.
Ateiści też są ludźmi wiary
Konkludując, współczesny ateizm głęboko wierzy w bóstwo metodologii naukowej, przyjmując przez aklamację szereg nieweryfikowalnych prawd wiary. Nie zamierzam rzecz jasna deprecjonować wspaniałych i budzących podziw osiągnięć nauki, ani też negować poprawności jej kluczowych przedzałożeń. Naukowy entuzjazm nie powinien zamazywać jednak ostrych krawędzi istniejących granic metodologii naukowej. Nauka jest możliwa bowiem wyłącznie dzięki przyjęciu szeregu aksjomatycznych przedzałożeń, a tym samym ateizm – podpierający swoje roszczenia naukowym postępem – ucieka od wiary wyłącznie iluzorycznie.
Podział między chrześcijaństwem a ateizmem nie jest zatem podziałem między ludźmi wiary i niewiary. Czy tego chcemy czy nie, wiara rozumiana jako akceptowanie twierdzeń nieweryfikowalnych za pomocą metodologii naukowej, pozostaje wspólnym mianownikiem wszystkich istniejących światopoglądów. Ateiści też są ludźmi wiary.
Wszystkim chrześcijanom i ateistom życzę zatem systematycznej refleksji nad wspólnym dla nas pytaniem o… źródła racjonalności wyznawanej wiary.