Obserwuj wątek
Wśród apostołów ateizmu używających argumentu „z cierpienia” przeciw Bogu chrześcijańskiemu istnieje dość dobrze wykształcona świadomość faktu, że w kwestii cierpienia ludzkości została już utworzona swoista apologetyka chrześcijańska, która uzasadniła sens istnienia cierpienia ludzkiego przez pryzmat eschatologiczny. Wstępem do takiego uzasadnienia była oczywiście opowieść z Księgi Rodzaju, gdzie czytamy, że ludzkość została skazana na życie w cierpieniu z powodu nieposłuszeństwa w raju, a także opowieść o Hiobie, która – choć jedynie w wymiarze doczesnym – ukazała, że cierpienie ludzkie może mieć głębszy sens. Hiob został poddany swego rodzaju próbie, tylko tak mogąc w pełni wartościowie udowodnić Bogu (a przede wszystkim sobie), że jest wiernym sługą Najwyższego. Ostatecznie chrześcijańska apologetyka rozciągnęła „argument hiobowy” na rzeczywistość pozadoczesną, wskazując, że cierpienie ludzkie ma sens próby w wymiarze eschatologicznym. Ukoronowaniem sensu cierpienia ludzkiego była Chrystusowa męka, która dodała kolejny ważny element w całym tym łańcuchu uzasadnień sensu ludzkiego cierpienia: ofiarowanie swego cierpienia z miłości za innych. Uznano również, że o ile Bóg nie jest twórcą zła i cierpienia, to jednak skoro już ono występuje na świecie jako konsekwencja wolnej ludzkiej decyzji, to Bóg tymczasowo stara się obracać zło i cierpienie w dobro, nim ostatecznie zostanie ono zlikwidowane.
Najlepszy z możliwych światów
Ateiści oczywiście nie przystają tak łatwo na te wyjaśnienia. Nawet jeśli niektórzy z nich akceptują fakt, że cierpienie ludzkie może mieć sens i osiąga zamierzony przez Boga i człowieka cel, to jednocześnie stawiają oni inne pytanie: czy Bóg nie mógł urządzić świata tak, żeby osiągnąć dokładnie te same cele, ale w sposób, który nie wymaga istnienia cierpienia? Innymi słowy uważają oni, że gdyby Bóg był wszechmocny to mógłby stworzyć inny doskonalszy świat niż ten. Następnie argumentują, że skoro Bóg tego nie zrobił, to jest albo sadystą (bo mógł stworzyć świat bez cierpienia, gdzie w swej wszechmocy osiągnąłby te same cele bez cierpienia, lecz tego nie zrobił), albo nie jest wszechmocny (bo nie mógł stworzyć świata bez cierpienia, w którym osiągnąłby te same cele, które próbuje osiągnąć w świecie z cierpieniem). Zdaniem pewnych ateistów mamy tu zatem swego rodzaju paradoks: Bóg jest albo sadystą, albo nie jest wszechmocny.
W rzeczywistości ten paradoks jest pozorny i zarzuty oparte na nim można bardzo łatwo obalić. Wyobraźmy sobie najpierw, że Bóg może stworzyć doskonały wzorzec kilograma lub najdoskonalsze koło, które jest idealnym okręgiem. Wspomniany wzorzec kilograma ważyłby w tym wypadku dokładnie 1 kilogram, a ilość zer po przecinku równałaby się nieskończoności. Następnie wyobraźmy sobie, że pojawia się ktoś kto każe stworzyć Bogu jeszcze doskonalsze wzorce kilograma i okręgu. Oczywiście Bóg nie może tego zrobić. Nie oznacza to jednak, że nie jest wszechmocny. W tym wypadku pojęcie „nie może” tylko wprawia nas w złudzenie, że Bóg nie może czegoś zrobić, ponieważ to co ma zrobić jest w rzeczywistości błędnym produktem złudzenia naszego umysłu. W tej sytuacji Bóg nie mógłby zrobić tylko i wyłącznie czegoś, co jest niemożliwym do urzeczywistnienia absurdem, ponieważ każdy następny wzorzec kilograma lub okręgu nie może już istnieć. Oznacza to, że pojęcie „nie może” traci jakikolwiek sens w tym wypadku i rozważanie go w tym kontekście jest zwyczajnie bez sensu. Na tej samej zasadzie Bóg nie może zarazem istnieć i nie istnieć jednocześnie, lub tworzyć kwadratowych kół. Wszystkie te niemożliwości to tylko wnioski oparte na nielogicznych złudzeniach, a także jest to efekt wybiórczej i tym samym błędnej interpretacji tylko pewnych fragmentów zdań, zamiast ich interpretacja komplementarna1.
Dokładnie temu samemu złudzeniu ulegają ateiści w sytuacji, gdy okazuje się, że Bóg nie mógł stworzyć świata inaczej i inaczej osiągać cele, które osiąga w tym świecie. Oczywiście wcale nie mam na myśli tego, że nasz świat wraz z obecnym w nim cierpieniem jest odpowiednikiem idealnego wzorca kilograma, lub idealnego okręgu. Bóg oczywiście mógł stworzyć świat, w którym nie byłoby cierpienia. Najpewniej eschatologiczna wizja raju jest czymś takim. Jednakże wcale nie musiałby to być świat bardziej doskonalszy niż obecny, bo jest to tylko kwestia dość subiektywnej oceny. Ponadto nie można by było osiągnąć w nim tych celów, które można osiągnąć w tym świecie, i które są niezbędne do ukształtowania nas w taki sposób, abyśmy mogli uzyskać swego rodzaju wartość niemożliwą do osiągnięcia w inny sposób. Wyobraźmy sobie bowiem, że Bóg tworzy świat, w którym ktoś nie może heroicznie oddać życia za innych, lub nawet nieść pomoc charytatywną wobec innych. Ten świat nie byłby już doskonały dla tego kogoś, bowiem uważałby on, że Bóg nie dał mu możliwości życia w świecie, w którym może on okazać swoją miłość innym, czyniąc to w sposób najwyższy. Świat ten mógłby dla niego oznaczać bezpowrotne zaprzepaszczenie szczytnych możliwości w zakresie działalności dobroczynnej wobec innych. W takim świecie nie byłoby bohaterów. Egzystencja w nim mogłaby stać się jałowym koszmarem dla wielu ludzi i być może paradoksalnie kosztowałoby to ich więcej cierpień i przykrości, niż zaznaliby w znanym nam obecnie świecie z obecnym w nim cierpieniem.
Reasumując dość istotne w moim odczuciu myśli z poprzedniego akapitu, kwestia najlepszego/najgorszego świata to kwestia względna. Somatyczne cierpienie w świecie zupełnie nie przesądza, czy jest on najlepszy, czy najgorszy. Świat materialny bez cierpienia mógłby się okazać dla kogoś sto razy gorszy, mniej doskonalszy, bezduszny i nudniejszy, niż świat, w którym cierpienie pozwala aby „coś się działo”, i aby dzięki temu można było okazywać wzniosłe uczucia. Cierpienia psychiczne, jakie niósłby ze sobą taki jałowy i nudny świat, mogłyby się okazać dużo bardziej dotkliwsze niż obecne cierpienia somatyczne, które są obecne w tym świecie (psycholodzy są zgodni co do tego, że cierpienia psychiczne są bardziej dotkliwsze niż cierpienia somatyczne).
Wolność ku dobru osiągalna tylko w świecie ze złem i cierpieniem
Nawet jeśli Bóg mógł stworzyć doskonały świat, w którym nie ma cierpienia, to jak sądzę, nie mógłby on zawierać pewnych najistotniejszych dla bytowania cech, które można osiągnąć tylko w świecie z cierpieniem. Aby osiągnąć zaistnienie tych cech nie można było stworzyć innego świata niż nasz obecny, podobnie jak aby osiągnąć ideał okręgu nie można byłoby go stworzyć z kantami na bokach. Abyśmy na przykład mogli komuś uratować życie, ten ktoś naprawdę musi być w niebezpieczeństwie utraty go. Gdyby Bóg umieścił nas w ateistycznym teatrze, gdzie ratujemy życia ludziom, którzy wcale nie istnieliby w sytuacjach zagrożenia, byłoby to właśnie życie w świecie pełnym kanciastych kółek. Takim samym teatrem byłoby życie w świecie, gdzie moglibyśmy dokonywać tylko dobrych czynów. W tej sytuacji bylibyśmy niejako zautomatyzowani i przymuszani do czynienia tylko dobrych rzeczy. Nasze dobre czyny nie byłyby jednak wtedy naszą zasługą. Byłyby jedynie zautomatyzowanym procesem. Nie moglibyśmy dobrowolnie obierać dobra i ponosić za to konsekwencji (nagroda), podobnie jak ktoś kto jest przymuszany do czynienia jedynie zła nie odpowiada za nie.
Obecny przejściowy świat jest więc pełen cierpienia i wolnych istot w nim żyjących, które dopiero po zaistnieniu kilku niezbędnych czynników (wolność i zło oraz cierpienie) są w stanie wyświadczać największe i w pełni wartościowe dobro, ponieważ dobro to jest obierane w sposób dobrowolny i świadomy, a także dlatego, że koszta tego dobra są okupione naprawdę wysoką ceną (zło i cierpienie). Aby nie wybrać dobra, musimy móc wybrać coś innego, w tym wypadku zło (lub zaniechanie dobra, co tez jest złem). Zło i cierpienie musi więc istnieć aby istniało dobro. Każda inna alternatywa jest tworzeniem światów w kształcie kwadratowych kółek.
Bóg odpowiedzialny za zło natury?
Niektórzy ateiści twierdzą też, że Bóg jest osobiście odpowiedzialny za każde zło na świecie, ponieważ to On stworzył takie prawidła bytu. Jest to jednak kolejne nieuprawnione i błędne wnioskowanie, i to z kilku powodów. Po pierwsze, zgodnie z doktryną chrześcijańską Bóg stworzył świat jako dobry i wolny od cierpień (Rdz 1,31). Dopiero po grzechu pierwszych ludzi natura bytu została zakłócona i świat stał się pełen cierpień (Rdz 3,16-19). Ludzie mogli jednak nigdy nie zgrzeszyć, mieli taką możliwość, wtedy na świat nigdy nie weszłoby cierpienie. To nie Bóg jest więc odpowiedzialny za cierpienie na świecie, lecz decyzja pierwszych ludzi.
Po drugie, Bóg stworzył pewne warunki początkowe, które umożliwiają burze, pioruny, zjawiska wulkaniczne itp., ale przecież On tym nie kieruje i tym samym nie odpowiada za to, gdzie uderzy piorun, czy kiedy wybuchnie wulkan. Ateistyczne rozumowanie w tej kwestii to trochę tak jakby twierdzić, że skoro ktoś zaprojektował zasady gry w totolotka, to przypada mu każda wygrana, która jest przecież jego dziełem, skoro on zdeterminował zasady tej gry przez wykreowanie ich. A jednak nie, mimo nadania pewnych praw grze dalszy jej przebieg pozostaje niezależny od woli twórcy tych praw. Zauważyłem, że ateiści są skrajnymi deterministami w kwestiach przyrodniczych, bo to pozwala im zwalić na Boga winę niemal za wszystko, nawet za to, że komuś spadła doniczka na głowę. Bardzo wygodnickie. Tymczasem świat przyrody jest na tyle indeterministyczny, że nie da się Boga obwinić za każde zjawisko przyrody, bo wiele z nich jest losowych. Udowodnili to już indeterminiści, którzy pokazali, że zdarzenia mikro odpowiedzialne za zdarzenia w skali makro (np. burze) są niezdeterminowane, losowe. Czyli nie ma tu odpowiedzialnego. Projektant noża do krojenia chleba też wie, że kiedyś ktoś może sobie niechcący (przypadek losowy) wbić (i najpewniej wbije) ten nóż w brzuch i wtedy nastąpi śmierć. Tylko co z tego, że projektant noża to wie, to nie on wbił ten nóż komuś w brzuch i tak samo nie jest za to odpowiedzialny jak Bóg, który nie po to projektował pioruny aby zabijały one żywe stworzenia, choć wie, że czasem tak się zdarzy. Zdarzy się jednak nie w wyniku Jego ingerencji i tyle.
Cel stworzenia przez Boga przyrody jest choćby taki, abyśmy mogli ją wykorzystywać dla naszych dobrodziejstw. Dzięki atomom, elektronom, ładunkom elektrycznym etc. mamy elektryczność. Dzięki niej możemy ratować życia w szpitalach (ciekawe dlaczego ateiści nie wykorzystują wtedy przyrody jako argumentu na rzecz dobroci Boga). Ale kiedy wymyka się nam ona spod kontroli może krzywdzić (piorun). Tak jak z tym nożem. Może ratować życia, gdy jest skalpelem, może też nas krzywdzić, gdy wymyka się nam spod kontroli i wbije nam się niechcący w brzuch podczas krojenia chleba.
Problem zrównania cierpienia ze złem w etyce ateistycznej
Tak naprawdę ateistyczne obarczanie Boga złem za cierpienie jest skazane już na starcie na niepowodzenie, ponieważ ateiści nigdy nie będą w stanie nawet wykazać, że cierpienie jest złem. Przecież dla ateistów nie istnieje jakaś ostateczna instancja, która wyrokuje co jest złem a co nie. Skoro dla nich jesteśmy tylko produktem ślepych i przypadkowych procesów przyrody, w tym padamy czasem ofiarą równie przypadkowych zjawisk atmosferycznych, to w takim wypadku nie ma dobra i zła. Jest tylko ślepy przypadek i wiele relatywistycznych systemów etycznych, które wzajemnie przeczą sobie w kwestii co jest dobre a co złe (np. aborcja, dla jednych ateistów nie jest niczym złym, dla innych jest). Ateista masochista i ateista sadysta powie, że cierpienie jest fajne a nie złe. Nie obali tego żaden inny ateista, bo przecież dla nich nie istnieją autorytety moralne. Wszystko jest tylko względne a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, skoro za wszystko w przyrodzie jest tylko odpowiedzialny ślepy przypadek a nie jakaś ostateczna instancja moralna, do której można się odwołać. Aby orzec, że cierpienie jest złe ateista nie może się nawet powołać na większość etyków, którzy widzą zło w cierpieniu, ponieważ większość nie musi mieć racji, jak na to często wskazują zresztą sami ateiści (najczęściej za pomocą argumentu o wierze w płaskość ziemi w średniowieczu) gdy ktoś mówi, że większość ludzkości wierzy w Boga.
A zatem z punktu widzenia ateistycznej doktryny nie da się wykazać, że Bóg zrobił cokolwiek co jest złe. Nie da się tego też wykazać z punktu widzenia doktryny chrześcijańskiej, bo dla tej cierpienie dopuszczane przez Boga ma czasem pozytywny (np. zbawczy) cel, też nie jest więc stricte złem. Nie da się nawet wykazać, że ewentualne cierpienie zadawane zwierzętom przez Boga jest złem, ponieważ w tym wypadku zawsze może istnieć jakiś dobry cel dla Boga, o którym nie wiemy. To, że o nim nie wiemy nie sprawia, że wykazaliśmy Bogu czynienie zła. Tak samo jak to, że ewolucjoniści do dziś dnia nie znają tak naprawdę mechanizmu ewolucji nie sprawia, że obaliliśmy ewolucję (co najwyżej jej nie dowiedliśmy). Czasem czegoś nie wiemy, tylko, że to wciąż nie obala ani nie wykazuje niczego. Nie wiemy mnóstwa rzeczy o świecie i to wcale nie sprawia, że na podstawie argumentu z niewiedzy o tym wszystkim obaliliśmy świat lub nauki cokolwiek o nim twierdzące. Argument z niewiedzy przeciw czemuś zawsze jest sofizmatem Relativist Fallacy.
Cierpienie zwierząt
Jak wspomniałem na początku niniejszego eseju, niektórzy ateiści zdają sobie sprawę z tego, że w kontekście eschatologicznym cierpienie ludzkie może mieć sens (Hiobowa nagroda za wytrwanie prób). Sięgają więc oni do argumentacji nawiązującej do problemu cierpienia zwierząt i wskazują, że w przypadku cierpienia zwierząt nie można już argumentować, że Bóg dopuszcza ich cierpienie po to, aby poddać je próbom mającym służyć ich zbawieniu (zgodnie z doktryną chrześcijańską nie będą one egzystować w niebie), lub po to, aby świadczyły one dobro w obliczu zła i cierpienia. Jednakże tutaj znów objawia się brak ateistycznej wyobraźni. Załóżmy, że pewne zwierzę zginęło w pożarze, inne zaś zmarło śmiercią naturalną. Na pierwszy rzut oka cierpienie tego pierwszego zwierzęcia było bezsensowne, a jego życie mniej sprawiedliwe niż żywot drugiego zwierzęcia, które być może też cierpiało za życia, lecz mniej niż to pierwsze zwierzę, ponieważ miało choćby łagodniejszą śmierć. Jednakże co powiemy, jeśli temu pierwszemu zwierzęciu Bóg wynagrodzi cierpienie w ten sposób, że stworzy je ponownie do życia w przyszłym raju na ziemi2, czego nie zrobi w przypadku tego zwierzęcia, które zmarło śmiercią naturalną? W tym wypadku sytuacja wygląda diametralnie odmiennie, jeśli chodzi o nagrodę i sens cierpienia. Nie znamy wszystkich możliwych planów Boga w kwestii wynagrodzenia cierpienia jakiego zresztą tej istocie nie uczynił, ale jeśli nawet mi na poczekaniu przychodzą pomysły na takie uczynienie sensownym cierpienia zwierzęcia w kontekście eschatologicznym, to Bogu przyjdą tym bardziej.
Nigdzie nie jest też powiedziane, że cierpienia lub poświęcenia zwierzęcia w obliczu zła na świecie nie mogą przynosić pozytywnych skutków w doczesności. Często nawet same zwierzęta wiedzą, że ich cierpienie może być dobre pod względem skutków, ponieważ poświęcają swe życie i cierpienie dla przeżycia innych przedstawicieli swego gatunku. Istnieje choćby taki gatunek ameb, które ustawiają w razie niebezpieczeństwa piramidę, po której pozwalają wspiąć się słabszym amebom w celu przeżycia, same zaś giną. Znamy też niejeden przykład uratowania życia człowiekowi przez np. psy ratownicze. Jak zatem widać, nawet cierpienia i poświęcenia zwierząt w obliczu zła na świecie mogą mieć sens w wymiarze zarówno doczesnym jak i eschatologicznym. Nie implikuje to wcale tego, że muszą istnieć swoiste plany soteriologiczne wobec nich, o stricte nadprzyrodzonym charakterze (życie w niebie po śmierci).
Jan Lewandowski, maj 2007
1 Interpretacja komplementarna zdania „Bóg nie może nie móc zrobić czegokolwiek” jest stwierdzeniem Jego wszechmocy; wybiórcza i błędna interpretacja tego zdania (uwzględniająca tylko pierwszy człon tego zdania: „Bóg nie może….”) może poprowadzić do wniosku wręcz przeciwnego. Ta ostatnia interpretacja jest jednak błędna, ponieważ jest w oczywisty sposób wybiórczym odczytaniem tylko pierwszej części zdania. Warto przypomnieć, że ateistom tylko wydaje się, że obalają pojęcie boskiej wszechmocy, wskazując, że Bóg nie może uczynić czegokolwiek, choćby logicznych absurdów. Jest tak dlatego, że już choćby semantyczna analiza pojęcia „wszechmoc” nie zakłada absolutyzacji tego pojęcia. Czy na przykład pojęcie „wszechstronnie wykształcony” oznacza, że ktoś taki wie wszystko? Wcale nie. Obalając absolutystyczne pojęcie wszechmocy, które zakłada czynienie nawet logicznych absurdów, ateiści obalają tylko swoje błędne pojmowanie wszechmocy, nie zaś wszechmoc istniejącą w rozumieniu dopuszczonym zarówno przez kryteria językowe jak i logiczne. Owo błędne pojmowanie wszechmocy jest obarczone błędem w rozumowaniu znanym jako contradictory premises, tak samo jak ma to miejsce w przypadku o tyle słynnego co błędnie sformułowanego rzekomego paradoksu z kamieniem, którego Bóg nie może podnieść.
2 Teologia chrześcijańska, w tym rzymskokatolicka, nie neguje możliwości istnienia raju na ziemi w czasach eschatologicznych – por. A. Jankowski, Eschatologia biblijna Nowego Testamentu, Warszawa 1987, s. 135.