Obserwuj wątek
Protestanckie „ostateczne rozwiązanie”?
„Dobry Indianin to martwy Indianin” – zwykł mawiać jeden z generałów armii USA, William Tecumseh Sherman. To powiedzenie jest często nagłaśniane przez zwolenników tezy o ludobójstwie, które miało zostać dokonane na ludności tubylczej dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Czy można jednak powiedzieć, iż praktyczne wcielanie w życie poglądu gen. Shermana stanowiła tradycyjną linię polityki kolonistów i rządu USA względem Indian? Owszem, w długiej, bo prawie 300-letniej historii owych relacji bywały wypowiedzi, a nawet czyny, które możnaby zinterpretować jako przejaw dążenia do fizycznej eksterminacji Indian. Trudno wszakże w innych kategoriach odczytywać uchwałę władz kolonii Pensywalnia z 1726 roku, obiecującą 130 dolarów za skalp indiańskiego mężczyzny oraz 50 dolarów za skalp kobiety-Indianki. Nieuczciwością byłoby jednak stwierdzić, iż podobna postawa była typowa dla angielskich, a później amerykańskich rządzących. Wizje ułożenia sobie stosunków z miejscową ludnością były różne. Często wyrażały się one w podpisywaniu traktatów z wodzami poszczególnych plemion w ramach, których ustalono za jaką cenę odstąpią oni część swych ziem kolonistom. Oczywiście troską anglosaskich kolonistów i późniejszych władz USA było nawrócenie Indian na wiarę chrześcijańską oraz nauczenie ich europejskiego stylu życia (czytania, pisania, uprawy roli, ubiorów). Pośród tego wszystkiego zapędy do fizycznej eksterminacji jak największej ilości Indian stanowiły raczej normę niż wyjątek.
A co z krwawymi masakrami popełniany przez kolonistów i żołnierzy armii USA na Indianach? W istocie rzeczy zarzut ten jest bardzo wyolbrzymiony. To prawda, że pomiędzy 1607 a 1890 rokiem, historia dzisiejszych Stanów Zjednoczonych była częstym świadkiem walk z Indianami. Ale, nie jest prawdą, jakoby regułą w nich było dokonywanie przez białych chrześcijan masowych morderstw na bezbronnych tubylcach. Co więcej, nie jest wcale tak jasne, która ze stron konfliktu była tu bardziej agresywna i okrutna. Wedle Williama M. Osborna, autora książki pt. „The Wild Frontier: Atrocities during the American-Indian War from Jamestown Colony to Wounded Knee” w latach 1622 – 1890, biali koloniści „w aktach okrucieństwa” zabili 7. 193 osoby, za to z rąk Indian zginęło w ten sposób aż 9.156 ludzi. Osborn pod mianem „aktów okrucieństwa” zdefiniował morderstwa, tortury, okaleczanie i rany zadawane cywilom lub jeńcom wojennym. Należy też wziąść pod uwagę okoliczność, iż nie wszystkie zdarzenia, które są dziś nazywane „masakrami”, należałoby uznać za zbrodnie wojenne w sensie prawnym czy moralnym. Przykładem tego mogą być choćby wydarzenia w Wounded Knee z 1890 r., które uważane są powszechnie za ostatnią masakrę dokonaną na Indianach przez białych. Tymczasem, wszystko tam zaczęło się od serii strzałów oddanych przez wojowników z plemienia Siouxów do żołnierzy 7 pułku kawalerii armii USA. To nie biali Amerykanie byli więc tu tymi, którzy pierwsi otworzyli ogień. W istocie rzeczy pod Wounded Knee mieliśmy do czynienia raczej z kilkugodzinną bitwą z uzbrojonymi Indianami, aniżeli masakrą. To prawda, że pewną część z zabitych wtedy Siouxów stanowiły kobiety i niezdolne do walki dzieci (szacuje się, że było ich 62 na łaczną liczbę ok. 290 zabitych Indian), ale w warunkach bitwy toczącej się na terenie, w którym mężczyźni, niewiasty i dzieci są mocno ze sobą wymieszane, takie tragiczne zdarzenia są wręcz nieuniknione i nie zawsze muszą łączyć się zamierzonym i celowym zabiciem niewinnej oraz bezbronnej osoby. Warto wspomnieć, iż ranni wojownicy nie byli dobijani przez amerykańskich żołnierzy, lecz zostali przetransportowani do szpitali. Oczywiście, nie można zaprzeczyć, iż w wojnach z Indianami zdarzały się też akty prawdziwego i dużych rozmiarów okrucieństwa ze strony białych, w których celem ataku byli bezbronni lub/i pokojowo nastawieni autochtoni. Najbardziej ewidentnym tego przykładem jest masakra dokonana w dniu 29 listopada 1864 r. przez oddział pułkownika Johna Chivingtona na obozowisko plemienia Cheyene i Arapaho pod Sant Creek. Była to prawdziwa rzeź w czasie, której żołnierze Chivingtona zabili około 200 mężczyzn, kobiet, dzieci i starców, często w niezwykle okrutny sposób, specjalnie okaleczając przy tym ciała swych niewinnych ofiar. Wydarzenie to spotkało się jednak z oburzeniem i potępieniem ze strony amerykańskiej opinii publicznej, a względem sprawców tej masakry przynajmniej próbowano pociągnąć do odpowiedzialności karnej.
Należy piętnować każde zamierzone zabicie niewinnego człowieka, ale nie powinno się przy tym zapominać o zachowaniu pewnych proporcji i słusznych zastrzeżeń. Nawet, jeśli anglosascy i amerykańscy koloniści w ciągu 278 lat celowo zabiliby 7. 193 Indian (co jak to zostało wyżej zasugerowane, oczywiśćie jest liczbą przesadzoną) to nie sposób nazwać tego mianem „ludobójstwa”.
Propagotorzy mitu „o ludobójstwie Indian” niewiele mówią o drugiej stronie medalu, czyli niewinnych ofiarach po stronie białych osadników. Zatrzymajmy się zatem nad tym chwilę. Wizja Indian, jako „owieczek bez skazy” dręczonych przez żądnych krwi kolonistów, mało ma wspólnego z prawdą historyczną. Wymyślne torturowanie jeńców wojennych (po którym nieraz następowały uczty kanibalistyczne) oraz gwałcenie białych kobiet było normą pośród rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Pierwszą rzezią na terenie dzisiejszych USA był mord dokonany przez Indian w 1622 roku, z plemienia Powhatan na 347 mężczyznach, niewiastach i dzieciach zamieszkałych w Jamestown. Innym z wielu przykładów podobnego okrucieństwa ze strony tubylców było postępowanie Siouxów podczas buntu (nazywanego dumnie „powstaniem”), jakie wszczęli w sierpniu 1862 roku, w stanie Minnesota. Owo „powstanie” zaczęło się od podstępnego wymordowania przez Indian pokojowo nastawionych doń osadników, a dalszy jego przebieg polegał na atakowaniu, paleniu, plądrowaniu domów ludzi, którzy nie tylko, że najczęściej nie czynili niczego złego „czerwonoskórym”, to jeszcze nawet nie bronili się w obliczu ich agresji. Szacuje się, że w wyniku tego buntu zamordowanych zostało aż 737 białych osadników (w zdecydowanej większości kobiet i dzieci), zaś ok. 30 do 40 tysięcy z nich musiało uciekać przed pożogą. Trudno się zatem dziwić, iż początkowo, aż 306 uczestników „powstania” (które główną treścią było zabicie kilkuset pokojowo nastawionych farmerów i członków ich rodzin) sąd wojskowy skazał na karę śmierci. Ostatecznie jednak zrewidowano liczbę tych wyroków i na szubienicę skazano 40 Siouxów, którym to udowodniono popełnienie najcięższych zbrodni. Warto zauważyć, iż doszło do tego pod wpływem interwencji samego prezydenta USA, Abrahama Lincolna.
Wojna bakteriologiczna?
Jakkolwiek nie naciągane byłyby liczby Indian zabitych w wojnach i masakrach, niemożliwym jest na ich podstawie twierdzić, iż doszło do ludobójstwa. Faktem jest jednak, że ilość Indian zamieszkujących teren USA pod koniec XIX wieku, obniżyła się drastycznie i radykalnie w stosunku do ich liczby, jaka była szacowana przed przybyciem Europejczyków. Szacunki w tej mierze są bardzo różne. Jedni badacze twierdzą wszak, iż w początkach XVII wieku, tubylców było niespełna 1.300. 000, inni zaś rozciągają tą liczbę nawet do 15 czy 20 milionów. Jako, że nie dysponujemy spisami ludności indiańskiej sprzed białej kolonizacji wszystkie te liczby są raczej domysłami. Sądząc jednak po ilości poszczególnych plemion, za zdecydowanie bardziej realne i bliższe prawdy należy ocenić najmniejsze szacunki, a więc te z nich, które oceniają ilość Indian pierwotnie zamieszkujących obszar dzisiejszych Stanów na ok. 1. 300. 000 osób. Najliczniejsze wszak plemiona liczyły sobie po 56 tyś. (Senekowie) czy 30 tyś. (Siouxowie). Większość indiańskich plemion nie przekraczała liczby 10, a nawet 5 tysięcy. Tak czy inaczej, spadek z 1. 300. 000 na początku XVII stulecia do ok. 237 tysięcy pod koniec XIX wieku nalezy uznać za drastyczny. Przyczyną tego stanu rzeczy nie były jednak wojny i masakry, ale w jakichś 80 do 95 procentach choroby przywożone przez Europejczyków (odra, ospa, różyczka, kiła), na walkę z którymi układ odpornościowy Indian nie był przygotowany. Jakie dowody istnieją na to, iż biali chrześcijanie celowo zarażali tubylców? Mamy tylko jeden historycznie potwierdzony i udowodniony wypadek, w którym to biali świadomie posługiwali się zarazkami chorób po to by zabić tubylców. W 1763 roku, oficer armii brytyjskiej, Jeffrey Amherst, nakłonił pułkownika Henry’ego Bouquet by ten dostarczył walczącym pod wodzą Pontiaca Indianom zainfekowane bakteriami ospy koce. Jeden przypadek świadomego użycia chorób jako broni biologicznej to zdecydowanie za mało dla formułowania tezy o prowadzonej przez białych wojnie bakteriologicznej z Indianami. Owej tezie przeczą też wysiłki rządu USA mające na celu szczepienie ludności tubylczej przeciwko ospie. W 1801 roku, prezydent Thomas Jefferson nakazał wdrożenie programu szczepień przeciwko tej chorobie (opartego na procedurze opracowanej 5 lat wcześniej przez lekarza Edwarda Jennera) także w stosunku do Indian. Szczepienie autochtonów nie odbywało się jednak bez komplikacji, gdyż ci podejrzewali, iż jest to ze strony Amerykanów jakaś sztuczka i podstęp. Decyzja prezydenta Jeffersona była też niestety sabotowana przez brak zainteresowania ze strony niektórych urzędników. Mimo to, ów program szczepień pozwolił zmniejszyć ilość śmiertelnych zgonów na ospę wśród Indian.
Purytanie wobec Indian
Niektórzy sugerują, iż rzekome ludobójstwo Indian miało swe korzenie w samych purytańskich początkach anglosaskiej kolonizacji. Purytanie mieli wszak gardzić Indianami, uważać ich za kogoś w rodzaju „wcielonych diabłów”, przeznaczonych na wieczne potępienie oraz godnych eksterminacji. Oddajmy głos w tej sprawie, Thomasowi E. Woods’owi Jr, który w swej książce pt. „Niepoprawna politycznie historia Stanów Zjednoczonych” zatrzymuje sie dłużej nad tym zagadnieniem:
„Wobec Indian, z którymi toczyli spory, musieli koloniści prowadzić jakąś politykę. Raz była to polityka lepsza i bardziej sprawiedliwa, innym razem zła i krzywdząca tubylcze ludy. Mało kto jednak zaprzecza, że Indianie byli ofiarami niesprawiedliwości i złego traktowania. Nie oznacza to wcale, jak twierdzi większość Amerykanów, że koloniści gardzili Indianami i szukali tylko okazji, aby ich wypędzić i zająć ich ziemie. Już w drugim dziesięcioleciu swojego funkcjonowania Uniwersytet Harvarda przyjmował studentów z rodów indiańskich. Dla mordujących Indian kolonistów przewidywano karę śmierci, którą często w takich wypadkach wykonywano, a nawróceni na chrześcijaństwo Indianie zamieszkujący Nowej Anglii cieszyli się dużą swobodą.
Chęć nawrócenia Indian na chrześcijaństwo wzbudza dziś tylko irytację i złośliwe uśmieszki. Spójrzmy jednak, co uczynił John Eliot (1604 – 1690), jeden z najważniejszych purytańskich misjonarzy, dla propagowania wiary chrześcijańskiej wśród autochtonów. Indianie z plemienia Algonkinów nie posiadali języka pisanego. z tego powodu Eliot nauczył się ich mowy, stworzył dla niej formę pisaną, a następnie przetłumaczył i spisał w ich języki Biblię. Gdyby Eliot i purytanie rzeczywiście chcieli prześladować Indian, to z pewnością znaleźliby na to łatwiejszy sposób.
Nie jest też prawdą, że purytanie uważali siebie za przedstawicieli lepszej rasy, twierdzili jedynie, że stoją na wyższym poziomie kulturowym niż tubylcy. Nie bardzo jednak wiadomo, co innego mogli sądzić purytanie o ludziach nie znających koła czy pisma, o ludziach żyjących właściwie – co tu ukrywać – w epoce kamienia łupanego. Nigdy jednak nie poruszano w ogóle kwestii rasowych (…)
Naukowcy złagodzili ostatnio swoje stanowisko w kwestii surowego traktowanie tubylców przez purytan. Ale od badań specjalistów do rozpowszechnienia ich wyników wśród zwykłych ludzi droga daleka. Na przykład wiele książek o europejskiej historii wciąż przedstawia średniowiecze jako okres zacofania i barbarzyństwa, chociaż gros mediewistów zdaje sobie sprawę z ogromnego znaczenia tego okresu dla rozwoju cywilizacji łacińskiej. (…) Podobnie jak w przypadku naszej wiedzy o stosunkach między Indianami a purytanami: historia ogólna wciąż mówi o okrucieństwach ze strony purytan, chociaż znawcy dziejów tamtego okresu podkreślają, że świadectwa historyczne stawiają purytan w znacznie lepszym świetle niż to się powszechnie uważa.” (tamże, s. 16 – 18).
A jak wytłumaczyć fakt, iż na terenach Ameryki Łacińskiej znajduje się dziś o wiele więcej ludności pochodzenia indiańskiego niż w USA? Przyczyny tego są dwie. Dzisiejsza Ameryka Łacińska była pierwotnie o wiele gęściej zaludniona przez Indian niż teren Stanów Zjednoczonych. Szacuje się, iż kraje współczesnej Ameryki Południowej i Środkowej przed europejską kolonizacją zasiedlało aż 42 miliony Indian. Po drugie: katolicy w odróżnieniu od protestantów znacznie chętniej mieszali się z tubylczą ludnością wchodząc z nią w nie-małżeńskie lub małżeńskie związki. Działo się tak przez całe wieki.Stąd dziś znaczna część ludności Ameryki Łacińskiej ma w swych żyłach niemało domieszki indiańskiej krwi.
Paradoksalnie rzecz biorąc, to postawa protestantów była w tym względzie bardziej katolicka. Magisterium Kościoła zawsze bowiem przestrzegało przed zawieraniem małżeństw z niechrześcijanami, argumentując to tym, iż w takich warunkach niezmiernie trudno jest wychować dzieci na sposób prawdziwie chrześcijański. Owocem chętnego wchodzenia przez katolików w związki seksualne z osobami, które jawnie lub skrycie wyznawały pogaństwo, była bardzo powierzchowna ewangelizacja Ameryki Łacińskiej. Popularność na tych terenach przeróżnych synkretycznych mieszanek łączących chrześcijaństwo z dawnymi pogańskimi wierzeniami i praktykami (np. Santeria, Macumba w Brazylii, kult „Santa Muerte” w Meksyku) jest tylko jednym z tego przejawów.
Czy koloniści kradli Indianom ziemię?
O ile zarzut ludobójstwa jest bezpodstawny, o tyle na pierwszy rzut oka oskarżenie o kradzież indiańskich ziem wydaje się być niewątpliwe w stosunku do białych kolonistów. Pomijając jednak nawet fakt odkupywania od tubylców terenów przez kolonistów i rząd, można zadać pytanie: czy rzeczywiście kradzieżą jest zajęcie terenu, do którego prawa rości sobie jakaś społeczność, ale na którym nie ma stałych osad, upraw roli, etc? Z taką bowiem właśnie sytuacją mieli najczęściej do czynienia biali osadnicy. Większość plemion indiańskich prowadziła wszak koczowniczy styl życia, wędrując po wielkich połaciach ziemi, a w związku z tym, nie zakładając na nich stałych osad, nie uprawiając nań roli, itd. Wedle rozumienia tubylców okoliczność ta czyniła ową ziemię przynależną do nich. Jednak tradycyjnie chrześcijańskie i europejskie rozumienie własności ziemi opierało się nie tylko na tym, kto dany teren pierwszy odkrył, ale jej źródło widziało też w fakcie czynienia sobie danych gruntów „poddanymi”, a więc uprawiania ich, doglądania, jednym słowem: wkładania w daną ziemię swej pracy. Uznawanie prawa do własności relatywnie małych grup (bo liczących np. kilka tysięcy osób) do połaci ziemi wielkości np. dzisiejszej Polski, tylko dlatego, że ów teren najpierw został odkryty przez założycieli tej grupy i na nim zwykła owa społeczność wędrować, jest bliskie niedorzeczności i stwarza groźny precedens.
Spory sporami, ale uczciwość musi być
Zrozumiałe i uzasadnione są spory katolicko-protestanckie spory o dogmaty i interpretację Pisma świętego, ale czy w związku z tym należy usprawiedliwiać nieuczciwe i nierzetelne podchodzenie do historii? Jasnym jest, że jakkolwiek byśmy się z kimś nie zgadzali w kwestii podejścia to tej czy innej prawdy wiary, nie zwalnia to nas z obowiązku nie naruszania dobrego imienia danej osoby czy społeczności. Wszystko zaś wskazuje na to, iż ochocze podtrzymywanie przez część tradycjonalistycznych katolików twierdzenie o rzekomym ludobójstwie dokonanym na Indianach przez protestantów jest właśnie ciężkim zniesławieniem tych ostatnich.
Mirosław Salwowski
http://www.fronda.pl/blogi/miroslaw-salwowski/czy-w-ameryce-polnocnej-doszlo-do-ludobojstwa-indian,41071.html
Komentarze
1. W części spraw ma pan rację, zwłaszcza co do skali tzw. „ludobójstwa” czy też współczesnego pomijania niezwykłego okrucieństwa ludów tubylczych (myśmy jeszcze w dzieciństwie czytali o „palach męczarni”, a teraz jest to już niepoprawne politycznie). Jednak w innych punktach nagina pan fakty, zwłaszcza w swoim niekłamanym podziwie dla purytanów.
2. „Paradoksalnie rzecz biorąc, to postawa protestantów była w tym względzie bardziej katolicka. Magisterium Kościoła zawsze bowiem przestrzegało przed zawieraniem małżeństw z niechrześcijanami, argumentując to tym, iż w takich warunkach niezmiernie trudno jest wychować dzieci na sposób prawdziwie chrześcijański.”
To jest ewidentnie fałszywa konkluzja z dwóch względów:
(i) Jeżeli Hiszpanie zawierali małżeństwa z ludnością tubylczą, to oczywiście tylko po wcześniejszym chrzcie.
(ii) Z drugiej strony, stronienie protestantów od małżeństw z Indianami nie wynikało z chęci uchronienia wiary, gdyż poza nielicznymi wyjątkami nie tolerowano także małżeństw z konwertytami.
3. Różnica w tym zakresie pomiędzy obszarami kolonizacji hiszpańskiej i angielskiej jest naprawdę bardzo znamienna i wskazuje na istotną rozbieżność wizji katolickiej i protestanckiej. Na terenach hiszpańskich, dzięki wpływowi w miarę niezależnej instytucji Kościoła, nie kwestionowano pełni człowieczeństwa Indian czy ich równej godności jako potencjalnych dzieci Bożych. Dlatego podjęto masową ewangelizację oraz w żaden sposób nie pogardzano małżeństwami mieszanymi z konwertytami.
Natomiast w domenie protestanckiej, bardzo silne były wzorce starotestamentalne (jak odrzuci się instytucję Kościoła, to pozostaje tylko fundamentalistyczne odczytywanie Biblii bądź, jak współcześnie, skrajna liberalizacja chrześcijaństwa). W związku z tym, Nowy Świat literalnie traktowano jako nową Ziemię Obiecaną, przyobiecaną przez Boga białemu człowiekowi, a Indian jak nowych Kananejczyków. Poza nielicznymi chlubnymi wyjątkami, nie podjęto zatem żadnej masowej akcji ewangelizacyjnej, a nawet ochrzczonych Indian traktowano jako podludzi (stąd np. pogardliwe określenie squaw). Widząc rzeczywiste barbarzyństwo i okrucieństwo ludów tubylczych, chętnie przywoływano też nakazy starotestamentalne co do fizycznej eksterminacji miejscowych „Kananejczyków”. Ta protestancka wizja Ameryki jako Ziemi Obiecanej, wyrażana była skrótowo hasłem „manifest destiny”.
4. Różnice wizji katolickiej i protestanckiej widać nawet w samej Ameryce Północnej. Tam gdzie przez pewien czas panowali Francuzi, natychmiast podejmowano gorliwe wysiłki ewangelizacyjne. Stąd mamy tylu wspaniałych francuskich męczenników oraz przykłady prawdziwie przemienionych Indian (jak choćby wspaniała święta Kateri Tekakwitha – córka wodza z plemienia Mohawków). Niestety, porażka Francji w wojnie z Anglią i utrata kolonii w Ameryce Północnej przekreśliła dynamiczny rozwój misji. Bezspornym faktem jest, że w przeciwieństwie do katolików, wśród protestantów nigdy nie było powszechnej zgody, czy misje wśród Indian mają sens, a co za tym idzie żadnej większej ciągłości czy systematyczności w ich prowadzeniu. Stąd na terenach ekspansji katolickiej, wierzenia autochtoniczne praktycznie nie przetrwały. Natomiast na terenach kolonizacji protestanckiej, do dziś dnia duże grupy Indian praktykują swoje pogańskie religie.
5. Co do słabego zewangelizowania Ameryki Południowej, to jest to w dużej mierze wynikiem tego, że państwowości południowoamerykańskie – wbrew pozorom – są generalnie antykatolickie i przez ostatnie 200 lat utrudniały, jak tylko mogły, działalność Kościołowi Katolickiemu. Sytuacja w Meksyku jest najbardziej znana, ale podobne sytuacje miały miejsce także w Brazylii, Argentynie czy innych państwach.
********
Jeżeli będę miał czas, to odniosę się też do innych subtelnych nieścisłości w pańskim tekście (ale nie obiecuję). Purytanie to naprawdę nie jest żaden wspaniały wzór do naśladowania.
Jeżeli katolik zaczyna wychwalać purytan to świat stoi na glowie..No, ale skoro wychwala się Adolfa Hitlera to i barbarzyńskich purytan też można.
Szkoda strzępić języka, może kilka fragmentów z listów polskiego podróżnika
”A tymczasem ten raj wymarzony niejednemu grobem się stanie, tak bowiem cały kraj wokoło jak i Czarne Góry są własnością Siouxów, najliczniejszego z plemion indyjskich na północy, mogącego wystawić dziesięć tysięcy wojowników. Własność Czarnych Gór została im przyznana i zagwarantowana dawniej jeszcze przez rząd Stanów Zjednoczonych; dlatego topór wojenny długo leżał pogrzebany miedzy czerwonymi a białymi. Ale teraz rzeczy się zmieniły. Tłumy białych awanturników nie pytając o układy rządowe rzuciły się w góry. Rząd wprawdzie w takich razach nie daje im opieki ani posyła wojsk na ich obronę, ale awanturnicy, zbrojni i przywykli do boju z Indianami, mniej jeszcze dbają o pomoc niż o układy i zabierają, co im się podoba. Taki stan rzeczy, który zresztą w całych Stanach jest ogólny, przyprowadził Indian do rozpaczy.”
”Na próżno wysyłają poselstwa, które pergaminami, pieczęciami i podpisami dowodzą swej własności. Rząd nie ma siły utrzymać awanturników; co więcej, gdy kraj jest już zajęty, gdy powznoszą się farmy i miasta, rządowi nie pozostaje nic innego, jak tylko usankcjonować zbiór i doliczyć do Stanów jedno więcej terytorium. Tak dzieje się w Dakota, w Nebrasce, w Kansas, w Indian Territory, słowem: wszędzie. Rząd wyznacza dzikim ziemię, a biali ją zabierają i wytępiwszy Indian zakładają nowe stany. Ale wobec tego, cóż pozostaje czerwonoskórym? Oto wojna i wojna, bez nadziei zwycięstwa, tylko o śmierć. Dziś czerwoni wojownicy wiedzą już, że nie wytrzymają boju z „Długimi Nożami”, jak nazywają białych, idzie, więc im o to, aby nie zginąć bez zemsty i żeby na tamtym świecie złożyć u nóg „Wielkiego Ducha” jak najwięcej krwawych skalpów zdartych z głów najeźdźców. Krótko mówiąc, rasa ta dzielna, choć dzika, ginie nieubłaganie na całej przestrzeni Stanów. Z cywilizacją, którą zresztą pod najgorszą postacią im się przedstawia, pogodzić się nie umieją i nie mogą, więc cywilizacja ta ściera ich z powierzchni ziemi równie nieubłaganie jak brutalnie.”
”W wagonie rozmowa toczyła się wszędzie o czerwonych. Trudno zrozumieć, do jakich granic dochodzi nienawiść i pogarda kresowych Amerykanów względem Indian. Prawda, że ciągła walka na śmierć i życie, grabieże i rozboje zaostrzają do wysokiego stopnia wzajemne stosunki; ale też prawda także, że pograniczni biali zupełnie nie uważają Indian za ludzi, wytępianie zaś ich poczytują za zasługę wobec ludzkości. Człowiek biały, według pojęć pogranicznych, ma takież samo prawo tępić Indian, jak grzechotniki, szare niedźwiedzie i inne szkodliwe stworzenia. Podczas więc gdy od czasu do czasu brukowi filantropowie w New Yorku wyprawiają filantropijne maskarady ze sprowadzonymi Indianami, na kresach wre ustawicznie wojna bezlitosna i najokrutniejsza, o jakiej można pomyśleć. Trzeba bowiem wiedzieć, że kresowcy, lubo względem siebie lojalni, a nawet uczciwi, w stosunku do czerwonoskórych nie są mniej dzikimi. Indianin nie ma litości, to prawda; ofiara, która wpadnie w jego ręce, na próżno używałaby wszelkich ludzkich zaklęć i próśb: czerwony wojownik patrzy na nią nieruchomymi oczyma, błagania przyjemnie tylko łechcą jego uszy; męka ofiary sprawia mu rozkosz, nasyca się nią i przez chwilę jest szczęśliwy. Ale biali również postępują z nimi. Indianin zdziera skórę z głowy jeńca jako wojenne trofeum; biali przyjęli od czerwonoskórych ten zwyczaj ”
Z tym wszystkim, gdyby mnie kto spytał, po czyjej stronie leży słuszność, to sądząc według zasad prostej, opartej nie na sofistyce, ale na sercu i sumieniu sprawiedliwości, odpowiedziałbym, że słuszność leży po stronie Indian.
Spojrzyjmy bowiem, co to jest i jak się im przedstawia owa cywilizacja, do której przyjęcia głoszą ich niezdolnymi! Więc, oto najprzód: rząd Stanów gwarantuje im ziemię, obywatele zaś, z których łona rząd wyszedł, odbierają im ją mimo rządu. Na pierwszym więc kroku spotykają się z kłamstwem i krzywoprzysięstwem, jako zaś proste dzieci natury, nie umieją odróżnić rządu od narodu i z tych wszystkich stosunków wynoszą jedno tylko poczucie: głębokiej krzywdy. Zresztą Indianin w cywilizacji widzi tylko stratę tego wszystkiego, co stanowiło sposób do życia jego i jego przodków. Najprzód odejmują mu cały obszar stepów bez końca, a dają kawałek ziemi, której on nie umie uprawiać. Dają mu derkę, a zabierają wolność. Piękna zamiana! Dziki wojownik siedząc na grzbiecie mustanga przebiega stepy, poluje, walczy, oddycha całym obszarem piersi; jemu to życie dzikie, stepowe – potrzebne jak ptakowi powietrzne przestrzenie; on bez tego obejść się nie może: schnie i umiera. Pomyślmy zatem, co zyskuje, a co traci przyjmując tak zwaną cywilizację. Przede wszystkim mrze głód na swoim kawałku roli; ciż sami bracia, którzy prawili mu o cywilizacji, pogardzają nim teraz tak, jak w Europie Cyganem, a w rezultacie nic też innego nie pozostaje mu jak cygańskie życie: żebranina i małe złodziejstwa, i wegetowanie z dnia na dzień, wśród którego podleje do ostatka.
Na koniec, jacyż to są ci apostołowie cywilizacji, z którymi się spotyka? Najprzód kupiec, który go oszukuje; dalej awanturnik, który mu zdziera skórę z głowy; dalej traper, który przed jego wigwamami poluje na bawoły dostarczające czerwonym pożywienia; wreszcie amerykański komisarz rządowy z papierem, na którym między liniami napisano: Mane, tekel, fares! dla całego plemienia. Spotykałem potem na wielu stacjach w stepach Nebraski i Wyomingu tak zwanych ucywilizowanych Indian. Jest to jeden obraz nędzy i rozpaczy: mężczyźni obdarci, brudni, upodleni; kobiety wyciągają wychudłe ręce do wagonów. Spytacie, dlaczego jedni i drugie nie pracują? Nie umieją; nikt się nie troszczy zresztą o to, żeby ich nauczyć. Wyrzekli się wojny z białymi, rozbojów, polowań, a dostali za to… derki… i pogardę.
Na koniec, najpierwszym bezpośrednim produktem, który wszyscy dzicy otrzymali od cywilizacji, jest: wódka, ospa i syfilis; cóż dziwnego więc, że patrząc na cywilizację ze stanowiska tych najpierwszych dobrodziejstw, nie wzdychają do niej, bronią się i giną! Przede wszystkim zaś giną. Całe te plemiona, czy to przyjąwszy cywilizację, czy żyjąc w stanie dzikim, znikają z powierzchni ziemi z zastraszającą szybkością.”
”Na koniec, plemiona te, bądź co bądź, wyrobiły już pewną cywilizację, mogłyby więc postępować i dalej, mogłyby stanąć przy mądrej pomocy i na wysokości naszej cywilizacji – gdyby nie to, że ta nasza wynalazła postępowanie o wiele krótsze: zamiast słabszych popierać i wzmacniać – zabija.
Wśród takich myśli przybyłem do Omaha, na granicę Jowy i Nebraski, to jest mniej więcej na połowę drogi łączącej dwa Oceany; dalszy opis podróży, to jest z Omaha do San Francisco, odkładam do następnego listu.”
Mirosława Salwowskiego interpretacja historii
Mirosław Salwowski, znany raczej z poruszania innej tematyki, tym razem wziął się za kwestie historyczne, czego efektem jest teksthttp://www.fronda.pl/blogi/miroslaw-salwowski/czy-w-ameryce-polnocnej-doszlo-do-ludobojstwa-indian,41071.html Ponieważ tekst poruszył nas, a nawet w pewnym stopniu wstrząsnął nami, postanowiliśmy przerwać milczenie, któremu od jakiegoś czasu oddajemy się na Frondzie i do dzieła Mirosława się odnieść.
Jak zrozumieliśmy, celem Autora było udowodnienie, iż w Ameryce nie doszło do ludobójstwa Indian oraz wykazanie, że to biali przybysze, zwłaszcza protestanccy, odegrali tam pozytywną rolę oraz, iż to raczej oni byli ofiarami sytuacji a nie tubylcy, zwani Indianami. Tezy ciekawe u obrońcy prawdy i katolickiej moralności, ale szczerze mówiąc, dla osób jako tako zaznajomionych ze sposobem myślenia i metodami dowodzenia Autora wcale nie zaskakujące.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to traktowanie przez Autora faktów. Te, które uważa za pożyteczne dla udowodnienia swojej tezy wyolbrzymia i uwypukla albo wręcz przeinterpretowuje. Przykładem są wywody na temat podpisywanych przez Indian umów z białymi kolonistami. Autor mówi o nich, jako o dowodach na dobre intencje i uczciwość białych osadników. Otóż ja (Moni) jako historyk, pragnę poinformować Pana Salwowskiego, że umowy te były czysto pozorne, nie zamierzano ich dotrzymywać a Indianie często nie wiedzieli na co się godzą z tej prostej przyczyny, że nie znali wcale albo przynajmniej stopniu dostatecznym języka angielskiego. O umiejętności czytania i pisania nawet nie wspomnę. Jeżeli nawet któryś z wodzów miał pełną świadomość wszystkich okoliczności i mało szlachetnych intencji wrogów, to i tak należy wykluczyć uczciwość umowy, gdyż słowa danego przez Indianina oraz Indianinowi nikt nie traktował poważnie a ci ostatni często stawali przed wyborem- umowa albo wyrżnięcie plemienia. To ma być szlachetność i uczciwość?
Innym przykładem na brak szacunku Autora wobec faktów jest umniejszanie przez niego znaczenia antyindiańskich rozporządzeń i ustaw. Przytoczony przez Pana Salwowskiego przykład z Pensylwanii jest tego jaskrawym dowodem i żadne umniejszanie tego nie zmieni. Płacono za martwych Indian, można ich było bezkarnie zabijać w majestacie prawa i to z prywatnej inicjatywy i dla zabawy. Takiego czegoś nawet Hitler nie prowadził, aczkolwiek intencje miał zbliżone.
Kolejny fakt, który nie spodobał się Panu Salwowskiemu, więc trzeba go było pominąć- to właśnie biali osadnicy nauczyli Indian pić mocny alkohol i zachęcali do jego spożycia na przykład w ten sposób, że płacili alkoholem za indiańskie towary. Jak to się ma do głoszonej przez Autora surowości moralnej? Bo wedle nas, pomijając obrzydliwość samego zamysłu i jego działanie antycywilizacyjne (nie ważne czy chodzi o cywilizację chrześcijańską czy jakąkolwiek inną), jest to grzech tak zwany cudzy, czyli nakłanianie drugiego do grzechu.
Inny niewygodny dla Autora temat- przesiedlenia. Nie wiemy czy Pan Salwowski zdaje sobie sprawę, że miały one charakter przymusowy, uniemożliwiały Indianom prowadzenie przyjętego przez nich trybu życia, niejednokrotnie prowadziły do głodu i chorób a także, burząc tradycyjne struktury społeczne, powodowały nieopisany chaos, a co za tym idzie, upadek moralny Indian. W kwestie jakości ziemi przydzielonej Indianom nie będziemy się zagłębiać bo dla każdego jest oczywiste, że dawano im to, co Białych osadników nie interesowało. Przypominamy tylko, że nie wahano się odbierać ziemi już przydzielonej, jeżeli zaczęła ona przedstawiać dla osadników jakąkolwiek wartość. W tym miejscu postawimy tylko pytanie- jak obroni Pan Salwowski fakt, że Indianom stworzono „rezerwaty”? Czy Pan Salwowski, jako, przyznajmy szczerze, człowiek dość oryginalny i niebanalny, chciałby, by umieszczono go „rezerwacie”? Uznałby to za wyraz ochrony i wyróżnienie?
Rozczulająco wręcz brzmi próba Autora zbagatelizowania krzyczących wniosków wynikających z porównania sytuacji Indian w Amerykach. Czytelnik odnosi rażenie, że katoliccy osadnicy zachowując przy życiu miejscową ludność (aczkolwiek przyznać należy, że i tu dochodziło do sytuacji budzących grozę) wręcz popełnili jakiś historyczny błąd a związki z miejscowymi kobietami Autor wręcz potępia. Czyżby był Pan rasistą, Panie Mirosławie? Najwyraźniej nie wie Pan też, lub wiedzieć nie chce, że głównymi autorami okrucieństw w Ameryce Południowej byli urzędnicy państwowi a duchowni mitygowali ich, starając się (poza mało chlubnymi wyjątkami) hamować ich zapędy. Czy słyszał Pan może o redukcjach paragwajskich? Jako osoba z ambicjami recenzenta filmowego powinien Pan przynajmniej znać klasyka jakim jest „Misja” i umieć umieścić treść tego filmu w kontekście historycznym.
Odpowiedź na pytanie czy w Ameryce doszło do ludobójstwa Indian nie jest prosta. Sama definicja ludobójstwa przyjęta w dokumentach prawa międzynarodowego wcale nie jest jednoznaczna. Nie jest ważne jednak, jak nazwiemy to , co wydarzyło się w Ameryce w XVIII i XIX wieku. Dokonano tam zbrodni, to biali pojawiając się i postępując tak a nie inaczej uruchomili machinę przemocy. Nie ma tam niewinnych ale to Indianom zabrano ich ziemie. Bawienie się liczbami w rodzaju, czy ludobójstwo zaczyna się od wymordowania 10 czy dopiero 20% populacji jest po prostu żałosne. Teraz nie zmienimy tego co zaszło, ale mamy obowiązek mówienia prawdy i rzetelnej, w miarę możliwości obiektywnej oceny. I, wbrew myśleniu Autora, ten sposób bardziej przysłużymy się chrześcijaństwu niż mącąc i szerząc kłamstwa i niedomówienia.
Przy całym szacunku do prawa posiadania własnego zdania odnosiły wrażenie, ze Pan Salwowski uważa amerykańskich autochtonów za – co najwyżej – podludzi albo wręcz zwierzęta i zgadza się na ich wytępienie w imię zdobycia lebensraumu, przestrzeni życiowej dla białego człowieka, przedstawiciela rasy panów. Można by takie przedstawienie spraw zbyć pogardliwym milczeniem gdyby nie jedna, szczególna okoliczność. Otóż Autor jest postrzegany przez swoich czytelników jako ortodoksyjny katolik a poglądy przez niego głoszone są często przedstawiane jako charakterystyczne dla wszystkich wyznawców Chrystusa uznających swoją podległość wobec Rzymu. Na to zgody być nie może, zwłaszcza w czasach, kiedy każdy pretekst do oplucia katolików jest dobry a gratka w postaci elaboratu dowodzącego, że mordowanie ludzi innych niż biała ras jest w porządku na pewno nie ujdzie uwagi wrogów Kościoła.
Podsumowując- jesteśmy zdania, że tekst Mirosława Salwowskiego obciążony jest następującymi kardynalnymi wadami: manipulowanie i przeinterpretowywanie faktów w celu udowodnienia swojej tezy za wszelką cenę, pomijanie istotnych i powszechnie znanych faktów dla własnej wygody, brak umiaru przy forsowaniu za szelką cenę własnej opinii a przede wszystkim, gigantyczna hipokryzja prowadząca do myślenia niechrześcijańskiego, bo o myśleniu historycznym nie ma co ogóle wspominać odniesieniu do tego tekstu.
Monika Nowak&Alexander Degrejt
Komentarze
Drogi Piogalu, z milionami przesadziłeś bo nawet tylu Indiana nie było, a siepacze byli państwowi, głównie protestanccy. W Ameryce Południowej Kościół katolicki był raczej wsparciem dla Indian a ich mordowaniem zajmowały się osoby dość mało katolickie. Powoływanie się na Pana Terlikowskiego jako źródło informacji, jest mało dla mnie przekonujące, gdyż, z całym szacunkiem, wykształconym będąc, na historii, w przeciwieństwie do mnie się nie zna, tak ja ja nie znam się na przykład na filozofii, gramatyce gruzińskiej czy chemii.
Protestanckie ” Ostateczne rozwiązanie „
Mówi się tylko o rzekomym „Protestanckim ostatecznym rozwiązaniu”, zawsze zapominając o drugiej stronie medalu. To prawda, że pomiędzy 1607 a 1890 rokiem,historia dzisiejszych Stanów Zjednoczonych była częstym świadkiem walk z Indianami. Ale, nie jest prawdą, jakoby regułą w nich było dokonywanie przez białych protestantów masowych morderstw na bezbronnych tubylcach.
Co więcej, nie jest wcale tak jasne, która ze stron konfliktu była tu bardziej agresywna i okrutna. Wedle książkiWilliama M. Osborna, autora książki pt. „The Wild Frontier: Atrocities during the American-Indian War from Jamestown Colony to Wounded Knee” w latach 1622 – 1890, biali koloniści „w aktach okrucieństwa” zabili 7. 193 osoby, za to z rąk Indian zginęło w ten sposób aż 9.156 ludzi. Osborn pod mianem „aktów okrucieństwa” zdefiniował morderstwa, tortury, okaleczanie i rany zadawane cywilom lub jeńcom wojennym.Należy też wziąć pod uwagę okoliczność, iż nie wszystkie zdarzenia, które są dziś nazywane „masakrami”, należałoby uznać za zbrodnie wojenne w sensie prawnym czy moralnym. Przykładem tego mogą być choćby wydarzenia w Wounded Knee z 1890 r., które uważane są powszechnie za ostatnią masakrę dokonaną na Indianach przez białych.
Tymczasem, wszystko tam zaczęło się od serii strzałów oddanych przez wojowników z plemienia Siouxów do żołnierzy 7 pułku kawalerii armii USA. W istocie rzeczy pod Wounded Knee mieliśmy do czynienia raczej z kilkugodzinną bitwą z uzbrojonymi Indianami, aniżeli masakrą. To prawda, że pewną część z zabitych wtedy Siouxów stanowiły kobiety i niezdolne do walki dzieci, ale w warunkach bitwy toczącej się na terenie, w którym mężczyźni, niewiasty i dzieci są mocno ze sobą wymieszane, takie tragiczne zdarzenia są wręcz nieuniknione i nie zawsze muszą łączyć się zamierzonym i celowym zabiciem niewinnej oraz bezbronnej osoby.
Warto wspomnieć, iż ranni wojownicy nie byli dobijani przez amerykańskich żołnierzy, lecz zostali przetransportowani do szpitali , co przeczy całkowicie ludzią nazywającym to wydarzenie masakrą , stawiając ich raczej jako stronniczych ignorantów historycznych .
Oczywiście, nie można zaprzeczyć, iż w wojnach z Indianami zdarzały się też akty prawdziwego i dużych rozmiarów okrucieństwa ze strony białych, w których celem ataku byli bezbronni lub/i pokojowo nastawieni autochtoni. Najbardziej ewidentnym tego przykładem jest masakra dokonana w dniu 29 listopada 1864 r. przez oddział pułkownika Johna Chivingtona na obozowisko plemienia Cheyene i Arapaho pod Sant Creek.
Należy piętnować każde zamierzone zabicie niewinnego człowieka, ale nie powinno się przy tym zapominać o zachowaniu pewnych proporcji i słusznych zastrzeżeń. Nawet, jeśli anglosascy i amerykańscy koloniści w ciągu 278 lat celowo zabiliby 7. 193 Indian to nie sposób nazwać tego mianem „ludobójstwa”. Propagatorzy mitu „o ludobójstwie Indian” niewiele mówią o drugiej stronie medalu, czyli niewinnych ofiarach po stronie białych osadników.
Wizja Indian, jako „owieczek bez skazy” dręczonych przez żądnych krwi kolonistów, mało ma , czyli nic wspólnego z prawdą historyczną . Ludzie zarzucający Protestantą że po pewnym czasie pewne stany zaczeły płacić za skaply Indian , muszą przyznać że cała ta sytułacja jest winą i ciążyć będzie na Indianach , którzy są w całości jej winni , za co powinni zostać wiecznie potępieni przez Historie . Cała Praktyka Skalpowania była obca Europejczyką , Pogardzana była przez Brtytyjczyków jako haniebna , barbarzyńska i niegodna . To Indianie zapoczątkowali i stosowali tą praktyke , brytalnie skalpowali oni Brytyjczyków w Wojnie Francuzko – Brytyjskiej .
Idnianie uważali rytułał skalpowania za święty , miał on zastraszać psychologicznie swoją brutalnością przeciwnika .
Nic dziwnego że w czasie eskalacji konfliktów Amerykańsko – Indiańskim , stany odegrały się Indianą w podobny sposób . Historia Indian i ich okrutnych praktyk obala wszelkie próby atakowania za odwet Amerykanów . Innym kłamstwem jest to że wszystkie stany ameryki , prowadziły tego typu odwetową działalność przeciwko Indianą .
Wymyślne torturowanie jeńców wojennych (po którym nieraz następowały uczty kanibalistyczne) oraz gwałcenie białych kobiet było normą pośród rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej. Pierwszą rzezią na terenie dzisiejszych USA był mord dokonany przez Indian w 1622 roku, z plemienia Powhatan na 347 mężczyznach, niewiastach i dzieciach zamieszkałych w Jamestown. Innym z wielu przykładów podobnego okrucieństwa ze strony tubylców było postępowanie Siouxów podczas buntu (nazywanego dumnie „powstaniem”), jakie wszczęli w sierpniu 1862 roku, w stanie Minnesota. Owo „powstanie” zaczęło się od podstępnego wymordowania przez Indian pokojowo nastawionych doń osadników, a dalszy jego przebieg polegał na atakowaniu, paleniu, plądrowaniu domów ludzi, którzy nie tylko, że najczęściej nie czynili niczego złego „czerwonoskórym”, to jeszcze nawet nie bronili się w obliczu ich agresji.
Szacuje się, że w wyniku tego buntu zamordowanych zostało aż 737 białych osadników (w zdecydowanej większości kobiet i dzieci), zaś ok. 30 do 40 tysięcy z nich musiało uciekać przed pożogą. Trudno się zatem dziwić, iż początkowo, aż 306 uczestników „powstania” (które główną treścią było zabicie kilkuset pokojowo nastawionych farmerów i członków ich rodzin) sąd wojskowy skazał na karę śmierci. Ostatecznie jednak zrewidowano liczbę tych wyroków i na szubienicę skazano 40 Siouxów .
NIE ISTNIAŁ plan eksterminacji Indian, nie było nawet jego wykonania, więc trudno mówić o ludobójstwie. Chciałbym dodać, że dla Indian Północnoamerykańskich bardzo często większymi wrogami były inne plemiona niż biali osadnicy z któymi Indianie walczyli od lat , zanim pojawili się koloniści Europejskich narodowości .
Obrońcy indian twierdzą , że Indianie brali Białych Kolonistów za zagrożenie , bo ci rzekomo według nich ” roznosili choroby, grabili ich ziemie, handlowali whisky od której Indianie się uzależniali i alkoholizm jest pod dziś dzień problemem w ich społeczności. ” .
W całej historii znajdziemy masy ludzi uznających innych ludzi za zagrożenie ale nie postępujący w taki sposób , ja znam ludzi którzy poprzez ” zagrożenie ” mordowali innych . Byli to i są nadal Rzymscy Katolicy – mordujący heretyków wierzących Biblijnie .
Czy masowe mordowanie heretyków może być usprawiedliwione przez rzekome zagrożenie ? W przypadku Indian patologia tego argumentu jest jeszcze gorsza , wystarczy spojżeć .
Obrońcy Indian sami przyznają którzy wysówają takie argumenty , że zarówno Indianie jak i Biali Handlowali ze sobą – co to oznacza ? To oznacza że mieli swoje rynki , nie mieli potrzeby mordować się wzajemnie , nie mogą mówić o zagrożeniu . Handlowanie z wrogiem wydaje się możliwe jedynie w Organizacji Świadków Jehowy , obrońcy Indian taki pogląd sprawy chcą jednak narzucić .
Pewien człowiek – Adolf Hitler , głoszący zagrożenie z strony żydowskiej , doprowadził do Holokaustu . Czy Żydzi Byli zagrożeniem ? Nie .
Czy Biali byli zagrożeniem ? Handel to nie zagrożenie , argumenty Indiańskich zwolleników są jeszcze bardziej fanatyczne niż można by uwierzyć na pierwszy rzut oka . A to dlatego że aby bronić Indian zrobili z nich debili – ludzi ułomnych i idiotów , po prostu małe dzieci , nie zdolne egzystować w społeczeństwie .
Obrońcy Indian twierdzą że powodem i usprawiedliwieniem dla mordów białych przez Indian jest to że biali Handlowali Wisky . Mają jednak błąd w tej wypowiedzi pod względem logicznym dyskfalifukujący ich argument .
Ponieważ ci Indianie musieli Wishy KUPIĆ . I musieli tego CHCIEĆ , jak każdy wolny człowiek . Jak można usprawiedliwiać Indian twierdząc , że kto kolwiek handlowął Wishy a oni to kupowali i się nią spijali ? Nie można , to nie możliwe .
Każdy chłop w średniowieczu , który żył o wiele ciężek od Indian , utrzymywał rodzinę i był uciskany , polował i również spożywał napoje alkoholowe , Indianie mogą zostać conajwyżej pogardzeni z tego powodu że ich styl życia jest tak absurdalny by nie dorównać zwykelmu chłopowi z średniowiecza .
Biali Roznosili Choroby ? Ale i znajdywali lekarstwa , to nie była sytułacja jak w Ameryce Południowej gdzie ospa wybiła Miliony , w Północnej takich sytułacji nie było , Indianie za to roznosili nierubstwo wyznając ideologie anty rozwojową a pracownika uważając za niewolnika i gardząc nim , i co ? I Amerykanie mogą wszystkich wybić ?
Czemu X plemie Indian może zaatakować bez konsekwencji dla obrońców inidan inne plemie Y Indian , ale jaka kolwiek forma czego kolwiek wobec białych kolonistów wobec Indianina która będzie negatywna – jest wręcz masakrowana przez tych wszystkich psudo obrońców ? To czysta farsa , jak już pisałem wcześniej – to rasizm .
Zasada ponownego przepisywania Historii – Indian usprawiedliwamy ze wszystkiego a kolonistów oskarżamy na nie istniejącej zasadzie pierwszeństwa , czyli obarczamy ich o każdą złą rzcz jaka miała miejsce na kontynęcie Ameryki Północnej bo nie byli tam pierwsi .
Czemu Hiszpanie nie są oksarżani o ESKPANSJE , na południową AMeryke – podbicie jej , zniszczenie 2 Imperiów , Inków oraz Majów i zawładnięciem całą Ameryką łacińską oraz południową gdzie ich zarządzanie było żałosne i efektem tego dziś śą państwa-patologie ?
A oskarżani są amerykanscy koloniści którzy zamiast podbić w kilka lat plemiona Indiańskie robili wszystko aby żyć z nimi w zgodzie a nawet po ich pokonaniu , zrobić wszyszstko aby ich nie wymieszać etnicznie i zachować unikalnie , tworząc im ich patetyczne rezerwaty gdzie kultywują zbieranie pędów z ziemi .
Dlaczego na tej samej zasadzie , obrońcy Północno Amerykańskich oskarżają Białych kolonistów o roprowadzanie Wisky , a nie oskarżają ich o ropowszechnianie KONI ?
Rząd amerykański długo tolerował mordy Indian na pograniczu, jawnie wpływając na gazety aby nie opisywaly ich bestialstwa, po prostu kierował sie poprawnością polityczną. Indianie nie byli bezbronnymi ofiarami imperializmu amerykańskiego, to wierutna propaganda.
Dość powiedzieć, że największego ludobójstwa na ziemi amerykańskiej dokonali własnie Indianie na białych zrównując całą osadę i mordując kobiety i dzieci. Najechali na fort Parkerów, zamordowali Marthy Shermann – kobiete w ciązy, która umierała cztery dni, zgwalcona, oskalpowana i przebita strzałą.
Mordu dokonał Peta Nocona, ojciec słynnego Quanaha. Państwo Shermann zaprosili ich do domu nakarmili i zostali bestialsko zamordowani. Takich opisów jest wiele, Indianie łamali traktaty, lubowali sie w torturach, gwałcili i mordowali dzieci często je porywając, sprawa Cynthii Ann-Parker to był ich swiat przemocy, gwałtów i tortur na tzw. wrogach.
Wszyscy gorliwi sympatycy Indian zanim napisza kolejną bzdurę na poparcie anty protestanckich dogmatów , powinni wiedzieć, że eksterminacja jako taka nie była nawet możliwa ani nikt nie miał na celu jej dokonać , nigdy .
Podczas Konfiktu po powstaniu Dakotów w Minessocie , Amerykański Generał Sibley , wprowadził swoją armie do Północnej Dakoty w celu rozpawienia się z Dakotami . Pod ” Big Mound ” , Amerykańscy żołnierze spostrzegli Indian – Dakotów którzy zachowywali się przyjaźnie . Niekórzy z Indian podbliżyli się do obozu i zaczeli rozmawiać z zwiadowcami Shibleya . Gdy widząc to , Chirurg Josiah S. Weiser z 1 pułku konnych rangersów Minnesoty , podszedł do Dakotów , ci z nienacka zamordowali zastrzeliwując go . Zwiadowcy Shibleya widząc że Dakoci ich atakują , zaczeli się bronić , Dakoci jednak uciekli . W tym samym momęcie ukryci Dakoci za brzegiem rzeki , rzuszyli do ataku na Amerrykański Obóz . Widząc do Generał Shibley ruszył z żołneirzami na przeciwko atakujących go Dakotów . Ostatecznie za pomocą altylerii odpędzono Dakotów i ruszono za nimi w pościg . Te zdradliwe pozbawione wszelkiego sumienia oszustwa Indian , winne są potępienia .
Następnie Brich Coulee , gdy żołnierze Amerykańscy grzebali porzucone ciała wymordowanych przez Idnian Osadników – zostalii zaatakowani przez Wodza ” Mały kruk ” i doszło do bitwy .
Odnośnie samego Powstania Dakotów , fałszywie twierdzi się , że winnymi doprowadzenia do Powstania są Amerykanie . W roku 1851 Dakotowie zostali zmuszeni do odstąpienia Amerykanom swoich ziem na terytorium dzisiejszej Minnesoty i Iowy , a w zamian za to otrzymali wytyczony rezerwat oraz obietnicę wypłaty kwoty 1 665 000 dolarów . Zapewniono także o corocznej pomocy finansowej i dostawie zaopatrzenia Indianą , ze strony Rządu .
Indianie otrzymali więc w pełni korzystne waruki , a przez nastepne lata pokoju , Amerykanie aby usamodzielnić i ucywilizować Idnian , próbowali im wpoić zasady Życia Farmerskiego , ci jednak uważali system gospodarczy Białych Kolonistów , jako system niewolniczy , mimo jego skuteczności . Jednym z uczesnikiów Traktatu zawartego pomiędzy Dakotami a Rządem Amerykańskim z 1851 roki , był wódz Santee Mały Kruk .
Hipokryzja Indian w temacie porzucenia ich nieefektywnego sposobu życia nie mogącego ostać się w obliczu cywilizacji i uparte bezsensowne stanie przy tradycji , jest również potwierdzana przez Relacje Wodza Wielkiego Orła .
” Wielki Orzeł brał udział w naradach przywódców powstania, miał wpływ na podejmowane decyzje. Wielokrotnie powtarzał, że jest przeciwny wojnie, mimo to zdecydował się uczestniczyć w prawie wszystkich ważniejszych bitwach z białymi . Swoją relację Wielki Orzeł rozpoczął od opowiedzenia paru słów o sobie, następnie szeroko omówił przyczyny i okoliczności, w jakich doszło do wybuchu powstania. Stwierdził, że Indianie mieli białym bardzo wiele za złe. Wymagano od nich, by przyjęli styl życia Amerykanów, co było nie do zaakceptowania dla większości autochtonów, którzy pragnęli żyć tak samo jak przed zawarciem „Traverse des Sioux”, mieć możliwość polowania w każdym miejscu i sprzedaży futer . ”
– ” Powstanie Siuksów w 1862 roku w świetle relacji wodza Wielkiego Orła ” , Magda Agnieszka Piszczatowska , Wydział Historyczno-Socjologiczny Uniwersytet w Białymstoku , Strona 4
Co więcej jednak , Siuksowie nie tylko sami z własnej obludy , nie chcieli przyjąć efektywnego cywilizowanego , nie prymitywnego stylu życia , ale i uniemożliwali to własnym pobratymcą , których prześladowali okurtnie za to , że porzucili obłudne plemmienne prymitywne tradycje i przyjeli słuszność Amerykańskiego stylu Życia .
Na Ironie domagającą potępienia zakrawa fakt , że Prymitywni Pogańscy Komuniści , jakimi byli Indianie , zamiast być potępiani za ich całkowicie komunistyczne poglądy gospodarcze , są fanatycznie ochraniani przez ludzi którzy w różnych celach Indian bronią . Jednocześnie jednak wielu z tych ludzi komunistyzm potępia chodźby z powodu absurdalnej niewydolności gospodarczej oraz zniesienia prawa każdego człowieka – prawda do własności nadanego przez Boga – Indianie go nie uznawali , jednak tak samo jak prawdziwymi Komuniści – endemiczni komuniści Indiańscy byli takimi samymi Hipokrytami w swoich wierzeniach .
” Nie-Indianie czyli tak zwnai biali ludzie , są wyjątkowo przywiązani do komcepcji własności , zwłaszcza , jeśliw grę wchodzi ziemia . Mówią tak : ” Ja jestem właścicielem tego terenu , ja posiadam to pole . ” Dla białego człowieka własność indywidułalna jest bardzo ważna zarówno z prawnego jak i historycznego punktu widzenia . Indianie patrzą na to zagadnienie zupełnie inaczej , wielki duch stworzył ziemię i dał ją nam wszystkim abyśmy z niej korzystali . Żaden człowiek nie może powiedzieć ” to jest moja ziemia ” . My tego nie robimy bo wszyscy jesteśmy jej właścicielami . Dlatego te dwie koncepcje ścierają się od momentu przybycia białych gospodarczy . ”
– Indian Joseph Medicine , Archeolog , Starszy Plemienia Wron
Indianie wierzyli że własność prywatna nie istnieje i nie ma prawa do istnienia , że wszystko zostało dane im wspólnie , tym czasem przez całą Historie Indian , plemiona walczyły ze sobą , zażynając się i ograbiając z towarów i ziemi . O ile komuniści są jawnie nazywani Hiporytami a ich metody są potępianie i odsówa się ich od władzy , na temat obłudy Indian , celowo się milczy .
„ Niektórzy Indianie zdecydowali się na przystosowanie swojego życia do życia białych. Przyjęli chrześcijaństwo, zaczęli nosić spodnie i mieszkać w drewnianych domach. Przez Indian wiernych tradycjom nazywani byli „farmerami”, „krótkowłosymi”, „bryczesowymi ludźmi” lub „Holendrami”. Każda z tych nazwmiała swoje uzasadnienie: Indianie uprawiający rolę nazywani byli pogardliwie „farmerami”, ci, którzy porzucili tradycję noszenia długich włosów nazywani byli „krótkowłosymi”, ci, którzy nosili spodnie zyskali miano „bryczesowych ludzi”, natomiast nazwa „Holendrzy” powstała, ponieważ wielu osadników po północnej stronie rzeki miała niemieckie pochodzenie. Żywiono wobec nich niechęć, zazdrość i pogardę. Dochodziło do potyczek z osadnikami i Indianami, którzy porzucili plemienne życie. Wielki Orzeł przyznał, że słyszał o istnieniu sekretnej organizacji „Soldier’s Lodge” , której celem było wypowiedzenie wojny białym, lecz od razu dodał, że nie wiedział wiele na ten temat. ”
– ” Powstanie Siuksów w 1862 roku w świetle relacji wodza Wielkiego Orła ” , Magda Agnieszka Piszczatowska , Wydział Historyczno-Socjologiczny Uniwersytet w Białymstoku , Strona 5
Przez nastepne 8 lat , rząd Amerykański wywiązywał się z Obietnicy Zaopatrzenia i utrzymywania Indian na terenie ich rezerwatu , co zapewniało pokój . Jednak w 1858 roku , gdy Minnesota została włączona do Stanów Zjednoczonych , teren rezerwatu się nieco zmniejszył . Jako że Indianie nie chcieli przyjąć skutecznego systemy rolnego Białych Kolonistów , stali się zależni od pieniędzy agencji biura do spraw Indian oraz towarów białych handlarzy Amerykańskich .
Dopiero w roku 1861 , gdy wybuchła w Ameryce Wojna Domowa , Rząd spuźniał się z dostawami zapoatrzenia dla Indian , ponieważ toczył on wojnę z Konfederacją , która poprzez południową Katoline , wystąpiła z Uni i ” w wojnei perwersyjnej ” ostrzelano Fort Unii . Od tego momentu spowodował to zły stan i nędzne Indian w Rezerwatach , co doprowadziło do tego że musieli kupować otwary na kredyt . Bunt Dakotów wybuchł w 1862 , gdy od roku toczyła się już Wojna Secesyjna i rząd spóźnił się ponownie z Dostawą Zaopatrzenia . Wojna nie odcisneła piętna jedynie na Indian , ale i na Amerykan po dwóch stronach Konfiktu . Jednak Indianie postanowili się zbuntować i zaatakowali białych kolonistów w Mienessocie którzy byli ich sąsiadami .
17 Sierpnia 1862 roku , podczas trwania Bratobójczej Wojny Secesyjenj Między Kofederacją a Unią , Dakoci , rzekomo w ” poszukiwaniu jedzenia ” , z nienacka dokonali morderstwa 5 Białych Bezbronnych Osadników . W Odpowiedzi na barbarzyństwo Indian poprzez zamordowanie cywili , rząd Minesoty ukarał ich , przyznając pieniądzę należne Dakotą , sobie .
Jednak nie sprawiło to że Siuksowie – którymi Dakoci byli , zaprzestali mordu , przeciwnie , postanowili wymordować całą Minessote , a na swojego Wodza Wojnennego wybrali Małego Kruka , który miał nimi przewodzić .
18 Sierpnia , Dzień po zamordowaniu 5 białych osadników w Acton Township przez wojowników Indian , Dakoci przypuścili atak na Dolą Agencję w Minessocie . Rankiem 18 sierpnia Indianie zaatakowali i zdobyli zabudowania Dolnej Agencji , zamieszkanej przez Agenta do spraw Indian i rządowych urzędników .
Urzędnik Agent Myrick , w celu ratowania życia , wyskoczył przez okno z budynku z drugiego piętra , po czym zaczoł uciekać . Indianie jednak ścigali go i zamordowali w trakcie jego próby ucieczki . Biali Koloniści próbowali się bronić ,w trakcie walki zginęło 20 białych osadników a 10 wzięto do niewoli , zaś 47 uratowało się uczieką do w większości do Fortu Ridgley . W wyniku nagłego niespodziewanego atkau , Indianie obyli się przez żadnych strat dokonując Masakry Białych Kolonistów .
W tym samym dniu , 18 sierpnia , dowiedziawszy się o ataku i mordzie Indian w Dolnej Agencji , Amerykański kapitan John S. Marsh , z 46 Żołnierzami , wyrzuszył w jej stronę aby bronić się przed Atakiem Indian . W tym celu załadowali się na prom , by przeprawić się przez Redwood , aby dostać się na miejsce . Jednak podczas ładowania się na prom , Dakocie zaatakowali żołnierzy , zabijając ich , a Kapitan Marsh w raz z resztkami żołnierzy uciekał do brzegu , jednak w wyniku skurczu utuonoł .
Położone w Minessocie miasto ” New Ulum ” było zamieszkane przez 900 tysięcy osadników , zostało zaatakowane tego samego dnia , 18 sierpnia , przez Dakotów z pobliskich Lasów . W tym czasie sformułowany w mieście oddział rekrutów wyruszał na wojnę secesyjną , Dakoci przypuścili na niego atak , rozbiając i niszcząc oddział , którego nie dobitki uciekły schronić się z powrotem do miasta . Biali osdadnicy zaczeli przygotowywać się do odparcia ataku Indian . Kobiety i dzieci w celu ochrony umieszczono w budynkach ceglanych .
19 Sierpnia Dakoci przypuścili atak na New Ulum , w liczbie 100 wojowników ostrzeliwujac cywilów z Urwiska . Biali koloniści próbowali odpowiadać ogniem . W końcu Indianie wycofali się bo nastąpiła Burza .
Następnie do miasta dotarł pułkownik Charles Eugene Flandrau , w raz z Trzema lekarzami , którzy założyli w mieście szpital, który miał się opiekować rannymi . Pułkownik przybył ogółem z 300 ludźmi by bronić Miasto przed Indianami . Ulice miasta zostały zabarykadowane przez baiłych kolonistów z Miasta .
23 Sierpnia , Indianie zaatakowali New Ulum i otoczyli miasto . Zostali jednak odparci , ale w celu obrony biali koloniści spalili setki własnych budynków , a Wojska Unii zadecydowały o opuszczeniu miasta , ponieważ atak wywoał nie tylko głod ale i groźbe epidemii . W następnych dniach powstanie stłumiono .
Powstanie w Minessocie nie było winą Rządu Amerykańskiego , ani Amerykan którzy spełniali przez lata wzorowo pakty Idniańsko – Amerykańskie , i którzy również cierpieli głodem przez wojnę która wybuchła w Ameryce , a samych Indian , to Indianie są winni piekła które zgotowali .
Wieczna Hańba spada na Indiańskich ludobujców za powstanie Dakotów w Minessocie , oraz na tych , którzy przywołują obłudnie głosząc fałszywą historie buntu daokotów jako ” rzezi uciskanach indian ” , takich jak Peter Lengkeek , i inni którzy przepisują na nowo Historię w celu jej fałszowania .
„ Peter Lengkeek powiedział do zgromadzonego tłumu: „W 1862 roku, tych trzydziestu ośmiu zawisło jak przestępcy. Zginęli, ponieważ stanęli w obronie dzieci, kobiet, naszego sposobu życia, i za to zawsze będę im wdzięczny” ”
– Wolne Media ” , Upamiętnili egzekucje 38 powstańców Dakota Santee , 31.12.2012
Indiańscy Sprzymierzeńcy
Pomimo istnienia wrogich wyższej cywilizacji Białego człowieka Plemion , które irracjonalnie chciali pozostać przy swoich tradycjach i mordować białych , a także swoich współbraci którzy widząc wyższość cywilizacji Amerykańskeij , chcieli być jej uczestnikami , istniały lojalne białym kolonistą , mądrzejsze plemiona które opowiadały się po stronie Stanów Zjednoczonych , dostrzegając że są oni lepszym wyborem .
Jednym z plemion które wybrało drogę przyjaźni z Amerykanami było Plemie Wron .
Mit Wyniszczenia Indian poprzez wybicie Bizonów
Skór bizonów potrzebował sektor przemysłu wschodniego wybrzeża, również później bizony zabijano dla sprowadzenia żywności do pracowników budowy kolei Atlantyk-Pacyfik. Bizony również są przykładem samo wyniszczenia Indian.Przykładem takim mogą być plemiona Indiańskie na preriach, przed przybyciem białego człowieka polowanie na bizony było ogromna harówa, ciężko było się z tego utrzymać a plemiona prerii żyły najubożej ze wszystkich plemion w Ameryce Północnej.Jednakże wszystko się zmieniło po przybyciu białego człowieka, a dokładnie gdy sprowadzili konie Plemiona prerii stały się w ciągu kilku pokoleń najbogatsze, życie (czyli gł. polowanie)stało się lekkie i przyjemne, i na prerie ściągały kolejne plemiona stając się potęgą wśród reszty plemion , co oczywiście wykorzystywane było do walki między nimi samymi . Łatwiejsze, szybsze polowanie, większa ilość polujących, a także pojawienie się rynków zbytu na skóry dało właśnie taki efekt.
Niektórzy mogą twierdzić, że nic takiego się nie nie miało miejsca , oto jednak przykład . Fragment z książki „Batoche 1885″ Grzegorza Swobody z serii „Historyczne bitwy” Bellony.
Rząd Kanady z niepokojem oczekiwał chwili,kiedy zabraknie bizonów.W 1876 i 1877 roku parlament podjął decyzję o ich ochronie a Rada Terytorium wydała zakaz polowania przy pomocy zagród i wpędzania w przepaść,zakaz zabijania bizonów dla zabawy lub tylko dla zdobycia ozorów,zakaz zabijania cieląt oraz wyznaczyła okres ochronny od listopada do sierpnia.Metysi poczuli się pokrzywdzeni,bowiem Indianom przyznano prawo do „ograniczonego” polowania w zimie.Ale Indianie i tak podnieśli protest.Sam Siedzący Byk,szaman Sjuksów [ten od Little Big Horn],zabrał głos w tej sprawie. -Kiedy to Wielki Manitou dał rządowi kanadyjskiemu prawo zabraniać Indianom zabijania bizonów ? – zapytał.
Biali,którzy wiązali spadek liczebności bizonów z ich masowym zabijaniem,inaczej niż żyjący w symbiozie z naturą Indianie nie znali zasad funkcjonowania ekosystemu.Indianom było wiadome,że zasadnicze stada bizonów żyją na podziemnych preriach pod wielkimi jeziorami i tylko ich nadwyżki wychodzą na powierzchnię przez jaskinie i źródła rzek.Niektórzy sami to widzieli,albo znali takich,którzy widzieli.Ostatnio bizonów było faktycznie jakby mniej,ale należało je tylko wywabić na zewnątrz odpowiednimi szamańskimi rytuałami.Przepisy białych ludzi nigdy więc nie weszły w życie.Jednak mimo starań szamanów,w roku 1878 bizony zniknęły z północnych prerii (biali ignoranci twierdzili,że ich resztki zostały wypłoszone wypalaniem traw albo spłonęły w pożarach.
W poszukiwaniu bizonów plemiona Indian ruszyły na południe do Cypress Hills,wydzierając sobie wzajemnie tereny łowieckie.Policja szybko im ten sport uniemożliwiła;Kri i Czarne Stopy stoczyli ostatnią walkę w 1879 roku. Koniec wojen plemiennych przyśpieszył zagładę bizonów – teraz wszyscy Indianie mogli polować bez obaw bez obawy napotkania wroga.Decydujące było jednak,że przez likwidację odrębnych plemiennych terytoriów łowieckich,znikła rozdzielająca je „ziemia niczyja”,na której przedtem bizony znajdowały bezpieczne schronienie i mogły się rozmnażać. Jeszcze w lutym 1879 r. rząd oceniał,że bizonów wystarczy na pięć lat,ale ich populacja poniosła takie straty,że w ciągu trzech lat znikła,jakby ją ziemia pochłonęła.
Czarne Stopy wytępili bizony w Cypress Hills,a potem zabrali się za inne zwierzęta.”Po raz pierwszy zaczęli polować na antylopy i prawie wszystkie wybili”,głosił raport jednego z agentów.Po tym fakcie NWMP[Południowo-Zachodnia Konna Policja] zaczęła dostarczać Indianom żywności,zaś rząd wyłożył 10 tysięcy dolarów na zaopatrzenie „klęskowe”,ale wystarczyło ono na dwa miesiące.
Wronia Stopa[jeden z wodzów Czarnych Stóp] oficjalnie zażądał od komisarza do spraw Indian Edgara Dewdneya,by wypędzono Sjuksów z Kanady,a z rąk „nieznanych sprawców” zginął w Cypress Hills pierwszy policjant,19-letni konstabl Marmaduke Graburn [w 1881r. niejaki Gwiezdne Dziecko przyznał się do zamordowania Graburna,lecz mimo to został uniewinniony przez sąd przysięgłych.Już wtedy znana była w Kanadzie polityczna poprawność].Wyglądało na to,że może być jeszcze gorzej,więc komisarz Dewdney doradził swoim podopiecznym,aby poszli szukać bizonów w Stanach Zjednoczonych, i nawet dał im zapasy na drogę.Za „magiczną linią” zaroiło się od Czarnych Stóp,Sarcee,Assiniboinów,Kri,Pieganów i Gros Ventres.”Przez ich pozostawanie [w USA] zaoszczędziłem rządowi przynajmniej 100 000 dolarów” pochwalił się premierowi Dewdney,ale pogorszylo to stosunki amerykańsko-kanadyjskie.
Indianie wprawdzie bizonów w USA nie znaleźli,lecz stada bydła na pastwiskach też były nie do pogardzenia – w okolicy Fortu Benton w zimie 1880 roku zabili 3000 sztuk.Dalej na południe Czarne Stopy natrafili na ostatnie stado bizonów w Montanie,wytłukli je,a kilkadziesiąt tysięcy skór sprzedali handlarzom za whisky.Zima minęła na wzajemnych napadach,pijackich hulankach i bijatykach.W następnym roku bizony w Montanie skończyły się,więc mimo ostrzeżeń Dewdneya,iż „nie ma środków,by ich karmić”,głodni i obdarci Indianie powrócili do Kanady.Niestety,tam również bizonów już nie było.W 1881 r. Indianie zabili ostatnie – Czarne Stopy 50, Krew 35, Pieganowie 40, a Sacree 15.Teraz byli zdani na łaskę rządu.”Jeśli kiedykolwiek bezmyślni ludzie zostali ukarani za swoją skrajną nieprzezorność, to Indianie i mieszańcy z Terytoriów Północno-Zachodnich płacą teraz karę za marnotrawną rzeź bizonów sprzed zaledwie kilku lat.Bizon stał się swym własnym mścicielem,w takim stopniu,jak się nawet nie śniło jego bezlitosnym zabójcom”,skomentował współczesny uczony[William T. Hornaday,członek rady naukowej Muzeum Narodowego USA].
Zapominana Historia
Hisotria kreowana w dzieiszjeszych czasach jest w rzeczywistości , niezgodną z hisotrią generalizacją Białych Amerykan , jako zaprzysięgłych wrogów Indian . Fkatem jest jednak że to nie nikt inny jak Amerykanie doprowadzili do zniesienia niewolnictwa w Ameryce , natomiast w krajach ameryki południowej , kraje same musiały uchwalać tego typu postanowienia osobiście po uzyskaniu niepodległości .
Historia Ameryki jest wręcz przepełniona wielką Hisotrią ludzi którzy ścierali się poglądowo w sprawach tubylców oraz sprowadzonych niewolników .
Purytańscy kwakrzy zapoczątkowali w Ameryce Abolicjonizm – ruch działający na rzecz tubylców w Ameryce i Wielkiej Brytanii , oraz działający na rzecz suwerrenności niewielników .
Natomiast Jhon Braun , jeden z słynniejszych Abolicjonistów w Amerce , osobiście walczał z Konfederatami na wlasną ręke z swoimi synami i kilkoma sąsiadami , w odwecie za stosowane przez nich niewolnictwo , za co został skazany na śmierć po stłumieniu jego powstania przez Generała Roberta Lee .
http://pl.benio123o-pl.wikia.com/wiki/Rzekome_%22ludob%C3%B3jstwo%22_Indian
jesli tekst opiera sie na kilku przeklamaniach historycznych to nie moze byc wiarygodny..
Nie ma żadnych wątpliwości co do wymordowania ludności tubylczej, czyli Indian! To było Ludobójstwo! Co tam robiła biała hołota? Przecież te ziemie już ktoś zamieszkiwał! To tak jakby teraz wjechać na teren Texasu i zacząć zdobywać tereny pod własne osadnictwo. Indianie nie znali pojęcia granic w naszym rozumowaniu, co nie znaczy, że można sobie ot tak wjechać tam i przywłaszczać sobie czyjąś ziemię. I Indianie to nie dzicy jak się często ich nazywa. Tak że nazywajmy to po imieniu. Ludobójstwem ludności Indiańskiej! Koniec! Kropka!
Mordercy z hameryki, do dziś, mordują na całym świecie!!!!!!!! Obecnie rozwalają, Euro Azję, i kolaborują z ukr, banderowcami, tak jak angole w drugą wojnę iniemcy☠️????☠️☠️☠️☠️!!!!!!!!!