Obserwuj wątek
Coraz poważniej myślę o powrocie do sakramentów świętych. Bardzo pragnę uklęknąć wreszcie u kraty konfesjonału i wciąż widzę, że to jeszcze nie pora. Główną przeszkodą jest wymóg żałowania za grzechy. Mnie wymaganie żalu kojarzy się z worem pokutnym, jaki w Kanossie musiał na siebie nałożyć cesarz Henryk IV, oraz z samokrytyką, za pomocą której ludzie bronili zagrożonej skóry w czasach stalinowskich. W jednym i drugim przypadku upokarzano w ten sposób człowieka. Zresztą, czy nie ma w tym sztuczności, że nakazuje się człowiekowi mieć jakieś uczucie, mianowicie uczucie żalu? Autentyczne uczucie nie znosi rozkazu, ono z natury musi być czymś spontanicznym. Bardzo pragnę spowiedzi, bo chcę się pojednać z Bogiem. Wiem, że po spowiedzi moje życie będzie inne niż dotąd. Wiem, że będzie w nim więcej Boga. Ale jak na razie nie potrafię spełnić tego warunku dobrej spowiedzi, jakim jest żal za grzechy. Po prostu nie mam do tego wewnętrznego przekonania.
Spróbuję najpierw wydobyć ziarno prawdy, jakie dostrzegam w Pańskich odczuciach. Otóż szczególnie cenna wydaje mi się instynktowna pewność, jaką Pan odczuwa, że to niemożliwe, ażeby Pan Bóg w jakikolwiek sposób nastawał na moją godność i dążył do poniżenia mnie. On jest przecież źródłem i gwarantem mojej człowieczej godności! Toteż zanim zaczniemy mówić, czym jest żal za grzechy, trzeba sobie z góry uświadomić, że tylko wówczas żal jest prawdziwie religijny, kiedy realnie przyczynia się do odzyskania i utrwalenia mojej godności, która została poważnie naruszona przez mój grzech.
Sądzę, że najprostszą drogą, aby przestać się lękać, czy przypadkiem Bóg nie zagraża mojej godności, jest próbować zobaczyć, jak bardzo moja godność została poniżona przez mój grzech. Prorok Ezechiel pisze o obrzydzeniu, jakie ludzie „będą czuli do samych siebie z powodu swoich grzechów i z powodu swoich obrzydliwości” (Ez 36,31). Ale uwaga! Choćbym był największym grzesznikiem, obraziłbym Stwórcę, który mi udzielił daru życia, gdybym czuł wstręt do siebie w ogóle. Czymś dobrym może być tylko wstręt do siebie z powodu moich grzechów. I to pod warunkiem, że nie jest on jałowy, ale pomaga mi do nawrócenia. W ten sposób wstręt do siebie jako grzesznika przyczynia się do odzyskania przeze mnie godności człowieka jako Bożego przyjaciela.
Wydaje mi się, że główna przyczyna Pańskich problemów z żalem za grzechy tkwi w niesłusznym założeniu, jakoby rzeczywistość naszego grzechu wyczerpywała się w naszych grzesznych czynach. Otóż gdyby tak było, żal za grzechy nie byłby konieczny. Wystarczyłoby przed przystąpieniem do spowiedzi napełnić się wewnętrzną pewnością, że takich grzechów już nie będę popełniał – i przeprosić Boga mniej więcej w taki sposób, jak cudzołożny małżonek przeprasza współmałżonka za sprawiony mu ból.
Ale grzech mój to nie tylko moje złe czyny, to również coś niedobrego, co pojawiło się w moim wnętrzu i co jest źródłem tych złych czynów. Niech Pan się wczyta uważnie w następujący werset z Księgi Ezechiela: „Odstąpcie od wszystkich waszych grzechów, aby wam już więcej nie były sposobnością do przewiny” (18,30). Mowa tu o jakichś grzechach, które są sposobnością do przewiny, a zatem o grzechach, które znajdują się w sercu człowieka, bo tam jest przecież źródło naszych złych czynów. Toteż nic dziwnego, że zaraz w następnym zdaniu prorok Ezechiel zwraca się z następującym Bożym wezwaniem: „utwórzcie sobie nowe serce i nowego ducha!”
Powyższe spostrzeżenie pomoże nam prawidłowo zrozumieć opis żalu za grzechy, jaki znajduje się u proroka Joela: „Nawróćcie się do Mnie całym sercem, przez post i płacz, i lament; rozdzierajcie jednak serca wasze, a nie szaty” (Jl 2,12n). Krótko mówiąc, żal za grzechy – wyrażający się takimi lub innymi zewnętrznymi zachowaniami – wtedy dopiero ma swój sens religijny, kiedy dokonuje rozdarcia w moim sercu. Bo w sercu moim pojawiła się, niestety, jakaś skamielina, z której wyrastają moje czyny bezduszne, czyny obce miłości. Tę skamielinę trzeba oddzielić od tej części mojego serca, która pragnie żyć miłością – i z siebie wyrzucić, aby w całym moim sercu miłość odzyskała należne jej prawa.
Rzecz jasna, w ostatecznym wymiarze to sam Bóg sprawia przemianę naszych serc: „Wyjmę z nich serce kamienne, a dam im serce z ciała” (Ez 11,19; 36,26). Ale Jego przemieniająca łaska między innymi w ten sposób się wyraża, że uzdalnia nas do żalu, który ma moc „rozdzierać nasze serca” (Jl 2,12) i dzięki któremu możemy „utworzyć sobie nowe serce i nowego ducha” (Ez 18,31). Właśnie dlatego autentyczny żal za grzechy można nazwać skruchą: bo rzeczywiście kruszy on skamielinę mojego serca, dzięki czemu może ono pełniej otworzyć się na miłość.
Teraz wyobraźmy sobie człowieka, który postanawia porzucić swoje dotychczasowe złe postępowanie, ale który dokonuje tego bez żalu za grzechy. Nawet jeśli poprawa mu się udała, skamielina w jego sercu nadal pozostaje, toteż jego czynom brakuje dostatecznej miłości. Nawrócenie takiego grzesznika, który wprawdzie zaprzestał grzeszenia, ale nie wyrzucił z siebie grzechu, może być trudniejsze jeszcze niż nawrócenie kogoś, kto wciąż czyni wiele zła. „W głębi serca bezbożnika nieprawość doń przemawia, nie ma on przed oczyma Bożej bojaźni. Bo zaślepiony sam sobie schlebia i nie widzi swej winy, by ją mógł znienawidzić” – czytamy w Psalmie 36.
Przypatrzmy się jeszcze słowom proroka Jeremiasza: „Nikt nie żałuje swej przewrotności, mówiąc: Co uczyniłem? Każdy biegnie dalej swoją drogą, niby koń cwałujący do bitwy” (Jr 8,6). Przecież to chyba oczywiste, że słowa te odnoszą się zarówno do grzesznika czyniącego zło, jak do grzesznika, który porzucił swoje grzechy tylko zewnętrznie, bez nawrócenia serca.
Zwróćmy jeszcze uwagę na paradoks, jaki zawiera się w samym pojęciu żalu za grzechy. Z jednej strony nie chodzi tu o uczucie żalu, ale o skuteczne niszczenie w sobie grzechowej skorupy, a z drugiej strony o żalu za grzechy mówimy w taki sposób, jakbyśmy opisywali jakąś postawę emocjonalną. Nawet Pan Jezus mówił w ten sposób: „Błogosławieni, którzy płaczą” (Mt 5,4). Taka jest również atmosfera modlitw pokutnych, które znajdują się w Psalmach. „Moją ofiarą, Boże – modlił się Psalmista – duch skruszony; nie gardzisz, Boże, sercem skruszonym i pokornym” (Ps 51,19).
W tym miejscu musimy sobie powiedzieć bardzo wyraźnie: Żal za grzechy, który się ogranicza do samego tylko uczucia, jest czymś pustym i jałowym. Nie jest to żal autentyczny, nawet jeśli grzesznik przeżywa go z wielką intensywnością. Każdy spowiednik zna taką oto sytuację: Ktoś z łkaniem i płaczem wyznaje jakiś swój wielki grzech, a kiedy go zapytać: „Gdyby się to mogło odwrócić, czy już byś tego nie uczynił?” – potrafi odpowiedzieć: „Musiałem tak, proszę księdza, nie było innego wyjścia”. Widać jak na dłoni, że jest to żal czysto egocentryczny, który niczego nie zmienia w duszy człowieka.
Postawmy więc sobie naiwne pytanie: Dlaczego wobec tego używamy terminu „żal za grzechy”? Czy nie słuszniej byłoby mówić: „rozbijanie skamieniałego serca”, „kruszenie grzechowej skorupy”? I tak doszliśmy do najważniejszego momentu w tym moim liście do Pana. Właśnie „żal” jest tu terminem najwłaściwszym. Bo żal za grzechy jest to po prostu miłość, jaką – dzięki łasce Bożej – staram się wypowiedzieć Bogu ja, grzesznik, który się tej miłości sprzeniewierzyłem. To właśnie ta miłość chce się wyrazić między innymi w moich czynach pokutnych i to z tej miłości bierze się moc kruszenia skamieliny, jaka zalega moje serce.
Dla miłości zaś jest czymś naturalnym, że ogarnia również naszą sferę emocjonalną. Jeśli moje serce zalega lodowiec – powiedziała kiedyś śp. Anna Kamieńska – to trzeba ten lód z siebie wypłakać. A tylko ciepło miłości może roztopić lody, jakie znajdują się w człowieczym wnętrzu. I właśnie miłość jest sprawczynią smutku, o którym pisze Apostoł Paweł: „Raduję się nie dlatego, żeście się zasmucili, ale żeście się zasmucili ku nawróceniu. Zasmuciliście się bowiem po Bożemu, tak iż nie ponieśliście przez to żadnej szkody. Bo smutek, który jest z Boga, dokonuje nawrócenia ku zbawieniu” (2 Kor 7,9n).
Bywa jednak tak, że naszej miłości nie towarzyszy odczucie emocjonalne. Również autentycznemu żalowi za grzechy nie zawsze towarzyszy odczucie żalu. Bo najważniejsze, żebym zobaczył, iż Bóg, który mnie kocha, potępia mój grzech. I żebym umiał Bogu powiedzieć: „Boże, Ty masz rację! Mój grzech zasługuje na potępienie! I daj mi moc, abym umiał przyłączyć się do tego potępienia, jakie wypowiadasz przeciwko mojemu grzechowi! Abym uczynił to nie tylko wewnętrznym przeświadczeniem, ale również pokutnymi czynami!”
Otóż serdecznie życzę Panu, żeby jak najszybciej przyszła chwila, kiedy będzie Pan umiał coś takiego Bogu powiedzieć. Wówczas – niezależnie od tego, czy Pańskiej postawie żalu będzie towarzyszyło jego odczuwanie – „skłonią się ku tobie Boże wnętrzności” i Bóg poczuje się jakby „zmuszony okazać jej swoje miłosierdzie” (Jr 31,20).
O. Jacek Salij – „Poszukiwania w wierze”