Dzięcioł. Projekt czy przypadek? – Czy teoria ewolucji jest prawdziwa?

Obserwuj wątek
( 0 Obserwujących )
X

Obserwuj wątek

E-mail : *

Dr Luther Sunderland, naukowiec a zarazem ekspert w dziedzinie projektowania, zafascynował się znalezionym przez siebie szkieletem dzięcioła. Kości ptaka były doskonale oczyszczone przez owady. Przyglądając się uważnie szkieletowi, dr Sunderland zauważył dziwną rzecz – małe elastyczne kosteczki wychodzące z prawego nozdrza dzięcioła zachodziły łukiem za głowę i szyję i wchodziły do dzioba po drugiej stronie jego głowy. Czym były te dziwne kości? Stosunkowo wiele zwierząt posiada kości, których zadaniem jest usztywnienie nasady języka i taka jest ich zasadnicza funkcja (tzw. kości gnykowe). Jednak przypadek dzięcioła, który ma język skierowany w tył, skąd oplata jego czaszkę, jest wyjątkowy.
     Język dzięcioła
Dzięcioł zdobywa pożywienie za pomocą języka wyposażonego w zadziorki. Czubek języka pokryty jest kleistą substancją umożliwiającą dzięciołowi wyciąganie larw ukrytych w maleńkich korytarzach wewnątrz drzew. Okalające głowę i szyję pętle ukryte pod luźną skórą stanowią strukturę, która umożliwia językowi wtargnięcie na ok. 15 cm w głąb jamy pani larwy ukrytej w pniu drzewa.
Ktoś lub coś zaprojektowało język dzięcioła w wyjątkowy sposób. Jest on długi, ale zamiast powiewać na wietrze i plątać się wśród gałęzi w czasie lotu, chowa się za szyją, pod luźną skórą. Z tyłu drobne kości rozdzielają się zasadniczo na dwa języczki, które schodzą się przed wejściem z powrotem do dzioba. Ten szczegół w budowie bez wątpienia dodaje precyzji, gdy dzięcioł wyprowadza język, by pochwycić larwę.

Czaszka dzięcioła (po
prawej) i kości języka

Pięć cieniutkich i elastycznych kości połączonych maleńkimi stawami.1 Jak to się stało, że wychodzą one z prawego nozdrza, (gdzie znajduje się też mocowanie pochewki) 2 otaczają głowę i szyję, 3 wracając do wyżłobienia pomiędzy dwiema połówkami dzioba? 4

Ewolucja?

Zgodnie z teorią ewolucji, każdy krok prowadzący od poziomu pojedynczej komórki wzwyż, jest wywołany drobnymi, stopniowo akumulującymi się zmianami, które zaszły w wyniku błędów w kopiowaniu informacji sterującej budową organizmów żywych. Te błędy, nazywane mutacjami, zdaniem ewolucjonistów powstały przez przypadek, co oznacza bez inteligentnego kierownictwa Boga. Błędy w kopiowaniu informacji nie prowadzą do powstania lepszych instrukcji do tworzenia bardziej złożonych istot. To właśnie dlatego technicy, pracujący z promieniami UV, chronią się przed nimi, stosując ołowiane osłony bądź fartuchy.

Jednakże ewolucjoniści mają wystarczająco dużo wiary, by twierdzić, że mutacje te stopniowo sprawiły, że z bakterii powstali biolodzy, bądź, że Adam powstał z ameby. Wierzą, że w przeciągu milionów lat dobór naturalny wyselekcjonował organizmy, które na drodze mutacji wykształciły cechy ułatwiające im przetrwanie i wydawanie potomstwa, podczas gdy organizmy, w których zaszły szkodliwe mutacje, zginęły. Powodem, dla którego ewolucjoniści wierzą, że zmiany te wymagały długiego czasu, jest to, że większość mutacji stanowią przypadkowe zmiany w informacji sterującej budową białek, będących głównym składnikiem komórek. Drobne białka są zbudowane z długich łańcuchów jeszcze drobniejszych aminokwasów. Prawie wszystkie mutacje są szkodliwe, tak więc organizmy, które przeżywają, to zwykle te, w których nastąpiła zmiana zaledwie w obrębie jednego aminokwasu w jednej cząsteczce białka.

Jako że nawet prosty organ, taki jak język, zbudowany jest z wielu białek, komórek nerwowych, naczyń krwionośnych, itd., które muszą być doskonale skoordynowane, trudno wyobrazić sobie zmianę w obrębie jednego aminokwasu w jednej cząsteczce białka, mogącą spowodować powstanie jakiegokolwiek organu. Dlaczego więc nie mielibyśmy stwierdzić, że to cały szereg licznych mutacji wpłynął na daną kość, mięsień i nerwy równocześnie? Otóż dlatego, że prawie wszystkie mutacje są szkodliwe. Jeśli weźmiemy zestaw tysiąca mutacji i jedna byłaby korzystna, to i tak te setki pozostałych wywołałyby choroby genetyczne, które spustoszyłyby organizm. Uporczywie twierdząc, że Bóg niczego nie dokonał i że wszystko jest dziełem przypadkowych mutacji, ewolucjoniści stanęli w punkcie, w którym nie są w stanie w żaden przyzwoity sposób wytłumaczyć pochodzenia jakiegokolwiek organu złożonego.

Snują oni domysły, że dzięcioł musiał wyewoluować z innego ptaka z normalnym językiem wychodzącym prosto z dzioba. Jednakże żaden scenariusz mutacji nie byłby w stanie wyewoluować języka dzięcioła z języka normalnego ptaka. Dlaczego? Kiedy język normalnego ptaka zawinąłby się i zaczął rosnąć pod skórą w kierunku tyłu głowy, byłby całkowicie bezużyteczny do momentu, gdy nie zatoczyłby pełnego koła. I tylko ten ostatni krok ewolucji języka dzięcioła, kiedy to język powraca do przodu dzioba, wniósłby ewolucyjną korzyść.

Gdyby język wyszedł przez nozdrze i skierował się w kierunku tyłu głowy, ptak znalazłby się w bardzo niekorzystnej, z ewolucjonistycznego punktu widzenia, pozycji, aż do momentu, gdy wraz ze swymi kośćmi urósłby na tyle, by przebyć całą drogę okalając szyję, powracając do nasady dzioba i mogąc sięgnąć wystarczająco daleko, by dotrzeć do jedzenia. Jako że trzeba wziąć również pod uwagę kość, stawy, naczynia krwionośne, nerwy, jak i ciało, wymagałoby to wielu mutacji przebiegających na przestrzeni milionów lat. Przez te miliony lat, kiedy to język zataczałby pełne koło przez tył głowy, na drodze pojedynczych zmian zachodzących jednorazowo w jednym aminokwasie jednego białka, nie byłby pomocny w wychwyceniu żadnego jedzenia. W walce o przetrwanie utrata wkładu języka w gromadzenie jedzenia byłaby bardzo niekorzystna, biorąc pod uwagę inne ptaki. Dwa dodatkowe stawy i kilka centymetrów długości, dajmy na to, nie stanowią wartości ewolucyjnej tak długo, jak rosną w niewłaściwym kierunku. Dlatego też ten rodzaj mutacji nie mógłby zostać zachowany.

Język dzięcioła musiał zaistnieć od razu na bazie kompleksowego projektu. To wymagałoby działania inteligentnego twórcy. Jeśli język dzięcioła nie został zaprojektowany, ale powstał na drodze przypadkowych mutacji, to jedynie pierwsze mutacje, które przesunęły język do prawego nozdrza i skierowały go do tyłu, mogły mieć miejsce, ponieważ później ptak zdechłby z głodu.

Ewolucjoniści mówią nam, że organ, który nie jest przez pokolenia używany, zostaje wyeliminowany, nawet jeśli samo zwierzę przeżyje. Jeśli jakimś cudem dzięcioły by nie wyginęły, to język, który przez wiele pokoleń nie był używany, musiałby zostać utracony. Język dzięcioła stanowi silny dowód na to, że powstał on jako produkt inteligentnego projektu i stworzenia, bardziej niż na drodze ewolucji. Uświadamiając to sobie, niektórzy ewolucjoniści wymyślili kolejną historię, jak język ten mógłby wyewoluować. Kiedy po raz pierwszy przeczytałem te sugestie w e-mailu, wydały mi się tak nieprawdopodobne, że byłem pewien, iż nie zrozumiałem. Dopytywałem więc tak długo, aż upewniłem się, że właśnie to twierdził ten człowiek.

Według tej ewolucyjnej spekulacji język dzięcioła wyewoluował z języka normalnego ptaka: początkowo zakorzeniony był w jego gardle i sięgał w wprzód wprost przez dziób, tak jak u każdego innego ptaka. Później, nie czubek języka, ale jego korzeń przemieszczał się po troszku ze swojego pierwotnego miejsca w kierunku tylnej części gardła, stopniowo 'przekorzeniając’ się poprzez tylne otwarcie dzioba i zajmując coraz dalszą pozycję wokół tylnej części głowy. W ten oto sposób każde przemieszczenie się było korzystne z punktu widzenia doboru naturalnego, jako że długość języka zwiększała się, a czym dłuższy był język, tym dalej mógł sięgnąć w głąb tuneli do larw ukrytych w pniach drzew. To oczywiście wymagałoby dwóch kompletnie różnych rodzajów mutacji, które musiałyby być mniej lub bardziej doskonale ze sobą skoordynowane. Mutacje mające przesuwać korzeń języka wokół głowy, musiałyby być skoordynowane z tymi, które zwiększałyby długość języka. W przeciwnym razie, podczas gdy język przesuwałby się co raz dalej wstecz, coraz mniej byłby w stanie sięgnąć końca dzioba i poza dziób. Jeśli chodzi o kwestię przetrwania, stanowi to niekorzystne rozwiązanie. Sam fakt, że obydwie mutacje musiałyby być mniej lub bardziej skoordynowane z sobą, sprawia, że cała historia staje się mało prawdopodobna.

Jednakże, skoro już przywykłem do tego dziwacznego scenariusza, mogłem dostrzec, jak wiarygodnie brzmiało to dla ewolucjonisty, który miał na tyle wiary w teorię ewolucji, by twierdzić, że wszystko powstało na drodze selekcji naturalnej działającej w oparciu o przypadkowe mutacje. Ostatecznie, jeśli język wyciągał się coraz dalej poza dziób, to naprawdę mógł sięgnąć dalej, w głąb kryjówek robaków a im więcej pożywienia zdobył, tym więcej potomstwa mógł doprowadzić do wieku dojrzałości.

Przeczytaj jeszcze:   Czy światopogląd racjonalistyczny opiera się wyłącznie na faktach?

Wreszcie do mnie dotarło! Teoria ta zapomina wspomnieć o tym, że korzeń języka pokonywał pierwsze centymetry zmierzając w niewłaściwym kierunku! Ewolucjoniści twierdzą, że skoro język dzięcioła wyewoluował z języka zwykłego ptaka, to był początkowo umocowany w gardle, tak jak w przypadku pozostałych ptaków. Jedynym sposobem, w jaki język ten mógł dotrzeć do punktu, skąd mógłby wyjść przez bok dzioba, byłoby wykonanie przemieszczenia w przód ze swojego usytuowania w tylnej części gardła! Pierwszych kilka centymetrów język musiał przemieszczać się w przód, nie wstecz. Jako że w stworzonym wcześniej scenariuszu, przesunięcie języka wstecz zwiększałoby jego możliwość zachowania na drodze selekcji naturalnej, to później ruch w przód z tylnej części gardła do punktu, w którym mógłby wyjść przez tylne otwarcie dzioba, zmniejszyłby jego szanse na ocalenie.

Jeśli jednak, z drugiej strony, przesunięcie do przodu powodowało dalsze wyciągnięcie języka poza dziób i zwiększało jego szanse przetrwania, to znów ruch wstecz by je zmniejszał. Nie poparty żadnym dowodem argument, że język dzięcioła osiągnął swój obecny kształt dzięki korzeniowi, który przemieszczał się dookoła głowy, jest pełen sprzeczności i pod względem logicznym oparty na błędnych przesłankach.

Historia się pogarsza… Kiedy już język utorował sobie drogę dookoła szyi, jak podaje ta teoria, korzeń wepchnął się z powrotem do dzioba poprzez nozdrze. Dlaczego miałoby się tak stać? Jeśli wydłużenie języka zwiększyłoby szanse przetrwania, to ptaki, których języki nadal by się wydłużały poprzez przesuwanie się pod skórą w dół, w stronę brzucha, ogona bądź stopy, zostałyby prędzej zachowane drogą selekcji. Ptaki, u których ewolucja języka zatrzymała się w połowie drogi, by wepchnąć korzeń języka w nozdrze, zostałyby wyeliminowane.

Obydwa te scenariusze, które optowały za przesunięciami w przód i w tył, prowadzą do absurdu i wyeliminowania na drodze selekcji. Język dzięcioła jest silnym dowodem istnienia projektu.

    Inne systemy

Dziób dzięcioła pracuje jak wyspecjalizowane dłuto, które jest w stanie wciąć się w głąb drzewa. Poprzez przybijanie młotkiem stalowego dłuta człowiek może zagłębić się w drzewo w podobny sposób, w jaki dzięcioł robi to swoim dziobem. Jednakże w trakcie ciosania ostrze dłuta się tępi i po wywierceniu pewnej ilości dziur musimy ponownie je ostrzyć, w przeciwnym razie stępi się do tego stopnia, że staje się całkowicie bezużyteczne. Bóg wymyślił dziób dzięcioła w taki sposób, że sam się ostrzy. Gdyby było to coś prostego, co następuje na drodze drobnych przypadkowych zmian, to bez wątpienia jacyś kowale bądź specjaliści od metalurgii wpadliby na to, jak stworzyć samoostrzące się stalowe dłuta.

Jeśli człowiek spróbowałby łapać larwy w taki sam sposób jak dzięcioł, to niezależnie od tego, jak ostre byłoby jego dłuto, nie wiedziałby w którą stronę ciąć, aby połączyć się z tunelami, w których znajdują się larwy. Wyspecjalizowany język dzięcioła byłby bezwartościowy do czasu, w którym dzięcioł wykształciłby złożone mechanizmy lokalizowania i uderzania drobnych larw wewnątrz tuneli w wielkich pniach. Wszystkie te mechanizmy byłyby równie bezwartościowe bez posiadania wystarczająco długiego języka, który mógłby pochwycić larwę. Tak naprawdę, to ani długi język, ani mechanizmy lokalizacyjne nie byłyby do niczego przydatne, gdyby język nie był zdolny do przyklejania się do larw bądź wdzierania się do wnętrza drzew, by wyciągnąć larwy. Jeśli którakolwiek z tych trzech rzeczy wyewoluowałaby przed innymi, byłaby bezużyteczna i zostałaby wyeliminowana na drodze selekcji.

Jeśli którykolwiek ze wspomnianych systemów powstałby w organizmie zwykłego ptaka, to siła uderzenia o drzewo zabiłaby go. Wyobraź sobie coś, co działa na zasadzie dłuta wcinającego się w drzewo na czubku swojego nosa. Jeśli ptak przeżyłby pierwsze uderzenie, to z pewnością szybko zaniechałby dalszych wysiłków. Dzięcioł jest jednak zaopatrzony nie tylko w silny samoostrzący się dziób i wykrywacz larw, ale również we wspaniały system, który absorbuje wstrząsy, chroniąc głowę dzięcioła przed uszkodzeniami. Pierwszy dzięcioł, który wykształciłby oprzyrządowanie do wiercenia dziur w drzewach, zarzuciłby uderzanie lub zmarłby młodo, jeśli absorbery wstrząsu nie byłyby na swoich miejscach.

Dodatkowo, w porównaniu z innymi ptakami: „Pióra ogona (zwłaszcza to centralne bądź sterówki) są u dzięciołów bardzo silne i odporne na zużycie w czasie, gdy podpierają ciało ptaka w trakcie uderzania dziobem. Struktura palców i związany z nimi układ ścięgien i mięśni nóg tworzą funkcjonalny kompleks cech, które umożliwiają dzięciołowi wspinać się na pnie drzew i utrzymać swoją pozycję w trakcie uderzania w drzewo.” (Encyclopedia Britannica CD 98, „Birds: Major Bird Orders: Piciformes, Form and Function”).

Jakim pożytkiem byłyby sztywne pióra ogona, wyspecjalizowana struktura palców, wykrywacz i wyciągacz larw wraz ze swoją dodatkową pętlą wokół szyi, a także z absorberem wstrząsu, jeśli po wywierceniu kilku dziur dziób by się stępił i nie mógłby już dalej ciąć? Jeśli do prawidłowego funkcjonowania danej rzeczy musi zaistnieć równocześnie wiele systemów, to nazywamy to nieredukowalną złożonością stanowiącą dowód na inteligentny projekt.

    Wnioski

Według teorii ewolucji każdy system pozbawiony funkcji zostaje wyeliminowany na drodze naturalnej selekcji. Jeśli choć jeden z systemów charakterystycznych dla dzięcioła wyewoluował zanim pojawiły się pozostałe, które umożliwiłyby mu spełnianie swojej funkcji, to system ten zostałby wyeliminowany. Dowody zaprzeczają temu, jakoby specjalne systemy dzięcioła rozwinęły się na drodze przypadkowych mutacji, ponieważ wiele z nich musi działać wspólnie. Fakt, że one istnieją i funkcjonują, wskazuje na to, że te tak różne systemy zostały zaprojektowane, by wspólnie wykonywać swoją pracę.

Jako, że dowody wskazują na to, że dzięcioły nie mogły wyewoluować na drodze przypadkowych mutacji, dlaczego więc mutacje są uważane za uniwersalnych budowniczych każdej części wszystkich żywych organizmów, jak na to nalegają ewolucjoniści? Można by bez problemu wierzyć, iż rzeczy powstały na drodze mutacji, jeśli solidne dowody prowadziłyby do takich wniosków. Tak jest na przykład w przypadku większości chorób. Drobna zmiana w aminokwasach białka często zmienia białko funkcjonalne w inne białko wywołujące chorobę.

Niech więc dowody będą również naszym przewodnikiem w przypadkach takich jak dzięcioł, gdzie wszystko wskazuje na inteligentny projekt. Dlaczego przeskakiwać do wniosków, że skoro mutacje wywołują cukrzycę, to z pewnością uformowały też trzustkę, wątrobę, ryby, małpy i nas samych? Jeśli widzisz, jak ktoś burzy budynek za pomocą dźwigu wyposażonego w stalową kulę, to nie zakładasz, że wszystkie budynki zostały zbudowane przez dźwigi ze stalowymi kulami.

Niestety, dla wielu wiara w ewolucję jest częścią całościowej religijnej struktury, w którą należy upchnąć wszystko, niezależnie od tego, czy tam pasuje czy nie.

Dr Sunderland, właściciel czaszki zaprezentowanej na zdjęciu pisze: „Czaszka dzięcioła jest o wiele bardziej skuteczna w przekonywaniu naukowców o niedoskonałościach teorii ewolucji niż jakakolwiek książka w biblioteczce autora. Inne ptaki również posiadają kości gnykowe, ale wydaje się oczywistym, że trzeba by było jakiegoś cudu, by zakorzenić je w nozdrzu. Jeden ze znaczących ewolucjonistów, pracownik prestiżowego magazynu naukowego, po zbadaniu czaszki przyznał: 'Istnieją pewne anatomiczne cechy, których nie da się wytłumaczyć poprzez stopniowe mutacje na przestrzeni milionów lat. Tak między nami, to ja też muszę czasem wkalkulowywać działanie Boga’”.

Inny naukowiec, podczas badania kości języka pod mikroskopem, skomentował: „Bardzo łatwo stwierdzić różnicę pomiędzy rzeczami stworzonymi przez człowieka, a rzeczami stworzonymi przez Boga. Im bliżej przyglądasz się i powiększasz te stworzone przez człowieka, tym bardziej prymitywne się wydają, ale im bardziej powiększasz te stworzone przez Boga, tym bardziej precyzyjne i zawiłe się okazują. (Luther D. Sunderland, Creation Research Society Quarterly, vol. 12, Marzec 1976, s. 183).

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x