Obserwuj wątek
Wielkie nieszczęście spadło na mnie i na moją rodzinę. Syn mój był przez rok w Stanach Zjednoczonych. Tam związał się z jakąś sektą – z jaką, to nawet dokładnie nie wiem, w każdym razie nie są to świadkowie Jehowy. Moralnie jest bez zarzutu, ale nabrał dziwnej nienawiści do Kościoła katolickiego. Twierdzi, że Kościół nie trzyma się Pisma Świętego i że głosi rzeczy, których w Piśmie Świętym nie ma. Serce mi pęka z żalu, kiedy patrzę na to jego zbłąkanie. W prowadzeniu rozmów z synem wiele mi pomaga książka pt. „Poszukiwania w wierze”. Znalazłam w niej biblijne argumenty, dlaczego czcimy Matkę Bożą i dlaczego chrzcimy niemowlęta, bo w tamtej sekcie odrzuca się cześć dla Matki Bożej oraz chrzest małych dzieci.
Teraz bardzo potrzebuję argumentów na rzecz sakramentu kapłaństwa. Czuję, że gdyby go w tym punkcie przekonać, to chyba wróciłby do Kościoła. Wydaje mi się tak dlatego, że często, aż podejrzanie często, wygłasza mi coś takiego: „Pokaż mi w Nowym Testamencie chociaż jedno miejsce, gdzie Apostołowie albo inni ludzie są nazwani kapłanami. Jest tylko jeden Kapłan, Jezus Chrystus. Księża sami ustanowili się kapłanami i przypisują sobie władzę składania jakiejś ofiary. A przecież jest tylko jedna prawdziwa Ofiara: ta, którą jedyny prawdziwy Kapłan złożył na krzyżu”.
Tak jakoś czuję, że gdyby w tym miejscu syn zrozumiał swój błąd, to zrozumiałby prawdę Kościoła i by do niego powrócił.
Zastanawiam się, skąd bierze się ta łatwość, z jaką niektórzy katolicy porzucają Kościół, a nawet zaczynają go nienawidzić. Myślę, że – biorąc rzecz czysto po ludzku – zjawisko to ma przyczyny podobne do tych, z powodu których nieraz nasi rodacy z łatwością wyrzekają się swojej polskości, a niekiedy reagują z alergią na sam nawet wyraz „ojczyzna”.
Żyjemy w czasach kryzysu różnych naszych domów. Niektórym z nas uległy rozbiciu nawet nasze domy rodzinne. Domy duchowe, takie jak Ojczyzna czy Kościół, są niekiedy postrzegane głównie jako obciążenie i ograniczenie, z którego – podobnie jak to zrobił syn marnotrawny – chciałoby się wyzwolić. Otóż jeśli tak właśnie postrzegam mój dom duchowy, znaczy to, że nie zdaję sobie sprawy z tego, że niedocenianie go oznacza odcięcie się od wielkiej wspólnoty, obejmującej wiele pokoleń, oraz od takich soków żywotnych, jakich gdzie indziej nie znajdę.
Katolicy, którzy odchodzą od Kościoła do takiej czy innej sekty, nieraz mają poczucie odwrotne: że właśnie przezwyciężają swój stan duchowej bezdomności i wreszcie odnajdują dom, gdzie czują się naprawdę u siebie. Być może kwiat, który po ścięciu został włożony do wody, odczuwa podobnie: że warunki wyraźnie mu się polepszyły. W każdym razie ścięty kwiat włożony do wody rozwija się szybciej, niż kiedy był zasadzony w ziemi. Musi upłynąć trochę czasu, żeby docenić znaczenie zakorzenienia.
W zrozumieniu tych zjawisk w ich czysto ludzkim wymiarze może pomóc słynne rozróżnienie między Kościołem i sektą, jakie przeprowadził jeden z ojców współczesnej socjologii, Ernest Troeltsch. Socjologicznie rzecz biorąc, Kościołem – zdaniem Troeltscha – jest taka wspólnota religijna, w której udział jest sposobem przynależności do całego społeczeństwa, podczas gdy przynależność do sekty jest sposobem izolowania się od społeczeństwa. Przynależność do sekty może bardziej satysfakcjonować, gdyż sekta stara się „wynagrodzić” swoim członkom ich odwrócenie się od społeczeństwa większą wzajemną bliskością, poczuciem szczególnego wybraństwa, możliwościami niedostępnej im przedtem aktywności itp.
Do napisania tych uwag skłoniła mnie wzmianka w Pani liście, że syn nabrał dziwnej nienawiści do Kościoła katolickiego. Nienawiść zawsze oznacza jakieś izolowanie się od innych, a cóż dopiero powiedzieć o nienawiści do Kościoła, do którego należy większość własnego społeczeństwa.
Tyle moich uwag na płaszczyźnie czysto ludzkiej. Pani jednak pyta mnie o problem ściśle religijny: Dlaczego księża spełniają w Kościele posługę kapłańską, skoro jedynym Kapłanem jest Chrystus?
Przypomnijmy najpierw, co Nowy Testament mówi o tym jedynym kapłaństwie Jezusa Chrystusa. Najważniejsza wypowiedź na ten temat znajduje się w Liście do Hebrajczyków: „I gdy tamtych [w Starym Testamencie] wielu było kapłanami, gdyż śmierć nie zezwalała im trwać przy życiu, Ten właśnie, ponieważ trwa na wieki, ma kapłaństwo nieprzemijające. Przeto i zbawiać na wieki może całkowicie tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi” (7,23-25). I następnie List do Hebrajczyków wyjaśnia, że Chrystus Pan jest nie tylko jedynym Kapłanem, ale też swoją Ofiarę złożył jeden jedyny raz, mianowicie z samego siebie (w. 27).
Co zatem – w świetle tej wypowiedzi – znaczą te zdania w Nowym Testamencie, gdzie kapłanami nazywa się wszystkich wierzących w Chrystusa? Na przykład dla Apostoła Piotra jest czymś oczywistym, że skoro jako wierzący w Chrystusa jesteśmy Kościołem, to mamy w sobie coś kapłańskiego: „niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa” (1 P 2,5; por. w. 9). W Apokalipsie mówi się aż trzykrotnie, że Chrystus „uczynił nas królestwem – kapłanami dla Boga i Ojca swojego” (Ap 1,6; por. 5,10; 20,6). Nawiasem mówiąc, jest to powtórzenie fascynującej idei z Księgi Wyjścia (19,6), że jako lud Boży mamy być kapłanami, czyli oddawać Bogu cześć w imieniu całej ludzkości, a poniekąd w ogóle w imieniu całego stworzenia.
Skoro jest tylko jeden Kapłan, Jezus Chrystus, co to znaczy, że my wszyscy – również Pani, jako wierząca w Chrystusa i ochrzczona – jesteśmy powołani do jakiegoś kapłaństwa? Jest tylko jedna odpowiedź na to pytanie: nasze kapłaństwo jest możliwe tylko jako udział w jedynym kapłaństwie Jezusa Chrystusa. Ostatni Sobór tak o tym pisze: „w Nim [w Duchu Świętym] wszyscy wierni stają się świętym i królewskim kapłaństwem, składają Bogu duchowe ofiary przez Jezusa Chrystusa i głoszą wspaniałe dzieła Tego, który ich wezwał z ciemności do przedziwnego swojego światła. Nie ma zatem żadnego członka, który by nie uczestniczył w posłannictwie całego Ciała, lecz każdy ma nosić w swoim sercu Jezusa jako świętość, a duchem proroctwa dawać świadectwo o Jezusie” (DK 2).
Istotą kapłaństwa jest zdolność do składania ofiar, które podobają się Bogu, zarówno za siebie, jak za innych. Otóż podobnie jak w ostatecznym wymiarze jest tylko jeden Kapłan, Jezus Chrystus, a wszelkie inne prawdziwe kapłaństwo jest uczestnictwem w Jego kapłaństwie jedynym, tak samo jest tylko jedna Ofiara, która może podobać się Bogu: jest nią ta Ofiara miłości, którą Jezus, jedyny Kapłan, złożył z samego siebie na Kalwarii.
Dlaczego zatem Słowo Boże również nas wzywa do składania ofiar Bogu? Na przykład Apostoł Paweł zachęca nas, abyśmy „dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz naszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12,1). Odpowiedź na to pytanie jest podobna do odpowiedzi na pytanie poprzednie: Jeśli pragniemy składać Bogu ofiarę z samych siebie, musimy zabiegać o to, aby jedyny Kapłan raczył włączyć tę naszą ofiarę w tę jedyną Ofiarę, którą On składa i która zawsze podoba się Jego Przedwiecznemu Ojcu.
Kto oczyma wiary zobaczy tę prawdę o jedynym Kapłanie i o jedynej Ofierze oraz o naszym uczestnictwie w jednym i drugim, natychmiast rozumie, dlaczego tak pierwszorzędne znaczenie ma w Kościele Eucharystia. „To czyńcie na moją pamiątkę!” (Łk 22,19; 1 Kor 11,24) – powiedział Pan Jezus, ustanawiając tę Tajemnicę uobecniania swojej jedynej Ofiary. Uobecnia się ona dla nas, abyśmy – jako poszczególni ochrzczeni, ale również jako cały Kościół – składali Przedwiecznemu Ojcu, w jedności z naszym jedynym Kapłanem, Jego jedyną Ofiarę, a zarazem abyśmy do tej jedynej Ofiary dołączali samych siebie i całą naszą drogę do Boga. Ten nasz udział w Eucharystii jest więc działaniem specyficznie kapłańskim. Nie tylko ksiądz przy ołtarzu, ale wszyscy, którzy w wierze uczestniczą we mszy św., włączają się w działanie jedynego Kapłana oraz w Jego jedyną Ofiarę.
Myślę, że już Pani rozumie, dlaczego księży, czyli tych naszych braci, którzy przewodniczą Kościołowi zebranemu na Eucharystię, nazywamy kapłanami. Przez sakrament chrztu wszyscy jesteśmy uzdolnieni i powołani do kapłaństwa królewskiego, o którym mówi zarówno Apokalipsa, jak i Apostoł Piotr. Natomiast ci, którzy przez sakrament święceń zostali wybrani na pasterzy i nauczycieli w Kościele, wypełniają kapłaństwo służebne. Zarówno jedno kapłaństwo, jak drugie – to królewskie i to służebne, to wszystkich chrześcijan i to pasterzy Kościoła – jest uczestnictwem w jedynym kapłaństwie Chrystusa Pana.
O kapłaństwie służebnym czytamy w Nowym Testamencie wielokrotnie. Słowa Pana Jezusa: „To czyńcie na moją pamiątkę” zostały skierowane do Apostołów, a nie do wszystkich wierzących. Zresztą przypomnijmy sobie, jak wyraźnie rozróżnia hierarchię w Kościele oraz tych, którym ona służy, Apostoł Paweł: „My jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą” (1 Kor 3,9). „Niech więc ludzie – czytamy nieco dalej – uważają nas za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych” (1 Kor 4,1). Zatem nie jest to wymysł ludzki – jak wydaje się Pani synowi – że jedni ludzie są dla innych ludzi „szafarzami Bożych tajemnic”.
O tym, że zdania powyższe dotyczą nie tylko Apostołów, najlepiej świadczy to, iż już Apostołowie ustanawiali w Kościele swoich pomocników i następców. Dokonywali tego przez sakramentalny obrzęd włożenia rąk. Proszę na przykład zauważyć niezwykłe słowa, jakie Apostoł Paweł napisał do młodego biskupa, Tymoteusza: „Przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez nałożenie moich rąk” (2 Tm 1,6; por. 1 Tm 4,14). Przeciętny ksiądz słucha wielokrotnie tych słów, bo są one często przypominane podczas rekolekcji dla kapłanów.
Już w czasach apostolskich tego sakramentu „włożenia rąk” udzielali nie tylko sami Apostołowie, ale również ci, którzy sami wcześniej otrzymali „włożenie rąk” od Apostołów. „Na nikogo rąk pośpiesznie nie wkładaj – upomina Apostoł Paweł wspomnianego przed chwilą Tymoteusza – ani nie bierz udziału w grzechach cudzych” (1 Tm 5,22). „Zostawiłem cię na Krecie – pisze Apostoł do innego ustanowionego przez siebie biskupa, imieniem Tytus – abyś ustanowił w każdym mieście prezbiterów” (Tt 1,5).
Ci wszyscy, którzy w ten sposób zostali ustanowieni w Kościele „stróżami” (z grecka episkopoi – „biskupami”) oraz „starszymi” (prezbiterami), ponoszą szczególną odpowiedzialność za Kościół. „Uważajcie na samych siebie – żegna się Apostoł Paweł z biskupami Azji Mniejszej przed swoją ostatnią podróżą – i na całe stado, w którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią” (Dz 20,28; por. 1 P 5,1-3). Zatem Apostołowie włożyli na nich ręce, ale biskupami ustanowił ich w Kościele sam Duch Święty – właśnie przez ów sakramentalny obrzęd włożenia rąk.
Jak Pani widzi, jest to zwyczajne sprzeciwianie się zamysłom Bożym wobec nas, ludzi, kiedy ktoś, powołując się na prawdę objawioną, że jeden tylko Chrystus jest prawdziwym Kapłanem, neguje nasze uczestnictwo w tym Jego kapłaństwie. Słowo Boże z całą jasnością mówi nam, że do udziału w jedynym kapłaństwie Chrystusa zostaliśmy powołani wszyscy przez sakrament chrztu: jako ochrzczeni możemy bowiem włączać samych siebie w jedyną ofiarę Chrystusa Pana i wraz z nim przedstawiać tę jedyną Ofiarę Przedwiecznemu Ojcu.
Natomiast przez „włożenie rąk” niektórzy ochrzczeni zostają powołani do służebnego uczestnictwa w jedynym kapłaństwie Chrystusa. Ci, którzy w ten sposób zostali wyświęceni na kapłanów, sprawują w Kościele Eucharystię i dokonują odpuszczenia grzechów, będąc szczególnymi współpracownikami jedynego Kapłana, który prowadzi swój Kościół do życia wiecznego.
Krótko mówiąc, syn Pani ma świętą rację, kiedy twierdzi, że jeden tylko Chrystus jest Kapłanem. Błąd jego polega na tym, że nie dostrzega tej wielkiej miłości Boga wobec nas, która wzywa i uzdalnia nas, zwyczajnych ludzi, do uczestnictwa w jedynym Chrystusowym kapłaństwie – wszystkich ochrzczonych wzywa i uzdalnia do uczestnictwa na sposób królewski, niektórych ponadto na sposób służebny.
Praktycznie tak jest zawsze: Kto oskarża naukę Kościoła o niewierność Słowu Bożemu, podejmuje ogromne ryzyko, że choćby miał najlepszą wolę, zacznie rozumieć Słowo Boże w sposób jednostronny i okaleczony. W końcu to przecież samo Słowo Boże nazywa Kościół „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3,15).
O. Jacek Salij OP, Nadzieja poddawana próbom,
W drodze – Wydawnictwo Polskiej Prowincji Dominikanów