Obserwuj wątek
Wszystko, co dotyczy zmartwychwstania Jezusa, było już od samego początku kwestionowane i podawane w wątpliwość. Jedni oskarżali apostołów o zwykłe oszustwo: ukradli ciało Ukrzyżowanego i sfabrykowali cudowną historię zmartwychwstania. Inni podejrzewali ich jedynie o zbytnią łatwowierność: Jezus nie umarł, ale był w letargu, albo groby zostały pomylone, halucynacje zaś wzięto za rzeczywistość. Jest jednak rzeczą charakterystyczną, iż pusty grób nie odgrywa żadnej roli w najstarszych świadectwach o Zmartwychwstałym. W Ewangelii św. Mateusza zarzut wykradzenia ciała przypisany jest kapłanom i faryzeuszom (Mt 28,13), co każe przypuszczać, że nieco później w taki sposób władze żydowskie próbowały przeciwstawić się rosnącej popularności chrześcijaństwa. Większość formułowanych aż do dzisiaj teorii wypływa zresztą z mało dokładnej znajomości świadectw chrześcijańskich i środowiska Nowego Testamentu, jak również z nieporozumień dotyczących religioznawstwa porównawczego. Ta właśnie dyscyplina dostarczyła w początkach naszego stulecia najsilniejszych, jak się zdawało, argumentów przeciw rzeczywistości Zmartwychwstania.
Wysunięto hipotezę, że pierwsi chrześcijanie, świadomie lub nieświadomie, kształtowali historię Jezusa według legend i kultów misteryjnych takich bogów pogańskich, jak Attis, Adonis, Ozyrys czy Dionyzos, którzy corocznie schodzili do podziemnego świata śmierci, by corocznie powracać znów do świata żywych (przeważnie były to bóstwa związane, przynajmniej pierwotnie, z wegetacją, cyklicznie obumierającą i budzącą się ponownie do życia).
Otóż hipoteza ta ignorowała całkiem odmienny charakter Zmartwychwstania Jezusa, gdyż jej twórcy i zwolennicy sprowadzili pojęcie zmartwychwstania do języka mitu. Sądzę, że warto tu przytoczyć zdanie wybitnego historyka religii greckiej, profesora Uniwersytetu Genewskiego, Jean Rudhardta. Zasługuje on może tym bardziej na naszą uwagę, że właśnie badania nad religią grecką IV w. przed Chr. skłoniły go w latach pięćdziesiątych do porzucenia zdecydowanego ateizmu na rzecz bliżej jeszcze nie określonego deizmu. Powiedział mi przy ostatnim naszym spotkaniu, że „dostrzegł za tym wszystkim jakąś rzeczywistość”. Chrześcijaninem jednak, przynajmniej wówczas, jeszcze nie był. Przeszedłszy natomiast na emeryturę, zaczął czytać Nowy Testament w taki sam sposób, w jaki poprzednio czytał pogańskich autorów greckich. I tutaj zafascynowało go zmartwychwstanie Jezusa. Oczywiście, religioznawca, zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że wiele jest bóstw zstępujących do świata umarłych, aby potem z niego powrócić. Zawsze jednak, jak mi powiedział, dzieje się to na płaszczyźnie mitu, całkowicie ahistorycznej (lub pozahistorycznej). Jezus jest natomiast konkretnym, historycznym człowiekiem, żyjącym w określonym środowisku i czasie. I to właśnie – zdaniem szwajcarskiego historyka religii – jest zjawiskiem niezwykłym i fascynującym.
Należałoby do tego jeszcze dodać, że dla chrześcijanina, zmartwychwstanie Jezusa nie jest – jak w micie – Jego powrotem do dawnego życia, lecz przejściem przez śmierć w rzeczywistość całkiem nową.
Co więcej, to przejście dotyczy także nas samych, naszego własnego zmartwychwstania. Taka jest przynajmniej treść wiary wierzących, choć wielu z nich nie zdaje sobie z tego sprawy, nie rozumiejąc najczęściej do końca, o co naprawdę chodzi.
Uczniowie Jezusa nieśli swym współrodakom i poganom niewzruszoną pewność, że spotkali się ze swym Mistrzem, zmartwychwstałym i żywym. Temu, że taką pewność mieli niemal żaden z poważnych badaczy dzisiaj już nie zaprzecza, i to bez względu na to, jak będzie to „spotkanie” interpretować, czy uzna je za zjawisko obiektywne, czy też za czysto subiektywne przeżycie. Trzeba tu jednak uświadomić sobie, że nie wszystko, co rzeczywiste, poddaje się analizie naukowej, nie wszystko można stwierdzić czy udowodnić posługując się ściśle naukowymi metodami. Wymykają się im bez reszty choćby uczucia ludzkie, wiele wewnętrznych doznań, lecz także i niektóre zewnętrzne doświadczenia. Jeżeli na przykład ktoś znajomy opowiada nam o niezwykłych przygodach, jakie spotkały go w podróży po Afryce, możemy mu tylko wierzyć, albo nie wierzyć. Zależy to przede wszystkim od zaufania, jakim tego człowieka darzymy, swoich bowiem nawet najbardziej realnych doświadczeń nie będzie mógł nam udowodnić. Uczniowie Jezusa również nie udowodnią nam niczego w sposób naukowy. Pozostaje otwarte pytanie: wierzyć czy nie wierzyć?
Chrześcijanin podchodzi do tego problemu nieco inaczej. I dobrze, jeśli o tej inności podejścia będzie pamiętał również ten, kto się za chrześcijanina nie uważa. Jeśli nie możemy nieraz dowieść drugiemu człowiekowi prawdy tego, co sami przeżyliśmy, to niewątpliwie tam, gdzie mamy do czynienia z Bogiem, gdzie chodzi o Jego objawienie, to, co rzeczywiste, musi niejednokrotnie przekraczać granice tego, co można historycznie stwierdzić. Moje zaufanie do opowiadającego mi o swoich przygodach podróżnika opiera się na tym, co o nim samym wiem z całą pewnością, co zostało mi już niejako „historycznie udowodnione”. Trochę podobnie (choć tu porównanie naturalnie kuleje) w pełni historyczne przesłanki pomagają chrześcijaninowi przyjąć tajemnicę Zmartwychwstania. Właśnie: przyjąć! Bo tajemnicy się nie dowodzi, można ją przyjąć, albo odrzucić.
Anna Świderkówna (1925 – 2008) – polska historyk literatury, filolog klasyczny, papirolog, biblistka, tłumaczka, oblatka tyniecka; profesor Uniwersytetu Warszawskiego, popularyzatorka wiedzy o antyku i Biblii. Ponad 30 lat kierowała Katedrą Papirologii (późniejszym Zakładem Papirologii) UW.
——————————-
Do powyższych słów prof. Anny Świderkówny można jeszcze dodać jedną rzecz:
Jezus został ukrzyżowany na początku lat 30 n.e. Faktem historycznym jest natomiast, że wiara w to, że Chrystus zmartwychwstał była sercem wiary chrześcijan już od samego początku. Co prawda być może nie mamyniepodważalnego dowodu na to, że w tym roku, w którym Jezusa ukrzyżowano chrześcijanie wierzyli, że zmartwychwstał (to tak czysto teoretycznie). Wiemy jednak, że jeszcze zanim powstał pierwszy tekst NT (I List do Tesaloniczan – rok 50/51), czyli najpóźniej w latach 40 n.e. chrześcijanie głosili zmartwychwstanie Jezusa. Wiemy to natomiast dzięki św. Pawłowi, który w swoim I Liście do Koryntian (połowa lat 50) zamieścił wyznanie wiary, które to na 100% – jak mówią uczeni – nie zostało stworzone przez niego:
3 Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł – zgodnie z Pismem – za nasze grzechy, 4 że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem: 5 i że ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, 6 później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli. 7 Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. 8 W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi [1Kor 15:3-8].
Anna Świderkówna: „Św. Paweł pisze do Koryntian może zapewne między 55 a 57 rokiem, powtarzając im raz jeszcze to, czego nauczał ich kilka lat wcześniej. Nauka owa nie stanowi jednak jego własności, on ją sam kiedyś przejął, a później przekazał Koryntianom. Apostoł posługuje się tutaj technicznymi terminami z języka rabinów. Użyte przez niego czasowniki to po hebrajsku odpowiednio gibbel i masar. Określały one sposób, w jaki uczeń przejmował tradycję od swego mistrza, aby następnie przekazać ją z kolei własnym uczniom. To czteroczęściowe zdanie z 15 rozdziału 1 Listu do Koryntian stanowi niewątpliwie wyznanie wiary. Paweł przekazał je korynckim chrześcijanom, a niezmiernie interesującą rzeczą byłoby wiedzieć, kiedy on sam to wyznanie otrzymał. Wydaje się prawdopodobne, że stało się to przy jego własnym chrzcie, a zatem pewno koło lat 35–36, ale może i później, już w Antiochii, przed rozpoczęciem podróży misyjnych, gdzieś w latach 45–49. W każdym bądź razie jesteśmy tu jeszcze bardzo blisko śmierci Jezusa”.
To co tutaj jest najistotniejsze to właśnie ten bardzo krótki okres jaki dzieli ukrzyżowanie Jezusa a wiarę w Jego zmartwychwstanie. Jeżeli rezurekcja była tylko wymysłem zaczerpniętym z pogańskiej mitologii to wszystko to dziać się musiało dużooo szybciej niż to zazwyczaj ma miejsce w obrastaniu danej postaci historycznej w legendę. Kilka, kilkanaście lat to jest nic. Tym bardziej, że pierwsi chrześcijanie byli przecież żydami, a więc ostatnimi ludźmi na ziemi, którzy mieliby skłonności do kopiowania pogańskich wierzeń. To oni przecież jako jedyni w tamtych czasach uważali, że istnieje tylko jeden Bóg. Ich nietolerancja wobec innych bóstw była tak duża, jak to tylko możliwe.Poganie wobec siebie nawzajem byli z kolei bardzo tolerancyjni.
>>> Na sam już koniec jeszcze trzy małe uwagi. W czasach starożytnych istniała ogromna ilość najróżniejszych bóstw. Egipt, Rzym, Grecja, Sumer, Babilon, Akkad, Asyria itp. posiadały swoje mitologie z całym panteonem bogów. Dodatkowo w przypadku wielu z tych bóstw istniało wiele wariantów mitu. Biorąc to pod uwagę czy to tak niezwykłe, że niektóre motywy z NT pokrywają się z elementami mitologii starożytnej? Poza tym, kto powiedział, że tylko to, co jest całkowicie oryginalne jest prawdą, a cała reszta nie? Przecież rzecz niepowtarzalna może okazać się fałszem, a coś znane również skąd indziej być natomiast prawdą.
Po drugie zastanówmy się: mity starożytne od samego początku były pisane językiem mitycznym/ bajkowym (wystarczy rzut oka i porównać to do Ewangelii); twórcy NT takiego języka unikali (sam fakt występowania cudów nie determinuje bajkowości/realności danego opisu; widać to najbardziej w zadziwiającym braku jakiegokolwiek opisu największego cudu NT – Zmartwychwstania), im zależało na tym, aby Jezus z Nazaretu był postacią w pełni historyczną, żyjącą w określonym czasie i miejscu. W takiej sytuacji nawet jeśliby ewangeliści znali te wszystkie postacie (i szczegóły z ich życia, np. zmartwychwstanie Attisa po 3 dniach) do których porównuje się Jezusa, to czy kopiowali by te detale? Przecież właśnie coś takiego sprawiłoby, że ktoś mógłby podważyć to, co zawarli w NT (a przecież im zależało, aby wszystko wyglądało na prawdę historyczną). Dużo bardziej prawdopodobne jest, ze jeżeli rzeczywiście istnieje jakiś paralelizm pomiędzy danym słowem czy czynem Jezusa, a szczegółem z życia jakiegoś bóstwa, to jest on całkowicie niezależny/przypadkowy. Oczywiście celowe nawiązania NT do ST do inna bajka.
Poza tym, jeśli Bóg istnieje, to świat stworzony przez Niego nie byłby światem powstałym na chybił trafił. Kto wie, być może cykliczność, którą widzimy w naturze – a której obserwacja przyczyniła się do powstawania w czasach starożytnych mitów o umierającym i powstającym bogu – została stworzona po to, aby rozbudzać pragnienie nieśmiertelności obecne już w człowieku i w ten sposób – że tak powiem – formować świat pogański, aby przygotować go na przyjęcie chrześcijaństwa, które wtedy byłoby spełnieniem właściwych oczekiwań/pragnień pogan, skierowanych wcześniej po prostu w złym kierunku. Benedykt XVI pisał w swoim „Jezusie z Nazaretu”: Mity czekały na tego, w którym przedmiot pragnień stał się rzeczywistością.
http://ps-po.pl/zagadka-pustego-grobu/ http://www.firstthings.com/article/1996/04/002-are-the-gospels-mythical
ARGUMENTY ZA WIARĄ#52A Zmartwychwstanie Chrystusa, a Adonis, Ozyrys i reszta towarzystwa.